Wybuch Fagradalsfjall za bardzo zmniejszył dystans na linii człowiek – wulkan

Wybuch Fagradalsfjall za bardzo zmniejszył dystans na linii człowiek – wulkan
fot. Depositphotos

Bez względu na łagodny przebieg erupcji Fagradalsfjall nie powinniśmy zapominać, że wulkany to śmiercionośna siła, która powoduje zniszczenie i ludzkie cierpienie, a wrzucanie zdjęć z przygotowywania na zastygającej lawie posiłków – poza podkręceniem statystyk Instagrama – niczemu nie służy, jest raczej wyrazem nieodpowiedzialności.

19 marca rozpoczęła się erupcja islandzkiego wulkanu Fagradalsfjall. Z dwustumetrowej szczeliny w dolinie Geldingadalir zaczęła wypływać lawa, która w następnych dniach znajdowała ujście również w innych rozpadlinach i kraterach. W efekcie powstał rozległy wulkaniczny kompleks, który – mimo pandemii koronawirusa – zaczął przyciągać tysiące turystów.

Wybuchy wulkanów to na Islandii częste zjawisko. Wyspa ta znajduje się na szczycie Grzbietu Śródatlantyckiego – potężnego „łańcucha górskiego”, ciągnącego się z północy na południe na dnie Atlantyku. Jest to strefa bardzo aktywna wulkanicznie. W efekcie przynajmniej raz na kilka lat dochodzi na Islandii do erupcji, która – z racji łatwej dostępności i mody na Islandię – rozsławia wyspę. O ile poprzednie wybuchy wulkanów, na przykład erupcja Eyjafjallajökull z 2010 roku, były traktowane z ostrożnością i respektem, erupcja Fagradalsfjall znacznie zmniejszyła dystans między człowiekiem a wulkanem.

Fagradalsfjall nie jest wulkanem eksplozywnym. Oznacza to, że w jego kraterze nie gromadzi się duża ilość gazów wulkanicznych i materiałów piroklastycznych, a jego erupcja ma raczej spokojny przebieg (podobne wulkany znajdują się między innymi na Hawajach). Wylewająca się z karteru Fagradalsfjall lawa nie rozrywa krateru i można ją obserwować z bliskiej odległości. W przypadku bardziej eksplozywnych wulkanów – a do takich należał między innymi wspomniany wcześniej Eyjafjallajökull – byłoby to niemożliwe.

Efektem łagodnej erupcji wulkanu Fagradalsfjall jest olbrzymie zainteresowanie tym zjawiskiem, które różni się od tego, jakie towarzyszyło poprzednim wybuchom. Władze Islandii – w trosce o bezpieczeństwo turystów – wytyczyły specjalny dla nich szlak, z którego można obserwować erupcję. Internet zalały tysiące zdjęć przedstawiających lawę wypływającą z islandzkiego wulkanu i rozświetlone czerwienią nocne niebo nad Reykjavikiem (wulkan ten znajduje się stosunkowo blisko stolicy Islandii). Niezwykłe wrażenie robią filmy z dronów przelatujących nad plującym lawą kraterem. Obok tych obrazów – pięknych i zjawiskowych, bo przedstawiających potęgę natury w całej pełni – w internecie zaczęły pojawiać się również zdjęcia, jakich wcześniej nie widzieliśmy, ukazujące wielokilometrowe korki samochodów zmierzających w kierunku wulkanu (zwykle korki tworzyły się w drugą stronę), rozradowanych i beztroskich ludzi, którzy nad strumieniem rozgrzanej do 1000 stopni Celsjusza lawy urządzają pikniki, grają w siatkówkę, a na zastygającej skorupie grillują kiełbaski i parzą kawę.

Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Ari Josepsson (@arijosepsson)

Bez względu na łagodny przebieg erupcji Fagradalsfjall nie powinniśmy zapominać, że wulkany to śmiercionośna siła, która powoduje zniszczenie i ludzkie cierpienie, a wrzucanie zdjęć z przygotowywania na zastygającej lawie posiłków – poza podkręceniem statystyk Instagrama – niczemu nie służy, jest raczej wyrazem nieodpowiedzialności. Przebywanie w bezpośrednim sąsiedztwie zastygającej lawy to nie tylko łamanie zasad islandzkich władz (zejście ze szlaku), ale także narażenie się na poparzenia i zatrucie gazami, które uwalniają się zarówno z samego wulkanu, jak również z wpływającej z niego lawy. Poza tym to wyraz ignorancji wobec potęgi natury, która – choć piękna – zabija. Według danych przedstawionych na stronie PAP Nauka w Polsce, między rokiem 1500 a 2017 na skutek działalności wulkanów śmierć poniosło ponad 287 tys. osób, a więc średnio 540 osób rocznie.

Polska leży w strefie obecnie nieaktywnej sejsmicznie. Wulkan to dla nas egzotyczne pojęcie, z którym większość z nas spotkała się jedynie na lekcji geografii. Ale w innych rejonach świata to naprawdę zabójcze zjawisko. 18 maja 1980 roku miała miejsce największa katastrofa wulkaniczna w historii Stanów Zjednoczonych. Jej siła była 20 tys. razy większa od wybuchu pierwszej, zrzuconej na Hiroszimę bomby atomowej. W wyniku eksplozji góra straciła 400 metrów wysokości, a uwolniona do atmosfery chmura popiołu krążyła w ziemskiej atmosferze przez kolejne 2 tygodnie. Była to jedna z najlepiej sfotografowanych, udokumentowanych i najbardziej zjawiskowych erupcji wulkanicznych w historii (więcej o niej napisałem tutaj). W jej wyniku śmierć poniosło 57 osób. Jedną z nich był wulkanolog David Johnston, który poświęcił życie, by ostrzec przed wybuchem. Znajdował się blisko góry do samego końca i był pierwszym, który zgłosił erupcję przez radio. Kilka sekund po wypowiedzeniu słynnych słów „Vancouver! Vancouver! To jest to!” już nie żył.

Wulkany są piękne, a fascynacja nimi nie ma w sobie nic złego. Gdyby nie pandemia koronawirusa, sam chętnie wróciłbym na Islandię, żeby z wytyczonego szlaku zobaczyć na własne oczy erupcję Fagradalsfjall. Ale z pewnością nie chciałbym łamać zasad i narażać zdrowia, a może nawet życia, dla kilku szpanerskich zdjęć.

Mimo że ostatnio sporo słyszymy o wulkanach – Etnie, Fagradalsfjall, a także La Soufriere na Filipinach – traktujemy je raczej jak geograficzną ciekawostkę. Zapominamy, że w innych rejonach świata wulkany stanowią poważny problem i zagrażają życiu. Brak roztropności na linii człowiek – wulkan to wyraz nieodpowiedzialności i braku szacunku dla tych, którzy stracili swoje życie podczas erupcji.

Dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego w 30. edycji Konkursu Nagrody SDP przyznawanej za publikacje o tematyce społecznej. Autor książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Od 10 lat redaktor DEON.pl. Interesuje się historią, psychologią i duchowością. Lubi wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Przemek Wysogląd SJ

Nie, to nie jest ilustrowana hagiografia ani biografia św. Ignacego Loyoli. To raczej próba osobistego spojrzenia na historię duchowego doświadczenia i głębokiej przemiany, jaką przeszedł pewien ambitny, młody szlachcic – Iñigo Lopez de Loyola.

Przeżyj...

Skomentuj artykuł

Wybuch Fagradalsfjall za bardzo zmniejszył dystans na linii człowiek – wulkan
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.