Przyjaciółka i powierniczka umierającego Chopina. Kim była Marcelina Czartoryska?
W czasach, kiedy po kobietach spodziewano się bierności, potrafiła działać w sposób, który nie budził niechęci jej środowiska. Odegrała kluczową rolę w przechowaniu dziedzictwa Fryderyka Chopina. Stała za utworzeniem w Krakowie kilku nowoczesnych organizacji pożytku publicznego, o których finanse dbała. Jednak Marcelina Czartoryska, przedsiębiorcza, hojna i wrażliwa na krzywdę innych, nadal pozostaje w cieniu innych przedstawicielek swojej słynnej familii.
Być może na nieobecność Marceliny Czartoryskiej w świadomości krakowian wpływ miało jej zdanie na temat roli kobiety. „Mężczyzna ze swoimi uczynkami ma miejsce na forum; ale pamięć niewiasty, jak jej życie, powinny zostać w domu – tuż po jej śmierci wyjaśniał Stanisław Tarnowski – wszelkie głośne mówienie o sobie Księżna byłaby uważała za wyrządzoną jej wielką przykrość, jeżeli nie ujmę […]”.
Taka postawa był całkowicie zgodna z duchem epoki i powszechnym przekonaniem na temat tego, w jakich obszarach mogła być aktywna kobieta. Michał Hankus, kurator pierwszej przekrojowej wystawy o herstorii naszego miasta w Muzeum Krakowa pod tytułem Siłaczki, w katalogu do niej pisze: „Podstawową rolą kobiety w rodzinie mieszczańskiej i szlacheckiej było godne wypełnianie roli posłusznej żony, troskliwej matki, zaradnej gospodyni, ostatecznie wdowy, mogącej swoim doświadczeniem wspierać młodsze od siebie członkinie rodziny i pomagać w odpowiednim wychowaniu dzieci”.
Marcelina z pewnością wypełniała wszystkie te funkcje, ale również znacząco wykraczała poza nie. Znalazła sposoby na to, żeby w społecznie akceptowalny sposób podejmować działalność na interesującym ją polu – w muzyce.
Była również niezwykle skuteczna w pracy na rzecz organizacji charytatywnych, dzięki którym rozwijały się instytucje do dziś niezwykle ważne dla krakowian. To dowód na jej niemały spryt –zachowując wizerunek konserwatywnej matrony, robiła rzeczy nowoczesne i momentami w ówczesnym mniemaniu bardzo „niekobiece”. Być może niechęć do publicznych pochwał nie wynikała jedynie ze skromności Marceliny, ale także była częścią strategii. Nie zwracaj na siebie uwagi – wtedy może nie zauważą, jak bardzo wykraczasz poza akceptowaną rolę kobiety, a to pozwoli ci działać i robić rzeczy, które przynoszą ci satysfakcję.
Do tej pory powstała tylko jedna biografia Marceliny Czartoryskiej, napisana krótko po jej śmierci przez szanowanego historyka i profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Stanisława Tarnowskiego. Ukazała się ona w „Przeglądzie Polskim” w maju 1895 roku, a potem autor sfinansował wydanie jej w formie niewielkiej książeczki. To do dziś najlepsze źródło wiedzy na temat Marceliny Czartoryskiej. Jej autor tłumaczy się we wstępie ze swojego nieco nieodpowiedniego zachowania (wychwalania kobiety publicznie) (…).
Marcelina była osobą skrytą. Nie pozostawiła po sobie spisanych wspomnień. Mało mówiła o tym, co czuje i myśli, co było zresztą zgodne z ówczesnym wychowaniem dziewczynek pochodzących z polskiej elity. Stanisław Tarnowski zauważa, że w jej listach zawsze znalazło się miejsce dla licznych detali opisujących wydarzenia z codziennego życia, jednak niezwykle mało było jej osobistych uwag. To w zasadzie jedynie opis rzeczywistości, a nie jej komentarz do niej. Wydaje się więc, że o jej myślach możemy jedynie wnioskować na podstawie podejmowanych przez nią inicjatyw. A tych było bardzo dużo.
Kilka faktów z życia Marceliny Czartoryskiej
Marcelina Czartoryska urodziła się w Podłużnem, na Polesiu Wołyńskim (na terenie dzisiejszej Ukrainy). Dziś to maleńka wioska, leżąca u ujścia rzeki Zamczysko do Horynia, od Równego dzieli ją niespełna pięćdziesiąt kilometrów. Nieco dalej (około siedemdziesiąt kilometrów na północ) znajduje się Czartorysk – matecznik znakomitej rodziny, której w przyszłości miała stać się częścią. Wielokrotnie zmieniał on właścicieli, aż wreszcie w 1725 roku stał się własnością Radziwiłłów. To z nieświeskiej linii tego rodu (jako jedynej trwającej do dziś) pochodził ojciec Marceliny – urodził się w Berdyczowie.
Jej matka, Emilia, była córką Leona Leonarda Worcella, który za czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego był kuchmistrzem koronnym, który następnie przeniósł się do Petersburga i tam został mianowany senatorem. Była jedynym dzieckiem Michała Radziwiłła (pułkownika wojsk Księstwa Warszawskiego) i Emilii Worcellów.
Okładka książki „Krakowianki. Kontynuacja”, wydanej nakładem wyd. Mando (Fot. MANDO)
Kiedy dziewczynka przyszła na świat 18 maja 1817 roku, nadano jej imię, które nosiła jej babcia, matka Emilii – Marcelina Worcellowa (z domu Bielska). Podłużne było majątkiem należącym do rodziny jej matki (…).
Nie wiadomo, gdzie Marcelina spędziła pierwsze lata życia – być może w Podłużnem (gdzie? Jak to możliwe, że po jej rodzinnym domu nie został najmniejszy nawet ślad?). Gdy miała pięć lat, zmarła jej matka, a ojciec postanowił oddać ją na wychowanie babci. Marcelina Worcellowa, od czterech już lat wdowa, mieszkała wówczas w sercu Wiednia, na Dorotheergasse, i to tam przeprowadziła się dziewczynka. To wąska, ciasna uliczka, ale lokalizacja jest fantastyczna – od katedry św. Szczepana dzieli ją zaledwie kilkuminutowy spacer.
Marcelina Worcell była kobietą hojną – wsparła pomysł swojego przyjaciela, Józefa Maksymiliana Ossolińskiego, dotyczący utworzenia Zakładu Narodowego we Lwowie (od nazwiska założyciela nazywanego Ossolineum, dziś we Wrocławiu) i przekazała na jego rzecz folwark Rakowiec. Jednak kiedy jej wnuczka przyjechała do Wiednia, babka miała ponad sześćdziesiąt lat i zaczynała mieć problemy ze zdrowiem. Z opisu jej dolegliwości wynika, że mogła cierpieć na demencję – w pewnym momencie przestała nawet rozpoznawać młodą Marcelinę. Ojciec pojawiał się w mieście tylko raz na jakiś czas. Na pytanie Stanisława Tarnowskiego, kto ją chował, Marcelina odpowiedziała, że chowała się sama, jak mogła. Jako nastolatka też miała kłopoty ze zdrowiem, które spowodowały problemy z poruszaniem się – musiała jeździć na wózku.
Wybitny talent muzyczny małej księżniczki
Marcelina odebrała edukację i wychowanie stosowne do swojej pozycji społecznej. Na co dzień o jej rozwój dbać miała francuska guwernantka. Czy to ona dostrzegła wybitny talent muzyczny małej księżniczki? A może zwróciła na to uwagę jej babcia?
Stanisław Tarnowski pisze, że „nauka muzyki odbywała się gruntownie i pracowicie, nie sposobem światowych dylettantek i księżniczek”. Gry na instrumencie uczył ją wybitny pianista kompozytor i pianista, uczeń Beethovena, Carl Czerny. Musiał mieć nowatorskie metody i instynkt pedagogiczny – skomponował wiele utworów, które miały być wprawkami dla jego uczniów (oraz jako pierwszy zaczął je nazywać etiudami). Najsłynniejszym z jego uczniów był węgierski kompozytor Ferenc Liszt, tylko o sześć lat starszy od Marceliny.
Jednak głównym życiowym zadaniem księżniczki, nawet najbardziej muzykalnej, nie była kariera – było nim zamążpójście. Ze względu na osamotnienie i brak najbliższej rodziny oraz kiepską formę babci Marcelina nie była zbyt często widywana w towarzystwie.
Kto na męża?
A jednak kiedy dorastała, zaczęli się pojawiać kolejni pretendenci do jej ręki. Nie uchodziła co prawda za piękność (Stanisław Tarnowski wspominał, że „w późniejszych latach, przy siwych włosach, wyglądała ładniej”), ale mimo to była bardzo atrakcyjną partią – wówczas najbardziej liczył się majątek panny, którego jej nie brakowało (a z czasem, po śmierci ojca i babci, miał być jeszcze większy). Wśród konkurentów jej szczególną uwagę miał zwrócić Marceli Lubomirski, obdarzony wielkim urokiem osobistym i tendencją do niedotrzymywania zobowiązań, również finansowych. Na takiego zięcia nie zgodził się ojciec Marceliny.
W tym czasie w Wiedniu przebywał z rodziną książę Konstanty Czartoryski, dawny oficer wojsk napoleońskich, syn słynnej kolekcjonerki sztuki, Izabeli. Z pewnością znali się z Radziwiłłami (drzewa genealogiczne rodzin magnackich bardzo często się przeplatały), choć trudno powiedzieć, czy w tym trudnym dla pani Worcellowej okresie utrzymywali z nią kontakty towarzyskie. Być może od początku Czartoryscy planowali ożenek syna z panną Radziwiłłówną.
Aleksander, cichy, małomówny, bardzo inteligentny i, co było wówczas nieczęste w jego familii, kompletnie niezainteresowany polityką, został zaakceptowany jako kandydat na męża dla Marceliny. Z czasem żona go zdominowała; Józef Łoś wspominał: „Kto jedzie do Paryża – księżna Marcelina. Kto kupuje dobra – księżna Marcelina… Księżna Marcelina tak swego męża dokładnie zakryła spódnicami, że ani go dostrzec nie można było…”.
Ślub odbył się w 1840 roku. Marcelina miała dwadzieścia trzy lata, jej mąż – dwadzieścia dziewięć. Wprowadziła się do domu teściów na Wollzeile, oddalonym o kilka minut piechotą od domu babci.
Wypełniony był on artystycznym duchem. Wszystkie dzieci księcia były uzdolnione aktorsko, miały też słuch muzyczny. Wielu gości pojawiało się na Wollzeile, żeby oglądać przedstawienia rodzeństwa, które swoim poziomem miały nie odbiegać od tych z udziałem profesjonalistów. Marcelina dołączyła do inicjatywy męża i szwagrów i choć nie wyróżniała się talentem aktorskim, nikt nie potrafił jej dorównać w grze na fortepianie.
Młodzi Czartoryscy mieszkali na Tuchlauben (blisko do babci Marceliny i teściów Aleksandra!), sporo podróżowali. W czasie jednej z wypraw do Paryża 30 maja 1841 roku Marcelina urodziła swoje jedyne dziecko – Marcelego. Wkrótce Czartoryscy stali się jedyną rodziną, jaką miała: w 1846 roku zmarł jej ojciec, a rok później – babcia. Stanisław Tarnowski twierdził, że „Weszła ona w dom męża szczerze i zupełnie, czuła się daleko bardziej Czartoryską niż Radziwiłłówną”.
Kierunek Paryż
Według legendy Marcelina miała dać się porwać gorączce Wiosny Ludów. Byli tacy, którzy zarzekali się, że widzieli ją na wiedeńskich barykadach, jak przemawiała do ludzi. Prawdopodobnie jej zaangażowanie w rewolucyjne zajścia było jedynie finansowe. Stanisław Tarnowski usprawiedliwia ten gest wobec wywrotowców, pisze: „Że wyobraźnia i serce młodej kobiety mogły się zapalić do ówczesnych wypadków, cóż byłoby dziwnego! Kto w całej Europie nie myślał przez chwilę, że te wiosenne wypadki wróżą pogodne lato i szczęśliwe żniwo? Najwytrawniejsi, najstarsi byli pod wrażeniem i złudzeniem; mogła, raczej musiała być i ona”. Informacja o tym, że jeden z polskich studentów biorących udział w zamieszkach chwalił się, że ma pieniądze od księżnej Czartoryskiej, dotarła do władz austriackich. Marcelina, jej mąż i teść musieli opuścić Wiedeń.
Na swoją nową siedzibę wybrali Paryż. Od 1833 roku, w konsekwencji upadku powstania listopadowego, mieszkał tam brat Konstantego, Adam Jerzy. Kiedy Marcelina trafiła do Paryża na stałe, wpływowi krewni mieszkali już w okazałej rezydencji na Wyspie Świętego Ludwika, nazywanej Hôtel Lambert. (…)
To ciemne wnętrze, wszystko wygląda, jakby było za mgłą. Jedyną jasną plamą jest pościel, na której unosi się na łokciu szczupły, blady mężczyzna. Charakterystyczny profil nie pozostawia wątpliwości – to Fryderyk Chopin. Otaczają go życzliwi mu ludzie – w fotelu postawionym obok łóżka siedzi jego siostra, Ludwika, blisko stoją przyjaciele. Wszyscy ubrani są na czarno; choć Chopin jeszcze żyje, oni spodziewają się najgorszego. Jednak on zdaje się ich nie dostrzegać. Patrzy w oczy kobiecie, która nie obawiając się zakażenia śmiertelną wówczas gruźlicą, podeszła do niego bardzo blisko, tak blisko, jak pozwalały ówczesne ramy obyczajowe. Trzyma go za rękę? Słucha jego ostatnich wskazówek, podziękowań? A może tylko spoglądają na siebie w milczeniu, ponieważ rozumieją się bez słów? (…)
Przyjaźń z Fryderykiem Chopinem
Od marca 1849 roku Marcelina należała do bardzo wąskiego grona zaawansowanych uczniów Chopina – ze względów zdrowotnych ograniczał ich liczbę, decydując się na współpracę jedynie z najlepiej rokującymi pianistami.
Znali się już wcześniej, od 1843 roku Chopin udzielał jej lekcji, gdy przyjeżdżała do stolicy Francji, odwiedzał ją, jednak dopiero po tym, jak Czartoryscy na stałe zamieszkali w Paryżu, jej znajomość z kompozytorem zmieniła się w serdeczną przyjaźń, po której pozostała korespondencja. Musieli być blisko, ponieważ w 1848 roku Chopin pisał do Wojciecha Grzymały: „Marcelek mały, który ślicznie rośnie (kompozycje moje umie śpiewać i dośpiewuje, kiedy nie tak, jak trzeba grają)”.
Chopin był w trudnej sytuacji – miał problemy zdrowotne i lizał rany po rozstaniu z George Sand. O sześć lat młodsza od niego Marcelina stała się jego oparciem, osobą, na którą zawsze mógł liczyć. Ich relację podsumowuje Ferdynand Hoesick: „Żadna z jego obecnych przyjaciółek nie mogła mierzyć się z księżną; w porównaniu z nią, wobec jej wyjątkowego daru dogadzania nieszczęśliwemu artyście, traciły wszystkie. Nikt, prócz pani Sand nie umiał z nim obchodzić się tak, jak księżna; w niczyim towarzystwie nie czuł się tak uspokojony, tak szczęśliwy”.
Przed śmiercią mistrza
W 1848 roku Czartoryscy z synem pojechali do Wielkiej Brytanii, gdzie przebywał Chopin. Księżna podjęła się zorganizowania koncertu w Londynie. Czas pokazał, że był to ostatni publiczny występ jej mistrza.
Trzy tygodnie przed śmiercią Chopin napisał do Marceliny list z Anglii, w którym skarżył się na kiepski stan zdrowia i samopoczucie. Poprosił ją, aby przygotowała mu mieszkanie, do którego wrócił bardzo już chory, jak się później okazało – umierający.
Marcelina wiedziała, jaki fortepian najbardziej mu odpowiada, jakie kwiaty lubi, na ścianie jego salonu umieszczono prezent od niej – własnoręcznie przez nią namalowany pejzaż szwajcarski (co dowodzi, że była osobą niezwykle wszechstronną). Kiedy zorientowała się, jak poważny jest stan zdrowia Chopina, sprowadziła do Paryża jego siostrę. W ostatnich tygodniach życia artysty spełniała wszystkie jego zachcianki. Znalazła i opłaciła polską pielęgniarkę, która się nim zajmowała. Doceniał jej troskę w listach: „Jedna X‑na Marcelina, co mnie przy życiu trzyma, i jej rodzina […]”. Pogłoski mówiły, że na jego życzenie grała dla niego tuż przed śmiercią – ona temu zaprzeczała. Mówiła, że kompozytor zażyczył sobie tego, jednak po kilku taktach dostał ataku duszności i koncert trzeba było przerwać. Wkrótce Chopin zmarł. Zapamiętano ją, jak przy jego łóżku odmawiała na głos litanię za konających.
**
Fragment pochodzi z książki Alicji Zioło „Krakowianki. Kontynuacja”, wydanej nakładem wyd. Mando.
* * *
Alicja Zioło – autorka bestsellerowej książki Krakowianki. Twarze polskiej herstorii, licencjonowana przewodniczka po Krakowie, inicjatorka projektu „Chodźże na wycieczkę!”, niezależna aktywistka dbająca o zabytki i dziedzictwo niematerialne Krakowa, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, laureatka Nagrody Kraków Miasto Literatury UNESCO. W pracy przewodnickiej skupia się na herstorii Krakowa i dziejach lokalnej społeczności żydowskiej.


Skomentuj artykuł