Ekspert o rosyjskim dronie, który wleciał do Polski: Dowództwo Operacyjne mogło zataić część informacji, zagrożenie było realne
- Mógł być to dron kamikaze, taki na przykład jak Shahed, lub jego rosyjski odpowiednik Geran - powiedział w Radiu RMF24 kmdr por. rez. Maksymilian Dura. Zaznaczył, że choć nie wiadomo, co faktycznie spadło, zagrożenie było realne. Według niego Dowództwo Operacyjne mogło zataić część informacji, a zaniedbanie procedur wzbudza poważne wątpliwości.
[AKTUALIZACJA 16:18] Ekspertyza potwierdziła, że dron, który spadł i wybuchł w Osinach na Lubelszczyźnie, zawierał materiały wybuchowe. "Biegły wojskowy potwierdził ustalenia, które zostały wcześniej poczynione przez biegłego cywilnego. Wskazał z bardzo wysokim prawdopodobieństwem, że części drona wskazują na użycie materiałów wybuchowych" - poinformował podczas popołudniowej konferencji prasowej prokurator Trusiewicz, cytowany przez RMF24.
W nocy z wtorku na środę w miejscowości Osiny w powiecie łukowskim (woj. lubelskie) doszło do eksplozji obiektu, który spadł na pole kukurydzy. W wyniku wybuchu w kilku pobliskich domach powybijane zostały szyby. Na miejscu odnaleziono nadpalone fragmenty metalu i plastiku.
Kmdr por. rez. Maksymilian Dura ocenił, że w Osinach mogło dojść do upadku drona kamikaze typu Shahed lub jego rosyjskiego odpowiednika Geran, zdolnego do przenoszenia nawet kilkuset kilogramów materiałów wybuchowych i o zasięgu do 2,5 tys. km.
Wojsko mogło zataić informacje
- Mógł być to dron kamikaze, taki na przykład jak Shahed, lub jego rosyjski odpowiednik Geran - powiedział kmdr Dura. Zaznaczył, że choć nie wiadomo, co faktycznie spadło, zagrożenie było realne, dlatego wojsko powinno sprawdzić sytuację. Według niego Dowództwo Operacyjne mogło zataić część informacji, a zaniedbanie procedur wzbudza poważne wątpliwości.
Brak żołnierzy na miejscu zdarzenia
Dowództwo Operacyjne zapewniło, że systemy radiolokacyjne nie wykazały naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej, a na miejscu incydentu pracują odpowiednie służby, w tym żołnierze Żandarmerii Wojskowej. Jednak według relacji komandora Maksymiliana Dury i policjantów, w godzinach porannych na miejscu byli jedynie funkcjonariusze policji, a wojsko nie dotarło tam przez wiele godzin po zgłoszeniu. To rodzi wątpliwości co do skuteczności procedur i faktycznej reakcji armii na potencjalnie niebezpieczne zdarzenie - informuje RMF24.
Nieszczelna sieć radarowa we wschodniej Polsce
Kmdr Maksymilian Dura podkreślił, że choć eksplozja w Osinach nie musiała być skutkiem ataku drona kamikaze, to taka możliwość istnieje, a problemem może być nieszczelność systemu radarowego we wschodniej Polsce, gdzie ze względu na niskie loty dronów nie da się w pełni pokryć całego terytorium. Zdaniem eksperta brak wykrycia obiektu nie oznacza, że go nie było - mógł przelecieć poza zasięgiem radarów, co być może było celowym testem ze strony Rosjan. Dura zaznaczył, że w takiej sytuacji wojsko powinno reagować natychmiast, bo Polska znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie wojny i musi być przygotowana na zagrożenia - czytamy na portalu RMF24.
Co wydarzyło się w Osinach?
Jak informował rano Onet, pod Osinami w woj. lubelskim spadł i eksplodował dron wojskowy pozbawiony głowicy bojowej, najprawdopodobniej tzw. wabik, służący do odciągania uwagi systemów obrony przeciwlotniczej od dronów bojowych. Wybuch miał miejsce na polu kukurydzy, powodując uszkodzenia szyb w kilku domach. W sieci pojawiło się nagranie eksplozji.
Wcześniej Rzeczpospolita ustaliła nieoficjalnie, że obiekt, który spadł i eksplodował w Osinach, mógł być irańskim dronem typu Shahed 131 lub 136, znanym w rosyjskiej nomenklaturze jako Geran-1 i Geran-2. Rosja od 2023 roku produkuje model Shahed 136, wykorzystując w nim własne podzespoły elektroniczne.
Źródło: RMF24 / Onet / Rzeczpospolita / red


Skomentuj artykuł