Świadectwo młodego pielgrzyma. "Uświadomiłem sobie, że Kościół to potęga"
Jego naprawdę "nie przemogą bramy piekielne". Jego nic nie jest w stanie zniszczyć. Młodzi ludzie kochają chwalić Jezusa. Nieistotne, czy ich liczba wynosi 20 tysięcy czy 4 miliony.
Zapisałem się dzień przed wyjściem. Jak każdy dostałem legitymację pielgrzyma, naszywkę na bagaż, śpiewnik i informator. Spakowałem się i po prostu przyjechałem rano na ustalone miejsce zbiórki. Byłem na pielgrzymce tylko raz w życiu. Zdawałem więc sobie dobrze sprawę z tego, że na nogach będę musiał pokonać ponad 230 kilometrów. Wiedziałem jedno - idę dla Maryi i dla Jezusa, którego tak bardzo kocham. Idę, bo potrzebuję się modlić za swoją rodzinę, przyjaciół i za siebie…
Pierwsze, czego doświadczyłem to wielki entuzjazm i radość ludzi podążających do Częstochowy. Oni naprawdę wiedzą, czego chcą. Na pielgrzymce nie jest istotne, że kogoś nie znasz. Po prostu podchodzisz, przedstawiasz się i zaczynasz rozmawiać. Pozyskujesz nowych znajomych, którym możesz wiele powiedzieć, możesz polecić się ich modlitwie. Ludzie stanowią tam jedną całość, choć każdy jest wyjątkowy. To jest właśnie piękno Kościoła - jedno Ciało, ale wiele członków, którym przewodzi sam Chrystus. To przecież On nas prowadzi. My nie jesteśmy w życiu sami i… nigdy nie będziemy.
Po kilku dniach zaczynają boleć nogi. Pojawiają się odciski, bąble, rany… Ale my odważnie idziemy. Jak to jest możliwe? Przecież normalnie już dawno byśmy zrezygnowali, powiedzieli, że nie damy rady. Przypominają mi się słowa świętego Pawła: "Moc w słabości się doskonali". Zaczynam rozumieć je na nowo. Odnoszę je do swojej sytuacji, w której się znalazłem. Jestem słaby fizycznie, ale mocny na duchu. Bóg pomaga mi się nie poddać, podtrzymuje mnie, wyciąga do mnie swoje ręce. A ja wiem, że pójdę dalej, bo pielgrzymka to przede wszystkim wyrzeczenie i pokuta. Rezygnacja byłaby zbyt oczywista i… prosta. W życiu nie zawsze musi być łatwo i przyjemnie. Ale ludzie na pielgrzymce nie płaczą i nie rozpaczają z powodu tego, że jest trudno. Wręcz przeciwnie: oni się nawzajem pocieszają, uśmiechają do siebie, wspomagają dobrym słowem. Tuszują swój ból? Nie, raczej pokazują, że on ich nie zatrzyma w drodze do celu, którym jest ujrzenie Oblicza Jasnogórskiej Pani i powierzenie jej swoich spraw.
Uważam, że pielgrzymka to szansa na przyciągnięcie młodych ludzi do wspólnoty Kościoła. Będąc na niej, można w pełni doświadczyć, że Kościół to nie zgromadzenie dewotek i "pobożnisiów", ale miejsce, w którym mogę być naturalny, mogę czuć się jak u siebie w domu. Mogę manifestować swoją radość tańcem, krzykiem, śpiewem, grą na instrumencie… Mogę chwalić Pana Boga każdym swoim słowem i gestem. Mogę skakać, klaskać w dłonie, machać rękoma i wołać tak głośno, jak tylko chcę. Genialne jest to, że wszystkie te czynności Panu Bogu się podobają, bo pomagają mi w Jego uczczeniu. Ale ta wspólnota, która minutę wcześniej krzyczała wniebogłosy, w pewnym momencie pogrąża się w ciszy. I zaczyna się różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego, Godzinki… I zaczyna się adoracja, w której mogę powierzyć swojemu Panu problemy i trudności. Dostrzegam na twarzach kolegów zamyślenie, skupienie, ale przede wszystkim nie dającą się opisać słowami radość. My jednoczymy się ze swoim Panem, bo tego potrzebujemy. I bardzo Go kochamy, taką prawdziwą miłością… Gdyby nie On, nie byłoby nas w tym miejscu. Ale On jest i my jesteśmy tego pewni w stu procentach.
Wielkim przeżyciem pielgrzymkowym była burza, której towarzyszył ulewny deszcz. Każdy był przemoczony, w butach chlupotała woda, a my… śpiewaliśmy i skakaliśmy, krzycząc: "Nawet za chmurne, deszczowe dni, ZA WSZYSTKO, Panie, dziękuję Ci!" Nie było gdzie uciekać, nie warto też było się smucić, bo i po co? Przecież w ten sposób nie wysuszymy ubrań, ani nie zmusimy deszczu do tego, żeby przestał padać. Nikt nie przeklinał pod nosem, nie był naburmuszony, bo przechodził właśnie przez kolejne poświęcenie w swojej drodze do Częstochowy. Fantastyczna sprawa, kiedy widzi się przemoczonych do suchej nitki ludzi, którzy mimo wszystko dalej pamiętają o Jezusie. I Ty jesteś w środku tej "mokrej" wspólnoty. Uczestniczysz w tym, jednoczysz się z kolegami, jesteś przy nich tak, jak oni są przy Tobie. Chrystus na pielgrzymce nie jest zepchnięty na drugi plan przez pogodę ani przez żaden inny czynnik. Cały czas to On jest najważniejszy, stoi w centrum zainteresowania. W życiu również nic nie może być ponad Nim, bo to On jest Panem wszystkiego. To On zsyła deszcz, daje piękną pogodę i pożywienie, to On wszystkim mądrze kieruje.
Pielgrzymka uczy samodzielności i dziękowania Bogu za to, co się ma. Nie należy narzekać, gdy śpi się na cienkiej karimacie w remizie czy szkole, bo to nie pomoże. Trzeba być posłusznym! Rozłożyć się na swoich 2 metrach kwadratowych, odmówić wieczorny pacierz i iść spać, bo jutro kolejny dzień pielgrzymowania. Na pielgrzymce umyjesz się, jak znajdziesz prysznic, zjesz, jak sobie kupisz albo trafisz na dobrą kwaterę. Ale kiedy coś otrzymasz, podziękuj, bo udało Ci się to pozyskać dzięki pomocy Pana Boga. On o Ciebie należycie zadba, bo jesteś dla Niego ważny. Na pielgrzymce warto sobie nawzajem pomagać. Kiedy zostaniesz poproszony o dźwiganie nagłośnienia, zgódź się bez niepotrzebnych dyskusji. Zrób też czasem coś bezinteresownie dla innych, a na pewno będzie to docenione.
Postój. To rzecz niezwykle ważna na pielgrzymce, bo możesz odpocząć i nabrać nowych sił. Często postoje organizowane są przy kościołach. Wtedy masz okazję, by wejść do świątyni i powiedzieć Chrystusowi, co Ci leży na sercu. Kilka razy podczas takich wizyt bardzo się wzruszyłem. Zrozumiałem, że pielgrzymka to dla mnie coś ważnego, bo dzięki niej w moim sercu coraz bardziej ugruntowuje się powołanie - chęć pójścia za Chrystusem. Chciałem powiedzieć Jezusowi: "Dziękuję za wszystko", ale to "Dziękuję" pragnąłem wypowiedzieć z głębi swojej duszy. To dzięki Niemu pozyskałem na pielgrzymce wielu nowych przyjaciół, to dzięki Niemu potrafiłem przezwyciężyć słabości, to dzięki Niemu mogłem pocieszać strudzonych, sam będąc strudzonym. To właśnie jest to Boskie, wspaniałe myślenie: "Człowieku, nie użalaj się nad sobą, ale pomagaj innym, a to zapewni Ci wielką radość". To jest najszczersza prawda: Warto pomagać, bo nawet uśmiech może wiele zdziałać w czyjejś trudnej sytuacji.
Pielgrzymka to "rekolekcje w drodze". Jak to w czasie rekolekcji bywa, masz możliwość rozmowy z księżmi i przyjaciółmi, masz szansę, by porozmawiać z Bogiem i odpocząć. Jeżeli dobrze wykorzystasz dany Ci czas, nie będziesz żałował, że poszedłeś. Każdego dnia siły dodawały mi piosenki religijne, modlitwa, także ta osobista, przez nikogo nie kierowana. Czasem jest potrzeba osobistego powiedzenia Chrystusowi o nękających mnie problemach. Teraz już wiem, że należy ludziom pomagać w spotkaniu z Bogiem, należy ich na Niego ukierunkowywać i nieustannie dodawać im otuchy, aby nie zrezygnowali z miłowania Go za wspaniałe dary, których nam udziela.
Kiedy dochodzisz do celu, wstępują w Ciebie nowe siły. Krzyczysz, nie oszczędzając gardła, machasz rękoma, skaczesz, bo się cieszysz, że doszedłeś i za chwilę pokłonisz się przed obliczem Tej, do której zdążałeś przez tyle dni. Teraz już naprawdę widać, że bolące nogi, bąble i odciski nie mają żadnego znaczenia. Liczy się to, że jesteś na Jasnej Górze!
Kiedy kolejne grupy pojawiały się na polach pod Wałami Jasnogórskimi i kiedy widziałem ich ogromny entuzjazm, uświadomiłem sobie, że mój Kościół to potęga. Jego naprawdę "nie przemogą bramy piekielne". Jego nic nie jest w stanie zniszczyć. Pielgrzymka skutecznie obala wszystkie bzdury o kryzysie w Kościele, które "serwują" nam media. Młodzi ludzie kochają chwalić Jezusa. Nieistotne, czy ich liczba wynosi 20 tysięcy czy 4 miliony... Ważne jest to, że oni robią to szczerze, ich uwielbienie wypływa naprawdę z głębi serca. Gdyby nie kochali Jezusa i Jego Matki, nie byłoby ich na pielgrzymce. Nie ma szans, żeby chcieli się tak poświęcić dla Osób, których by nie kochali szczerą i prawdziwą miłością. W pielgrzymach jest wielka chęć podziękowania Chrystusowi za to, co dla nas zrobił.
Jakie to jest wyrzeczenie: przejść na nogach kilkaset kilometrów, w porównaniu do cierpienia, którego doświadczył Jezus w czasie Drogi Krzyżowej i później na Golgocie? Niewielkie, ale ja się cieszę, że mogę chociaż tyle dla Niego zrobić. Tak jak święty Paweł mogę przechodzić przez wioski i z uśmiechem na twarzy mówić: "Będę się chlubił ze swoich słabości". Mogę spojrzeć w oczy każdego człowieka i szczerze powiedzieć: "Patrz, bolą mnie nogi, pot się ze mnie leje, nie mam komputera ani telewizora, ale jestem szczęśliwy, bo kocham Jezusa, który ukochał mnie, zanim się narodziłem." Aż trudno to sobie uświadomić, ale ja jako człowiek jestem fenomenem, bo nade mną spoczywa Boże błogosławieństwo. I wiem, że nawet ponad 40 stopni Celsjusza w słońcu podczas wędrowania przez Kraków, nie może mi przeszkodzić. Ja jestem silny, dam radę, nie poddam się. Nie tylko w czasie pielgrzymki, ale przede wszystkim w całej swojej drodze życiowej.
A Ty? Poświęcisz się dla Jezusa? Czy będziesz wolał siedzieć w domu przed komputerem albo twierdzić, że nie masz czasu? Pamiętaj, że gdyby On nie miał czasu, Ty dzisiaj nie miałbyś żadnej nadziei i byłbyś skazany na śmierć bez możliwości zbawienia. Przemyśl to i IDŹ NA PIELGRZYMKĘ!
Skomentuj artykuł