Harówka po polsku
Gospodarka, która nie opiera się na wiedzy, musi opierać się na wyzysku. I taki właśnie model wdrażamy, czemu dodatkowo sprzyjają coraz dalej idące ograniczanie praw pracowniczych i powiększanie zasięgu elastycznych form zatrudnienia.
Im mniej przyjazny rynek pracy, im większy kryzys, tym bardziej aroganccy są neoliberalni ekonomiści, reprezentujący wyłącznie interesy (wielkiego) biznesu. Ich zdaniem prawie w ogóle nie powinniśmy opuszczać pracy, a przecież tak archaiczny, oparty na zakamuflowanym wyzysku model gospodarki niewiele ma wspólnego nie tylko z godnością człowieka, ale i rzeczywistą efektywnością.
Znakomitym przykład tak aroganckiego podejścia do Polaków dali niedawno w studio "Trójki" (audycja "Za, a nawet przeciw", podcast - tutaj) Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan i dr Janusz Grobicki, ekspert centrum im. Adama Smitha. Panowie chętnie podali panaceum na recesję: Polacy powinni jeszcze więcej pracować. Chętnie też wyliczali, ile - formalnie - mamy zagwarantowanych wolnych dni w roku, ale zdecydowanie przemilczeli statystyki urealniające rzeczywistą długość "pracy po polsku" i kwestie temu towarzyszące.
Warto tu przypomnieć wyniki badań Państwowej Inspekcji Pracy jeszcze z 2011 r.: pracodawcy coraz częściej nie zapewniają pracownikom 11-godzinnego odpoczynku dobowego i 35-godzinnego odpoczynku tygodniowego. Co czwarta z 1,4 tys. skontrolowanych wówczas firm w ogóle nie prowadziła ewidencji czasu pracy. W porównaniu z rokiem 2008 liczba nieprawidłowości zwiększyła się aż sześciokrotnie! Co istotniejsze, ostatni eurosondaż z 2010 r. wskazywał, że rodzimi pracownicy spędzają w pracy bardzo dużo czasu, w porównaniu z innymi europejskimi państwami: średnio 44 godziny i 37 minut tygodniowo. Dla porównania, w krajach skandynawskich, o wiele bardziej efektywnych gospodarczo od nas, sytuacja jest diametralnie różna: Szwedzi spędzają w pracy 38 godzin i 15 minut, Norwegowie - 36 godzin, a Duńczycy - 36 godzin i 33 minuty.
Polacy realnie spędzają w pracy coraz więcej czasu - także ze względu na wysokość zarobków coraz częstsza staje się praca na więcej niż jeden etat, czy w ogóle nienormowany czas pracy. Z badań Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że blisko 1,2 mln Polaków, pozostających w stosunku pracy, posiada więcej niż jedno miejsce zatrudnienia. Nie pozostaje to bez ubocznych skutków społecznych. Przemęczenie, frustracja, różne formy agresji, nieumiejętność ułożenia sobie życia prywatnego, ze stratą dla relacji z najbliższymi, nieleczone choroby zawodowe - to faktyczne skutki przepracowania. One nie interesują jednak ekspertów pokroju pana Mordasiewicza - nie są istotne w krótkowzrocznej perspektywie, prezentowanej przez eksperta lobbującego na rzecz nie mniej krótkowzrocznie pojmowanych interesów przedsiębiorców.
I jeszcze jedno: rzadko kto wierzy jeszcze w mit "wysokich kosztów polskiej pracy". Nie dość, że pracujemy bardzo dużo, to jesteśmy bardzo tani. Wedle Eurostatu godzina pracy kosztuje polską firmę ok. 7 euro, przy średnim koszcie 23 euro w Unii Europejskiej. Choćby w Belgii ta kwota wynosi 39 euro, we Francji - 34, w Niemczech - 30. Co istotne, podawane przez Eurostat dane uwzględniają koszt pensji oraz podatków i składek.
Te dwie kwestie wskazują na rzeczywistość ukrytą za neoliberalnymi sloganami o "leniwych Polakach", którym "nie chce się pracować". Przede wszystkim warto spostrzec, że rodzima gospodarka jest zacofana, mało innowacyjna i oparta na eksploatacji jak najtańszej siły roboczej - która może się nawet zaharować, gdy będzie taka potrzeba. Nasza gospodarka ma charakter wybitnie postkolonialny, nie opiera się na twórczym wykorzystaniu i docenieniu kapitału ludzkiego, lecz - mówiąc kolokwialnie - na wyciskaniu "ludzkich zasobów": wysokie bezrobocie powoduje, że chętnych do pracy na zwolnione miejsce nie zabraknie. Gospodarka, która nie opiera się na wiedzy, musi opierać się na wyzysku. I taki właśnie model wdrażamy, czemu dodatkowo sprzyjają coraz dalej idące ograniczanie praw pracowniczych i powiększanie zasięgu elastycznych form zatrudnienia.
Warto zwrócić tu uwagę na jeszcze jeden fakt: strategia rozwoju gospodarczego ściśle wiąże się z poziomem kapitału społecznego i całościowym funkcjonowaniem państwa. Podałem wcześniej wyżej przykład skandynawskich gospodarek: ich innowacyjność i efektywność to efekt świadomej polityki państwa, nie abstrakcyjnej "niewidzialnej ręki rynku". Ważny jest tutaj także model edukacji, utrwalający i promujące wyższy poziom jednostkowego i społecznego kapitału kulturowego i naukowego. W Polsce - państwie o postkolonialnej antyspołecznej gospodarce i polityce jesteśmy skazani na wyzysk. A jego ideologiczne, neofeudalne uzasadnienie zawsze chętnie podsuną specjaliści pokroju eksperta Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.
P.S.
Co interesujące, pan Mordasiewicz nie zamierza pracować 2 maja - wziął urlop, "gdyż stać go na to". Potwierdza to hipotezę, że neoliberalni doktrynerzy głoszą poglądy korzystne tylko dla uprzywilejowanych ekonomicznie warstw społeczeństwa: całą resztę skazaliby zaś na niemal nieprzerwaną harówkę.
Skomentuj artykuł