Polska - Rosja. 90 minut emocji i nerwów Smudy
Ani na moment nie usiadł na ławce rezerwowych przez 90 minut podczas wtorkowego meczu mistrzostw Europy z Rosją selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski Franciszek Smuda. Remis 1:1 oznacza, że do awansu do ćwierćfinału niezbędna będzie wygrana z Czechami.
Ubrany w czarny dres i niebieską koszulkę polo, od pierwszego gwizdka niemieckiego arbitra Wolfganga Starka stał tuż obok długiej ławki rezerwowych. Podparty pod boki bądź z rękami splecionymi z tyłu albo na klatce piersiowej. Trzy kroki do przodu, dwa do tyłu, ale niemal cały czas w ruchu. Tylko chwilami, głównie gdy akcja przenosiła się na połowę rywali, opierał się o dach.
W siódmej minucie jego piłkarze dwa razy byli blisko szczęścia po stałych fragmentach gry, ale gdy stracili piłkę, szkoleniowiec energicznymi wymachami ręki zachęcał ich do powrotu na własną połowę. Chwilę później brawami nagrodził ładny, choć niecelny strzał Roberta Lewandowskiego.
Gdy lekarze opatrywali przy bocznej linii rozciętą nogę Damiena Perquisa, najpierw wymownymi gestami pokazał swoim podopiecznym, by przesunęli się bliżej własnej bramki, by po kilku sekundach zżymać się na sędziego technicznego, że wstrzymuje powrót na boisko obrońcy francuskiego FC Sochaux.
W 25. minucie, po niecelnym strzale głową Aleksandra Kierżakowa, Smuda tłumaczył swoim współpracownikom i zawodnikom rezerwowym, jakie błędy popełniła drużyna w tej akcji. Po stracie piłki przez Dariusza Dudkę minutę później ze zdenerwowania podrapał się po głowie, a następnie wdał się w wymianę zdań z węgierskim arbitrem technicznym, uważając, że asystent głównego nie zauważył, że piłka opuściła boisko.
W 37. minucie biało-czerwoni stracili gola. Smuda starał się zachować spokój i brawami zmobilizować podopiecznych. Zawołał do siebie kapitana Jakuba Błaszczykowskiego i dał mu kilka wskazówek. Po chwili kamery pokazały jego zamyśloną i zafrasowaną twarz, jakby szukał sposobu, który pomoże odwrócić losy meczu.
W przerwie selekcjoner Polaków nie dokonał zmian. Krótko po wznowieniu gry w dobrej sytuacji znalazł się Robert Lewandowski, ale rosyjski bramkarz zdołał wybić piłkę. Smuda akcję nagrodził brawami i gestami zachęcał piłkarzy, by nie cofali się za bardzo, a naciskali rywali.
Stadionowyy zegar wskazywał 51. minutę, gdy trener nakazał rozgrzewać się trzem piłkarzom. Gdy akcję Błaszczykowskiego przerwał gwizdkiem sędzia, bo w polu karnym rywala sfaulował Lewandowski, Smuda tylko bezradnie rozłożył ręce.
W 57. trener wreszcie miał powody do radości. Jakub Błaszczykowski pięknym strzałem lewą nogą doprowadził do wyrównania. Euforia i uściski z asystentami trwały krótko. Szybko przywołał do siebie rozentuzjazmowanych zawodników i przekazał kilka krótkich uwag.
W 66. minucie Perquis przewrócił się na piłce wyprowadzając atak, a selekcjoner ze złością uderzył rękami o uda. Jego piłkarze mieli coraz mniej sił, ale Smuda - choć częściej spoglądał na zegarek - nie reagował. Nawet, gdy kilka tysięcy kibiców zaczęło skandować: "dawaj zmiany, dawaj zmiany".
180 sekund później poprosił, by ktoś ze sztabu zawołał rozgrzewającego się Adriana Mierzejewskiego. Zawodnik tureckiego Trabzonsporu był już gotowy do wejścia na boisko, a Smuda oparł mu rękę na ramieniu i kilka sekund udzielał mu ostatnich wskazówek. Przerwał, by podbiec do linii bocznej i zrugać Sebastiana Boenischa za nieudane dośrodkowanie.
Później w krótkim odstępie czasu dwa razy zdenerwowali go Beonisch i Mierzejewski. Pierwszy zbyt długo zwlekał z oddaniem piłki, a drugi - pozbył się jej za szybko.
Gdy Eugen Polanski poprosił o zmianę, Smuda energicznie wezwał z rozgrzewki Adama Matuszczyka, a schodzącemu z placu gry zawodnikowi FSV Mainz serdecznie podziękował z grę. W końcówce był dla swoich podopiecznych raczej niczym łaskawy ojciec niż surowy nadzorca - mobilizował, podpowiadał, dyrygował.
Zdążył jeszcze mocno zdenerwować Ludovica Obraniaka, którego ściągnął z boiska, gdy ten przygotowywał się do wykonania rzutu wolnego już w doliczonym przez sędziego czasie gry. Pochodzący z Francji pomocnik gestykulował na boisku, na moment uspokoił się po rozmowie z kolegami, ale za linią boczną ze złości kopnął butelkę z wodą. Emocje i nerwy były przez całe 90 minut.
Skomentuj artykuł