Medialni kreatorzy tożsamości

Konrad Sawicki

Pamiętacie, jak w połowie ubiegłego roku Szymon Hołownia zdecydował się na odejście z "Newsweeka"? Na marginesie osobistych animozji i wzajemnych uszczypliwości, do jakich doszło między nim a Tomaszem Lisem, pojawiła się sprawa o wiele ważniejsza od tego, kto i gdzie będzie publikował swoje felietony. Bo tak naprawdę poszło im o dziennikarstwo - jego wizję, zadania i odpowiedzialność.

Brak rzetelności

Przypomnijmy, że kroplą, która przelała czarę goryczy Hołowni, było opublikowanie w "Newsweeku" okładowego materiału o celibacie księży (a raczej jego łamaniu), w którym nie podano żadnych silnych dowodów na główną tezę, za to przytoczono parę plotek, kilka anonimów i niesprawdzone badania. Felietonista (dziś pisze we "Wprost") swoim głośnym odejściem zaprotestował przeciwko dziennikarskiej nierzetelności, brakowi obiektywizmu i niechęci do ukazania całej złożonej prawdy o problemie celibatu.

DEON.PL POLECA

Na to Lis bezceremonialnie odpalił następująco: "Szczerze? To ja już wolę ajatollaha Terlikowskiego niż tych załganych pseudoliberalnych pseudodoktrynalnych, dwie piersi ssących liberalnych katolików. Z Terlikowskim dzieli mnie wszystko, nie jest on jednak przynajmniej kuriozalnym dwulicowcem, takim co poglądy ma wypośrodkowane, co pozwala mu pozować na arbitra elegantiarum. W czasach ostrych podziałów i ostrej walki bycie pomiędzy i pośrodku częściej niż znakiem racjonalizmu jest znakiem asekuranctwa i oportunizmu".

Naczelny "Newsweeka" przyznał, że w jego opinii głównym zadaniem dziennikarstwa już nie jest dążenie do prawdy. A postawa wyważona i racjonalna - czytamy to między wierszami - po prostu słabo się sprzedaje. W takim ujęciu materiał tygodnika wcale nie ma obowiązku przybliżać czytelnika do prawdy o danej sprawie. Ma za to budować jego emocjonalne przywiązanie do tego tygodnika, by kupował go regularnie i umacniał swoją tożsamość.

Biznes się kręci

Oczywiście media tradycyjne zawsze miały jakąś oś wizerunkową, jakąś ideologię. Była ona jednak drugorzędna wobec celu nadrzędnego: informowania. Media tożsamościowe cechują się tym właśnie, że akcent stawiają bardziej na budowanie ideowej wspólnoty z odbiorcami niż na podawanie informacji. Czytelnicy, słuchacze, widzowie i internauci wracają do nich w pierwszym rzędzie nie dlatego, że one podają newsy w sposób najbardziej obiektywny ale dlatego, że podają je w sposób umacniający ich tożsamość, utwierdzają w słuszności poglądów.

Jeśli więc "Newsweek" Tomasza Lisa kieruje się do czytelnika o silnym zabarwieniu antyklerykalnym, to wcale nie musi przejmować się brakiem twardych dowodów na powszechne łamanie celibatu przez księży. Wystarczy, że są poszlaki i jakieś cząstkowe badania, które pasują do tezy. A teza pasuje czytelnikom. I wszystko gra, a medialna machina kręci się dalej. Koncern medialny zarabia, nakład rośnie, reklamy się sprzedają, a czytelnicy kupują. Że istota sprawy - czyli prawda o problemie celibatu - potraktowana była po łebkach? Któż by się tym przejmował "w czasach ostrych podziałów". Dziś widzimy, że na okładce nowego numeru tygodnika jest o. Rydzyk i wielki napis: "Ojciec Prymas". Czyli taktyka się sprawdza, więc trzeba dalej z niej korzystać.

Czytelnik wierzący w media

Powiedzmy również, że ta sama tożsamościowa teoria mediów współczesnych działa obecnie na prawicy. Wystarczy spojrzeć na nowy numer tygodnika "W sieci". Tam na okładce mamy Lecha Wałęsę przeglądającego się w lustrze. A w lustrze widać postać jednoznacznie kojarzoną z bajką "Bolek i Lolek". Dla dziennikarzy tego tygodnika nie jest aż tak ważne, że dyskusja historyków na temat agenturalności byłego prezydenta nadal trwa i nie jest jednoznacznie rozstrzygnięta. Swoim czytelnikom dają jasny przekaz: Wałęsa to agent "Bolek". Ważniejsze jest to, że czytelnicy nastawieni są niechętnie do całej III RP a Wałęsa to jeden z jej fundatorów. Siła przekazu idzie więc znowu nie na konkretną informację (bo żadne nowe dokumenty o ewentualnych donosach przecież nie zostały ujawnione) a na wizerunek oraz umocnienie tożsamości w stylu anty-Tusk, anty-PO czy anty-III RP.

Dodajmy uczciwie, że ani "Newsweek" ani "W sieci" nie przedstawiają informacji całkowicie fałszywych. W obydwu tezach okładkowych jest jakaś część prawdy, bo Wałęsa faktycznie miał konszachty z SB (to pewne), a i przypadki łamania celibatu przez księży też są znane. Istota problemu polega na tym, że idące za okładkami materiały nie uzasadniają krzyczących tez z okładki. A czytelnik zostaje postawiony w sytuacji człowieka wierzącego: choć żadnych 100-procentowych dowodów nie mamy, to musisz nam uwierzyć, że jest tak, jak mówimy. Z klasycznej sytuacji: my ci podamy wszelkie możliwe fakty, a ty sobie wyrobisz opinię, zrobiła się nam zupełnie nowa sytuacja: my ci podamy kilka faktów i gotową opinię, w której prawdziwość musisz uwierzyć nam na słowo.

Deficyt obiektywizmu

Zadajmy więc sobie pytanie: może faktycznie w XXI wieku media informacyjne trzeba odstawić do lamusa i przerzucić się całkowicie na media tożsamościowe, bo to bardziej odpowiada mentalności współczesnego człowieka? Niedawne badania CBOS raczej temu przeczą. W ciągu ostatnich 10 lat przekonanie o stronniczości dziennikarzy wzrosło o 12 proc. (z 34 do 46 proc.), a o ich nieobiektywności o 8 proc (z 42 do 50 proc.). Czyli ludzie dostrzegają zmianę funkcjonowania medialnych machin. Jednocześnie wśród najważniejszych cech, które powinny charakteryzować dziennikarza, respondenci najczęściej wskazywali na bezstronność i obiektywizm (59 proc.).

Bez wątpienia media polskie i światowe są dziś na poważnym zakręcie i dotyka je silny kryzys. Oprócz pytań o kwestie technologiczne dotyczące druku, internetu i nowych nośników nie mniej ważnym, a może jeszcze ważniejszym problemem jest pytanie o to czym media powinny dziś być: edukatorem, dostawcą informacji, wiedzy i pogłębionej refleksji czy też panem ludzkich dusz i kreatorem ich tożsamości.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Medialni kreatorzy tożsamości
Komentarze (21)
P
Paweł
10 stycznia 2013, 17:09
Newsweek ostatnio to niestety nie to samo co kiedyś. Mam wrażenie, że niektórzy dziennikarze czasami piszą w tym piśmie rzeczy albo nie do końca sprawdzone, albo czasem po prostu piszą wszystko to co rozmówca mówi, nawet kiedy są to same chwalby, nieprawda i wypowiedzi nie na temat. ... Zgoda ale teraz pytanie brzmi: czy da się dziś robić tygodnik jednocześnie poczytny, przystępny i nie wpadający w tabloidyzację? Przykład byłego "Uważam Rze" pokazuje, że się da. Nie trzeba się zgadzać z linią tego pisma ale można docenić, że było ambitne. Ale przy tej okazji pytanie kolejne: czy sukces Urza nie był przypadkiem wynikiem opisywanej tu przez autora techniki tożsamościowej? Mam wrażenie że był...
K
kupujeinne
10 stycznia 2013, 15:58
Newsweek ostatnio to niestety nie to samo co kiedyś. Mam wrażenie, że niektórzy dziennikarze czasami piszą w tym piśmie rzeczy albo nie do końca sprawdzone, albo czasem po prostu piszą wszystko to co rozmówca mówi, nawet kiedy są to same chwalby, nieprawda i wypowiedzi nie na temat.
A
AP
9 stycznia 2013, 16:55
Żona Lecha Wałęsy dowodzi w swojej książce, że jej mąż mówił przekonywał ją, że notorycznie wygrywa w Totka. Spór trwa ile razy trafił szóstkę.
L
leszek
9 stycznia 2013, 12:34
Sądy powszechne nie służą do weryfikowania ocen historyków, gdyby przyznać, że  ocena historyczna jest zasadna tylko wtedy, gdy zapadł wyrok sądu w tej sprawie, to przecież wszyskie podręczniki do historii by się składały z kilku kartek, gdyż w bardzo niewielu sprawach zapadły jakieś wyroki. Jeśli autor felietonu sam przyznaje, że "fakt istnienia jakichś kontaktów Wałęsy z SB jest bezsporny:" to trochę się zapędza w kozi róg, gdyż nasuwa się pytanie, a jakie konkretnie było to kontakty. Autorzy ksiażki "SB a Lech Wałęsa" udzielają odpowiedzi, a mianowicie, że Wałęsa był TW w latach 1970-1976, przy czym okres aktywności to rok 1971. I na poparcie tej tezy dostarczają argumenty podbudowane warsztatem naukowym. Każdy może książkę kupić i przeczytać, autorzy swój warsztat przecież ujawniają i żadnych tajemnic nie czynią. Zaś jeśli przyjąć, że kontakty były ale nie miały charakteru jak opisują to autorzy książki, to argumentów takiej wagi przecież nie ma. Są tylko poglądy, przekonania i publistyka. Autorzy biografii Wałęsy (powstało ich kilka)  ten temat pomijają lub zbywają ogólnikowymi stwierdzeniami. Sam Wałęsa wyprodukował na ten temat dużą liczbę wypowiedzi, które się często wzajemnie wykluczają. Raz twierdził że jakiś fakt miał miejsce, a innym razem twiedził, że nie miał miejsca. Zaś jeśli przeczytać uważnie polemikę profesora Friszke w Gazecie Wyborczej to łatwo zauważyć, że Friszke nie zgadza się z wnioskami autorów książki "SB a Lech Wałęsa" ale jakoś argmentów nie dostarcza.  Nie zauważyłem, żeby np. przeprowadził analizę dokumentów na które powołują się autorzy i wskazał błędy czy wyprowadził inne wnioski.   
R
Raw
9 stycznia 2013, 11:59
Dla mnie problem sprowadza się do wychowania dzieci i młodzieży. Należy zwracać ich uwaqgę, że każdy kto coś pisze lub mówi ma określony interes, bardziej lub mniej ideowy lub materialny, . Trzeba sobie wyrobić zmysł krytycyzmu i ufać tylko sprawdzonym autorytetom. Popełniać błędy i podnosić się z nich na własny rachunek. Inni nie są lepsi ode mnie. Bóg nas oceni. Wtedy nie przejmuję się kształtem mediów, błyskotliwością reklam, obietnicami polityków,... Robię swoje! ...@franek - brawo! bardzo dobrze to ująłeś i mądrze mówisz
F
franek
9 stycznia 2013, 11:57
Dla mnie problem sprowadza się do wychowania dzieci i młodzieży. Należy zwracać ich uwaqgę, że każdy kto coś pisze lub mówi ma określony interes, bardziej lub mniej ideowy lub materialny, . Trzeba sobie wyrobić zmysł krytycyzmu i ufać tylko sprawdzonym autorytetom. Popełniać błędy i podnosić się z nich na własny rachunek. Inni nie są lepsi ode mnie. Bóg nas oceni. Wtedy nie przejmuję się kształtem mediów, błyskotliwością reklam, obietnicami polityków,... Robię swoje!
KS
Konrad Sawicki
9 stycznia 2013, 09:37
Dwie uwagi: 1. Mój artykuł nie porównuje wartości treści "Newsweeka" i "W sieci" tylko ich medialną strategię. Te są moim zdaniem podobne. 2. Fakt jakichś kontaktów Wałęsy z SB jest bezsporny, o czym napisałem wprost. Kwestią jak dotąd nie udowodnioną jest to, czy donosił na kolegów i brał za to pieniądze. Tu rozbieżne zdanie mają nie tylko historycy (prof. Friszke) ale sami SB-ecy a nawet sąd - w 2010 Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał, że Krzysztof Wyszkowski, zarzucając Lechowi Wałęsie współpracę z SB, nie naruszył dóbr osobistych byłego prezydenta. Całkowicie odmienne stanowisko zajął w marcu 2011 Sąd Apelacyjny w Gdańsku (sąd II instancji) który wyrok ten uchylił w całości i prawomocnie nakazał Wyszkowskiemu przeproszenie Wałęsy. Zatem podsumowując - spór trwa.
WD
Wojtek Duda
9 stycznia 2013, 09:18
krótki komentarz:  Zobaczcie różnicę w postawie Terlikowskiego i Hołowni - pierwszy faktycznie jedzie jak walec, pomijam już żenujący poziom jego strony fronda, ale sam sposób w jaki się wypowiada w mediach - jak nie mam racji to się robię czerwony i prawie że krzyczę  : 'tak k....wa ma być'. Takiego człowiek łatwo zdyskredytować, ośmieszyć - np. poprzez przypięcie ksywki ajatolaha. Dużo trudniej zrobić to z kimś takim jak Hołownia -a argumenty, spokojnie, racjonalnie  i z empatią, a jednocześni nie ustępuje pola. Takiego człowieka dużo trudniej zbić z pantałyku. I zobaczcie, Hołownia wypowiedział pracę w Newsweeku - to Lis właściwie nie odniósł się do jego  argumentów, tylko zaczął snuć niezrozumiałe brednie o 'pseudoliberałach'. W tym momencie dla mnie w 1:0 dla Hołowni.  
J
jonaszewski
9 stycznia 2013, 07:58
Liczy się news. Nie ma czasu na porządne naświetlanie sprawy. Z drugiej strony - czytelnicy nie mają czasu na zgłębianie problemu. Oczekują jasnej wypowiedzi - agent czy nie agent, pedofil czy nie pedofil (najczęściej dobrze jest, gdy świat wykreowany w mediach jest niecukierkowy, spiskowy - czyli i agent, i pedofil). Do tego sprowadza się współczesne "dziennikarstwo" - nie trać czasu na sprawdzanie, bo ktoś cię ubiegnie. Stąd tyle ostatnio afer związanych z prowokacjami, publikowaniem niesprawdzonych plotek, nieprawdziwych informacji itp. Osobiście przeniosłem się z Newsweeka do Polityki - uważam, że to pismo trzyma jeszcze poziom. Ale jeśli coś się pogorszy, ktoś zdecyduje, że czas na tabloidyzację - odejdę. Znamienne, że nowy Newsweek odpowiada generalnie moim poglądom, jest jednak tak radykalny, że ja sam czuję do niego niesmak. Nic nie jest białe lub czarne, wszystko ma odcienie szarości - tego ani społeczeństwo, ani dziennikarze już jednak zdają się nie zauważać.
L
leszek
8 stycznia 2013, 22:05
Wiązanie sensacyjnego artykułu z Newsweeka o zjawisku homoseksualizumu wśród kleru katolickiego z artykułem na temat agenturalnego przeszłości Wałęsy jest nadużyciem. Pierwszy artykuł był powtórzeniem plotek i badań naukowych o wątpliwej wartości a jedyny wkład autora polegał na tym, ze założył fałszywe konto na gejowskim portalu i złowil paru księży pechowców. Ale jak świetnie wiadomo "Anecdotal evidence does not create science". Jakieś pikantne historyjki o niczym szczególnym nie świadczą, są wyłącznie pikantnymi historyjkami.  Zaś opinia o agenturalnej przeszłości Wałęsy nie jest oparta na plotkach i anegdotkach, ale na solidnych podstawach. Wystarczy wziąć do ręĸi książkę "SB a Lech Wałęsa". Z autorami się można nie zgadzać, można nie być przekonanym, ale autorzy są historykami znającymi temat i nikt nie podważa faktu, że w tej książce posługują się warsztatem naukowym i swoje wnioski opierają na faktach, dokumentach i analizie tych faktów. Zaś pogląd autora felietonu, że dziennikarzy mają nie pisać o czymś dopóki "historycy nie uzgodnią stanowiska" to chyba trochę za daleko posunięty. W końcu jakie są dowody na to, że Brutus wziął udział w spisku na zycie Cezara. Przeciez jakies plotki, poglądy, powtarzane i zasłyszane po latach przez historyków którzy przeciez nie byli świadkami wydarzenia a tylko powtarzali po innych. Sugeruję więc autorowi felietonu aby wyrzucił do kosza egzemplarz "Juliusza Cezara" Szekspira (o ile takowy ma), a przynajmniej wstrzymał się z lekturą dopóki historycy nie zdobędą przekonywujących dowodów. 
L
Leon.Leon
8 stycznia 2013, 21:42
"(bo żadne nowe dokumenty o ewentualnych donosach przecież nie zostały ujawnione) " i tu pan Sawicki mija sie z prawda. W oamwanianym tygodniku jest obszerny text dra Cenckiewicza, ktory wykazuje, jakich to materialow sledczy i lustarotorzy NIE wykorzystali ( w interesie Walesy) , mimo, iz wiedzieli o ich istnieniu. A tak w ogole, to takimi tekstami jak Sawickiego-portal Deon stacza sie do poziomu Gw??:(
L
Leon.Leon
8 stycznia 2013, 21:39
Postawa 'wywazona" i "racjona;na" to zdaniem p.Sawickiego postawa "Bogu swieczke  a diablu ogarek" raz przyznam racje Lisowi, ktory chcial powiedziec " a mowa wasza niech bedzie tak tak, nie , nie.." :D
jazmig jazmig
8 stycznia 2013, 19:29
Agenturalność Wałęsy wcale nie budzi wątpliwości u historyków, bo ona została wielokrotnie udowodniona. Przyznał to nawet Sąd Najwyższy rozpatrując tę sprawę, uznał on, że Wałęsa jest TW Bolkiem, ale nie ma dowodów na to, że jego donosy komuś szkodziły. Co do mediów tożsamościowych, to takim niewątpliwie jest Nasz Dziennik, wałkujący zapamiętale rzekomy zamach w Smoleńsku i tworzący kolejne wersje zamachów.
ŁO
Łukasz Olszewski
8 stycznia 2013, 19:22
Analogia między sprawą celibatu a agenturalnością LW jest fałszywa, bo pierwszy artykuł jest bezwartościowy, bo oparty na plotkach i napisany przez autora niekompetentnego w tej problematyce. Z kolei artykuł z tygodnika "WSieci" to tekst cenionego historyka Sławomira Cenckiewicza, autora obszernej pracy naukowej o związkach Wałęsy z SB, a więc eksperta w tym temacie. Można się z jego wnioskami nie zgadzać, ale tworzenie analogii między naukowcem a tamtym newsweekowym dziennikarzyną to chyba kpina.
P
pg
8 stycznia 2013, 19:17
Tekst b. dobry z jedną uwagą . Nie pamietam,żeby któryś z historyków, w poważnym opracowaniu historycznym, zaprzeczył agenturalności p.Wałęsy. Chyba,że coś mi umknęło. Nie mówię o felietonach i innego rodzaju przepychankach w mediach.  
S
Soup
8 stycznia 2013, 18:10
A i dziennikarstwo obiektywne to mit. Jedyna cecha uniwesalna to trzymanie się faktów i rzeczywistości. Jednak te podane w jakiś tam przefiltrowany sposób przez dziennikarza już nie muszą wcale pozostawać obiektywnymi... Tak samo cały zestaw analiz i interpretacji dokonywany na podstawie faktów nie jest już do końca obiektywny. Wszystko weryfikuje rzeczywistość, umiejętność odczytywania informacji i jej właściwej interpretacji przez odbiorcę. Tak jak napisał MR, są z tym obecnie ogromne problemy ;)
AP
Adrian Podsiadło
8 stycznia 2013, 18:07
Oskarża Pan L.Wałęsę o konszachty z SB? Jak Pan śmie? Gdzie Pan był jak Wałęsa z żoną obalali komunizm?! Jak Pan śmie niszczyć człowieka dzięki, któremu żyjemy teraz w wolnym kraju?! Mniej więcej to by Pan usłyszał od L.Wałęsy. Bo to, że Pan nazwie sobie współpracę L.W. w pierwszej połowie lat 70-tych (jak rozumiem o tym mówimy) konszachtami naprawdę niewiele zmienia. LOL p.s. Ja Panu dam lepszy przykład z innego tygodnika: "Biskupi przeciw przemocy wobec kobiet. Szkoda, że nie polscy." Tak na swojej okładce Tygodnik Powszechny utrwala tożsamość swoich czytelników :-)
S
Soup
8 stycznia 2013, 18:05
No nie byłabym pewna, że W Sieci, można postawić w tej samej linii. Co prawda jedyn co ich łączy, to graficzna strona okładek. Nie zapominajmy, że Newsweek od bardzo dawna "gra" okładkami, a W Sieci jest dosyć młodym periodykiem.  No i zadam autorowi pytanie, bo pewnie czytał, musiał czytać artykuł dotyczący agenturalnej przeszłości byłego prezydenta... Czy podan w artykule fakty nie są jednoznaczne, co do potwierdzenia tezy o konszachtach z SB? Czy to, że Sąd Lustracyjny ich nie uwzględnił, a dlaczego, i dlaczego nie ma powtórnego rozpatrzenia, nie przemawia znów za tezą? Nie wydaje mi się, żeby artykuł był nie żetelny. No chyba, że potrzeba jeszcze opinii samego zainteresowanego do pełnego obrazu... Jednak on swoją opinię przdstawia w mediach nazbyt jasno, żeby fatygować go jeszcze do wypowiedzi w  artykule, nie tyle cokolwiek udowadniającym, co analizującym wszystkie zawiłości sprawy... Argument porównywania jednego tygodnika z drugim wydaje mi się chybiony i lekko naciągnięty. Bo myślę, że jednak dziennikarze W Sieci nie publikują na podstawie plotek i domysłów, w przeciwieństwie do Newsweekowego wodolejstwa.
MR
Maciej Roszkowski
8 stycznia 2013, 17:45
       To robi wrażenie błędnego koła. Ludzie mediów uprawiają tę "tożsamościową" ( to bardzo delikatne określenie) publicystykę, bo liczą, że odbiorca  to kupi. A odbiorca niestety kupuje i to w ciemno. Kupuje również najróżniejsze szmatławce jawnie demoralizujące i szkodliwe.  Co jest przyczyną, a co skutkiem? Niestety kultury lokalne, kultury różnych środowisk, folklor zostały wymiecione przez "kulturę masową" z jej całą tandetą. Prymitywizm  jest porażający nawet w warstwie zupełnie podstawowej- języka. Tak często produkują się ćwierćinteligenci, których od rzeczywistości oddziela bariera języka. Według niektórych badań ponad 60% odbiorców mediów rozróżnia słowa i pojedńcze zdania, ale  nie potrafi zrozumieć 3 kolejnych zdań, a jeśli są złozone, to już dramat. Prof. Kazimierz Dąbrowski  twórca teorii dezintegracjio pozytywnej twoerdził, że 3/4 każdej społeczności nie przeżytwa uczuć wyższych. Kiedyś żyli sobie spokojnie w swoich środowiskach, konsumowali kulturę na swoja miarę. Dziś nie tylko wybierają skrajny prymityw i życie na poziomie popędów, ale twórczo włączaja się w "tworzenie". Edukacyjna funkcja mediów i kultury zanika, stały się one towarem i jak każdy towar dziś wystepują w nzacznym nadmiarze.  Bardzo trudno znaleźć coś wartościowego, ale trze się starać. Czasem się udaje. I tym optymistycznym akcentem...
E
Elka
8 stycznia 2013, 16:34
Podoba mi się, że autor dostrzega ten sam mechanizm zarówno po stronie Newsweeka jak i W sieci. Faktycznie w sensie traktowania mediów idą tą samą drogą. Natomiast nie znacza to równości na poziomie treści...
MM
MŁ Makowski
8 stycznia 2013, 16:33
Bardzo dobry i wywarzony głos w dyskusji o przyszłości mediów. Niestety podobny przechył w kierunku "tożsamościowym" można zaobserwować w jaskrawych barwach również w programach telewizyjnych - z definicji przynajmniej - o charakterze informacyjnym. Pal licho jeśli odbiorca jest świadom tego przechyłu ideowego, gorzej jest z ludźmi, który takiej czujności nie mają, i na podstawie np. "Faktór" budują cały obraz otaczającej ich medialej rzeczywistości.