Niepodległość, marsze, codzienność

Niepodległość, marsze, codzienność
(fot. PAP/Tomasz Gzell)

Skończył się co prawda Dzień Niepodległości, ale możemy być pewni, że dopiero zacznie się dyskusja na jego temat. A mówiąc ściśle: na temat czterech warszawskich Marszów, które przeszły wczoraj stolicą.

Przypomnijmy, że były to Marsz Niepodległości, Marsz Prezydencki, Marsz Antyfaszystów, wreszcie marsz "Polska Socjalna". Ale świętowano przecież w całym kraju i wśród Polonii, na bardzo różne sposoby, w salach koncertowych i skromnych domach kultury, w kościołach, na placach miast i miasteczek, nawet w galeriach handlowych. Tym, co zginęli za niepodległość ojczyzny, palono znicze na cmentarzach i w miejscach pamięci.

Autorowi tego felietonu najbliżej było do inicjatywy "Polska Socjalna", przez media opisanej jako Marsz Socjalistów albo demonstracja pepeesowska (osobny materiał poświęcił temu wydarzeniu także DEON.pl). Jako reprezentant "Nowego Obywatela" miałem okazję opowiadać o celach tego projektu do różnych mediów: od "Gazety Wyborczej" przez "Rzeczpospolitą" do Polsatu. I każde z tych mediów z mojej opowieści wyciągnęło co chciało, inaczej rozłożyło akcenty, inaczej zbudowało swoją z kolei historię o naszym pomyśle na świętowanie Dnia Niepodległości: od kilkusekundowej migawki w Polsacie, przez ukazanie nas na kontrze do Marszu Prezydenta (słusznie) w "Rzepie" po zasugerowanie związków naszego projektu z PiS-em (chybione), co z kolei zrobili dziennikarze "Gazety Wyborczej". Piszę o tym, żeby pokazać, jak media opisując, zarazem kreują rzeczywistość "na swój obraz i podobieństwo".

Ta kwestia kreowania rzeczywistości jest dość istotna. Z jednej strony mamy materię życia: niepodległościowe marsze. Już choćby liczba uczestników poszczególnych wydarzeń zależy w mediach od tego, czy danej imprezie patronują, sympatyzują z nią, czy chcą jej rolę umniejszyć, zdyskredytować. I tak o Marszu Niepodległości jedni mówią, że było na nim pięćdziesiąt, drudzy sto, trzeci że dwieście tysięcy. O Marszu Prezydenta czytałem, że wzięło w nim udział siedemset osób, inni jednak podają, że było 10 tys. uczestników. Antyfaszystów było od tysiąca do dwóch tysięcy. A ile osób szło z inicjatywą Polska Socjalna? Heh, "GW" pisała o 40 osobach, przychylne nam radio WNET o siedemdziesięciu. Szczerze mówiąc, uśmiecham się, pisząc te słowa - znajomych i przyjaciół była garstka, ale dziarska...

Ale jest tu jeszcze kwestia znacznie poważniejsza: wytwarzania obrazu wydarzeń dla tych, którzy nie mogą wyrobić sobie o nich zdania przez współuczestnictwo, albo zasięg do różnorodnych źródeł informacji/opinii. Zagraniczne media podają już do wiadomości swoim odbiorcom, że w Warszawie "nacjonaliści starli się z policją". Antyfaszystom rzeczywiście ukradziono w tym roku show, to mnie nie smuci. Ale jeśli prawdą jest, że w trakcie pochodu doszło do prowokacji służb porządkowych - to mamy skandal, celowe działanie na dyskredytację inicjatywy kojarzonej z opozycją. Inna kwestia to doniesienia uczestników Marszu i dziennikarzy o strzelaniu do tłumu, w którym były też dzieci, z broni gładkolufowej. Już czytałem gdzieś ponury żart, że w tym roku na Marszu do maszerujących mierzyły grupy rekonstrukcyjne ZOMO...

Choć dla wielu ludzi ten najliczniejszy Marsz jest to po prostu okazja do świętowania: rodzinnie, z dziećmi. Stąd może jednak centroprawica powinna się zastanowić i w przyszłym roku zorganizować Marsz bez ONR i bez kokietowania dżentelmenów zaprawionych w stadionowych bojach? No chyba że politycy i współorganizatorzy lubią cały ten zgiełk... Znamienne jednak, że Kluby "Gazety Polskiej", choć wypominano im to, zdecydowały się na własne zakończenie Marszu, pod pomnikiem Piłsudskiego. Rozsądna decyzja.

Na marginesie: prezydent Bronisław Komorowski zgromadził wokół siebie własnych narodowców i własną lewicę: Romana Giertycha i prof. Tomasza Nałęcza. Obawiam się jedynie, że to zaplecze niezbyt pewne. Na miejscu prezydenta, bałbym się mieć za plecami Romana Giertycha, nawet idącego z kwiatami - nie wiadomo, kiedy zdradzi.

Piszę o marszach, mediach, polityce, ideach na ulicy - ale to przecież buduje życie społeczne, aktywność społeczną. Czytałem w ostatnich dniach, szczególnie na portalu gazeta.pl, mnóstwo informacji o tym, jak nieudany, zakompleksiony, nienowoczesny, zaściankowy, itd. itp. jest polski patriotyzm. Poziom zawartego tam malkontenctwa przeraża. Aż chce się krzyknąć po lekturze: zaiste, polskość to nienormalność! Ale to nieprawda: może i w polskości jest nieco szaleństwa, ale nie raz, nie dwa wspaniałego - budziliśmy nim podziw Europy, choć później zostawaliśmy sami. Zdumieliśmy świat pierwszą "Solidarnością". A tu i teraz? Musimy budować "od podstaw". I w tej materii mamy świetne tradycje: polskiej, międzywojennej spółdzielczości, działalności naukowej, śmiałych projektów infrastrukturalnych, społeczno-gospodarczych (Gdynia, Centralny Okręg Przemysłowy). Ale tu już trzeba innego wysiłku, niż maszerowanie po ulicach. I to jest właśnie kwestia: czy umiemy być patriotami nie tylko od święta, ale i na co dzień?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niepodległość, marsze, codzienność
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.