Marsz, który jeszcze zaboli
Konflikty między Polakami nie wynikają już ze sporów o konkrety. Coraz częściej dotyczą spraw systemowych i pryncypialnych. Szkoda, że narzędziem w walce o coś, co już mamy, staje się nierzadko Kościół.
"Marsz w obronie telewizji Trwam" był przede wszystkim wynikiem ogólnego społecznego niezadowolenia. Nikt rozsądny, kto choć trochę zna historię Polski, także najnowszą, nie powinien kwestionować demokracji w naszym kraju. Tymczasem zwolennicy największej partii opozycyjnej walczą o "wolność", "suwerenność" i "demokrację", bo niby żyjemy w kraju totalitarnym.
Jeden z socjologów zapytany w studiu TVN24 o to, kto maszeruje w demonstracji "Obudź się Polsko" odparł, że są to trzy środowiska. Pierwsze to grupa zwolenników partii Prawo i Sprawiedliwość. Drugie to "Solidarność", zaś trzecie - Kościół. Czy chcemy tego, czy nie, spora część opinii publicznej jest przekonana, że Kościół to instytucja, która nagle stanęła na czele demonstracji antyrządowych.
Trudno jednak nie mieć podobnego wrażenia, śledząc kolejne godziny marszu. Wszystko zaczęło się na Placu Trzech Krzyży. Stojący tam kościół św. Aleksandra przybrał na czas marszu formę słupa reklamowego. Gigantyczna płachta z napisem "TRWAM" zasłoniła wejście do świątyni. Podczas mszy świętej homilię wygłosił proboszcz Kościoła, ks. prałat Walenty Królak. Wczytując się w treść kazania można odnieść wrażenie, jakby wypowiedziane zostało podczas wojny. Dwanaście razy padło tam słowo "walka". Kaznodzieja był przekonany, że dzisiejsze problemy są porównywalne do tych, z jakimi Polacy zmagali się w czasach życia księdza Jerzego Popiełuszki.
Na czele demonstracji maszerowało kilkudziesięciu księży. A z głośników dobiegały okrzyki: "Bolszewicka polityka, zniszczyć katolika!". Podobne akcenty narodowo-religijne pojawiały się na marszu co chwila. A kolejni publicyści, zarówno w telewizji, jak i w internecie przekonywali odbiorców, że Kościół "miesza się" do polityki.
Kościół apolityczny
Nikt nie odmawia hierarchom i wiernym Kościoła prawa do wyrażania swoich poglądów politycznych. Nie ma bowiem w tym nic dziwnego. Między innymi, dlatego że Kościół jest globalnym graczem i swoistą strefą wpływów w sferze publicznej. Ma prawo do wpływania na decyzje rządzących, a także prawo do posiadania swoich przedstawicieli w parlamencie, choć sam nie może być partią polityczną i środowiskiem jednoznacznie wskazującym konkretnego politycznego lidera.
Można zrozumieć, że niektórzy członkowie Kościoła czują się zdenerwowani bieżącą polityką. Świętym prawem opozycji jest dążenie do obalenia władzy. Sytuacja Polaków pogarsza się z dnia na dzień. Wewnętrzny dramat protestujących musi być nie do wytrzymania. Bo ból i niezadowolenie rozsadzają od środka. Jak pisał ksiądz Józef Tischner, bardziej interesujący od krzyków ludzi na ulicy jest ich wewnętrzny dramat. Problem w tym, że teatr ulicy niczego nie załatwia. Skończyły się czasy, gdy demonstracje były jedynym narzędziem do komunikowania ze znienawidzoną władzą. Po drugie, należy odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście chcemy, by Kościół był prowodyrem niezadowolenia? Czy nie lepiej byłoby uchronić go przed uczestnictwem w ulicznych sporach? Czy nie lepiej, by Kościół był oazą wytchnienia i przyzwoitości?
Mariaż części Kościoła z populistycznymi postulatami budzi niepokój. Obserwujemy niebezpieczną symbiozę poglądów narodowościowych i patriotycznych spod znaku Prawa i Sprawiedliwości, z religijnymi, skupionymi wokół holdingu medialnego o. Tadeusza Rydzyka. To właśnie obawa przed takim połączeniem zmusza Marka Zająca, do przekonania wyrażonego w najnowszym Tygodniku Powszechnym o "trwających usilnie staraniach, aby Jezusa zapisać do PiS". Zając dodaje po chwili, że po tej politycznej inicjacji sam Jezus sobie poradzi. Gorzej będzie z naszym Kościołem.
Kościół sprzyja demokracji!
Podczas marszu kilka razy wspominano bł. Jana Pawła II. Rzecz jasna, każdy ma prawo do swoich interpretacji jego słów. A Papieża od zawsze traktujemy trochę po macoszemu. W głowach pozostały głównie kremówki i słynne słowa: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi". Ojciec Tadeusz zasugerował w swoim przemówieniu po mszy, że to właśnie te słowa są inspiracją dla hasła "Obudź się Polsko".
W encyklice "Centesimus annus" Papież pisze: "Kościół respektuje słuszną autonomię porządku demokratycznego i nie ma tytułu do opowiadania się za takim albo innym rozwiązaniem instytucjonalnym czy konstytucyjnym".
Z całej encykliki "Centesimus annus" wydaje się wybrzmiewać przekonanie o tym, że Kościół powinien wspierać demokratycznie wybraną władzę, a nie przyłączać się do często populistycznej krytyki. W tym kontekście z dumą można wspomnieć o decyzji kardynała Kazimierza Nycza, który nakazał, aby żaden z biskupów nie sprawował mszy w czasie zapowiadanej demonstracji. Taką decyzję można odczytać jako głos sprzeciwu wobec wykorzystywania religii do celów politycznych. Biskup więc nie odprawiał Eucharystii. Zrobił to ks. prałat Królak, który przestrzegał przed demoniczną demokracją.
Kościół to nie Telewizja Trwam
Publicyści pytają, kto zyskał, a kto stracił na marszu. Największym przegranym ponownie stał się Kościół. Ten hierarchiczny, bo coraz częściej mówi niewłaściwym językiem populizmu, oraz ten wiernych, bo prowadzony jest na manowce przez księży, którzy zapomnieli o swoich korzeniach.
Nie bez winy jest również sama opinia publiczna, która serce Kościoła niewłaściwie umiejscawia w środku poglądów będących w nim marginesem. Bo Kościół nie jest przybudówką PiS-u ani żadnej innej partii. Nie można też zapomnieć, że środowiska "narodowo-katolickie" są liczebnie marginesem w Kościele.
I tak po raz pierwszy w najnowszej historii Polski jesteśmy świadkami widocznego sojuszu między regularną polityką a Kościołem katolickim. Między polityką często powierzchowną i bezideową, a Kościołem, który powinien - zwłaszcza dziś - stać na straży swojej niezależności, niezachwianego autorytetu i czystego wizerunku. Dlaczego mowa o Kościele? Bo mówiąc "Kościół", opinia publiczna najczęściej ma na myśli duchownych, albo Radio Maryja, bo o nich najwięcej się mówi. I taki przekaz panuje w mediach i internecie. I chyba nie dostrzegamy tego, jak wielki wpływ mają media na dzisiejszych ludzi, zwłaszcza młodych.
W związku z tym Kościół spod znaku narodowo-patriotycznego uzyskał monopol na reprezentowanie całego Kościoła w Polsce. Ale identyfikowanie całego Kościoła z jego jedną częścią jest uproszczeniem. Polski Kościół powinien mieć twarz rozsądku i wyczucia. Jeśli pozwolimy na to, by wykrzywiać jego twarz, angażując go w "pobożny" populizm, to stracimy wiarygodność.
Skomentuj artykuł