Odpocznijmy trochę
Kolejki do samochodowych myjni, trzepanie dywanów i bieg przez sklepowe półki. Takie obrazki zobaczyłem w niedzielę w swoim rodzinnym mieście. Nie chcę absolutnie pouczać, że to uroczysty dzień i Pan Bóg świętować przykazał. Zastanawiam się, tylko kiedy i czy w ogóle odpoczywamy?
Niedzielny pejzaż Kozienic przełamuje teorie specjalistów twierdzących, że praca w niedzielę to rzeczywistość przede wszystkim dużych aglomeracji. Podczas gdy Kraków zwalnia w ostatni dzień tygodnia, a jego mieszkańcy właśnie w tym dniu najchętniej rozkładają swoje koce na Błoniach i Bulwarach Wiślanych, w Kozienicach - gdzie jestem od dwóch tygodni - właśnie w niedzielę życie nabiera rozpędu.
Malownicza miejscowość z niespełna 30 tysiącami mieszkańców słynie z położonej nieopodal Elektrowni. Mieszkańcy innych zakątków Polski mogą pozazdrościć kozieniczanom m.in.: jeziora z rozbudowaną infrastrukturą wypoczynkową porównywalną z nadmorskimi kurortami, ogromną stadniną koni czy historycznym zespołem pałacowo-parkowym usytuowanym w samym sercu Puszczy Kozienickiej. W mieście jest również coś dla dzieci. W otwartym niemal całą dobę Ogrodzie Jordanowskim najwymyślniejsze zabawy z trampoliną, elektrycznymi samochodami i rozbudowanymi placami zabaw są za zupełną darmochę.
W niedzielę przejechałem Kozienice rowerem wzdłuż i wszerz. Już o godzinie 10 miejscowe hipermarkety wypełnione były po brzegi (tak wnioskuję z liczby samochodów stojących na parkingach Biedronki, Tesco i Carrefoura). Wzmożony ruch powodował, że na największej ulicy miasta tworzyły się kilkuminutowe korki! Kierowcy ustawiali się w długich kolejkach do bezdotykowych myjni samochodowych, w których (na oko) trzeba było czekać grubo ponad 30 minut. Z blokowisk dobiegały odgłosy trzepanych dywanów, a w oknach gospodynie czyściły okna. Tak w zasadzie wygląda każdy dzień tygodnia. Niedziela w niczym nie różni się od poniedziałku czy środy. Sklepy otwarte dzień i noc z przyjemnością przyjmują w swoje szerokie progi.
Wydaje się, że również miejscowi księża widzą w tym jakiś problem. W ubiegłą niedzielę podczas niezwykle nudnego kazania kaznodzieja grzmiał z ambony, że praca w niedzielę to grzech, a politycy którzy nie chcą zakazać sprzedaży w świętym dniu to prawie zbrodniarze. Po przyjęciu na klatę kilku niemiłych słów od księdza kozieniczanie wystrzelili z bloków startowych i nim jeszcze ministranci zamknęli za sobą zakrystię, sklepy zapełniły się po brzegi.
Nie chcę dołączać do chóru krzykaczy, którzy walczą o niedzielę wolną od pracy. Stanowisko Kościoła brzmi w tej sprawie trochę absurdalnie.
Oto bowiem Kościół ustalił, że w niedzielę należy odpoczywać. Okazuje się, że wyznawcy tego Kościoła odpoczywać nie chcą. Czy w takiej sytuacji rozwiązaniem będzie wprowadzenie nakazów i zakazów, które mają objąć wszystkich i członków Kościoła, i jego przeciwników? Raczej nie. Wybór tego, jak spędzamy niedzielę, należy do nas.
Jako redaktor dziennika zmuszony jestem czasem pracować w niedzielę, by w poniedziałek mogła ukazać się Gazeta. Mimo, że nie ma odgórnej zasady w redakcji, to w niedzielę pracują tylko ci, którzy muszą. Redaktor wydania i dziennikarz dyżurny. Nie dzwonimy do siebie w niedzielę, nie zawracamy sobie głowy. Niedziela to dzień wolny od pracy, czas na spacer, dobrą książkę i wycieczkę za miasto.
Niedziela to odpoczynek nie tylko ze względu na wyznanie wiary i pouczenia księży. Odpoczywam, by regenerować siły do lepszej pracy. Okazuje się, że wiara mi w tym pomaga. Skoro Jezus odetchnął, ja też mam do tego prawo. Nakazy i zakazy nam w tym nie pomogą. Może pomoże zasada: nie ma dobrej pracy bez dobrego odpoczynku. Nie ma dobrego odpoczynku bez dobrej pracy.
Skomentuj artykuł