Polska według Ojca Rydzyka

Polska według Ojca Rydzyka
Dariusz Piórkowski SJ

W wywiadzie udzielonym dla tygodnika "Uważam Rze" (6/2012), o. Tadeusz Rydzyk rozpatruje swoją działalność w kategoriach bitwy, oddycha atmosferą osaczenia (co jest po części zrozumiałe, po niesłusznej odmowie koncesji dla TV Trwam przez KRRiT). Swoją misję postrzega jako bojowanie o wolność i ochronę przed "pełną manipulacją" ze strony decydentów.

Przemiany, jakie zaszły w Polsce, ocenia negatywnie. Żyjemy bowiem porażeni falą nihilizmu. Polska jest "jakby obszarem, gdzie toczy się szczególnie mocna, zawzięta walka z szatanem, gdzie on jest szczególnie aktywny". Szatan walczy w Polsce z "duchem", czyli z wartościami duchowymi. Polacy to niewolnicy, którzy zadowalają się krótkotrwałym posiadaniem i "miską strawy". Podczas gdy Unia Europejska sieje propagandę sukcesu, Polska po prostu ginie.

Mało tego, dawniej ciemiężyła nas komuna, dziś ludzie są uciskani przez rządzących. Totalitaryzm wcale się nie zakończył. Nomenklatura, której używa o. Rydzyk, przywołuje wspomnienia o byłym aparacie opresji w reżimie komunistycznym: "Oto jakaś policja nagle mnie otacza w nocy, każą wysiąść, chcą gdzieś prowadzić… Bardzo natarczywie, agresywnie. Wysyłają pogróżki, zdarzają się prowokacje. Ludzie przychodzą często i mówią: "Uważaj, oni ci wszystko mogą zrobić".

W Polsce, zdaniem o. Rydzyka, zapanował system gorszy od machiawellizmu, czyli sztuki cynicznego rządzenia. Przeżywamy okres "urządzania się malutkich grupek kosztem całego naszego dorobku ponad 1000-letniej historii". Nadto o. Dyrektor czyni aluzje do hitlerowskiej propagandy, którą porównuje z obecną sytuacją mediów w Polsce (z wyłączeniem "Radia Maryja", "Naszego Dziennika" i "TV Trwam"). Oczywiście, cały czas ma na myśli "onych", czyli wrogów, którzy czyhają na sprawiedliwych i niszczą naszą Ojczyznę.

DEON.PL POLECA

Rozumiem rozgoryczenie o. Tadeusza, bo rzeczywiście niektóre środowiska zawzięły się na niego. Natomiast smutna i niesłuszna jest, moim zdaniem, jego diagnoza stanu Polski. Nie pierwszy raz i nie od dziś o. Dyrektor tworzy obraz zepsutego świata na zewnątrz "nas", a równocześnie buduje wokół siebie - jak ujął to ks. Tomáš Halík - "świat paralelny" jako bastion ucieczki i bezpieczeństwa. Nie ma lepszego sposobu na zjednanie sobie zwolenników i zwarcie szyków.

Powiem tylko jedno. Gdyby o. Rydzyk miał rację, to demonstracje młodych nie skłoniłyby rządu do zmiany stanowiska w sprawie ACTA. Podobnie LOT nie wycofałby się z wprowadzenia zakazu noszenia zewnętrznych oznak wiary. To właśnie dzięki demokracji, która niewątpliwie ma również swoje wady i ograniczenia, można wpływać na decydentów w tym kraju. W systemie totalitarnym na protestantów wysłanoby czołgi, użytoby gazów łzawiących, w ruch poszłyby pałki.

W pełni więc popieram akcję protestacyjną zwołaną przez o. Tadeusza przeciwko niesprawiedliwemu postanowieniu KRRiT. Nie zgadzam się jednak na roztaczanie apokaliptycznej wizji upadku Polski i porównywanie jej obecnej sytuacji (pośrednio lub wprost) do hitlerowskiej bądź komunistycznej dyktatury.

"Nasz Dziennik" w prezencie z okazji Światowego Dnia Chorego opublikował w sobotę, 13 lutego, tekst ks. dr Mariusza Sztaby: "Pacjent wrogiem państwa". Autor lamentuje w nim, że chorzy żyją niemalże w upiornym świecie, traktowani przez wszystkich jak przedmioty. Pisze, że "filozofia utylitaryzmu i sukcesu niszczy wielki świat ludzi chorych od zewnątrz i od wewnątrz". Dla państwa chorzy i starsi ludzie jawią się jako wielkie obciążenie finansowe. "Rodzina i najbliżsi, zajmujący się swoimi chorymi, mają często poczucie straty czasu i możliwości samorealizacji". A służba zdrowia patrzy na chorych przez pryzmat finansowych przychodów.

Jest to kolejny przykład grubymi nićmi szytej generalizacji, trącącej ideologią, która krzywdzi i państwo, i rodziny, i służbę zdrowia. Tych podmiotów nie tworzą bowiem jacyś anonimowi "oni", wrodzy choremu człowiekowi, lecz konkretni ludzie. Po drugie, ksiądz doktor sugeruje, że państwo celowo tnie wydatki na służbę zdrowia, ponieważ kieruje się utylitarną filozofią.

To niesłuszny zarzut i wniosek. Sprawa, jak zawsze, jest bardziej złożona. Nie ulega wątpliwości, że potrzeby zdrowotne są zawsze większe niż ich możliwości finansowania przez państwo. Nie ma co ukrywać, że chorzy są sporym obciążeniem finansowym dla budżetu. To po prostu jest fakt. Jednak, wbrew obwieszczanej przez ks. Sztabę katastroficznej wizji, w Europie następuje wzrost nakładów na chorych. Gdyby, jak sugeruje ks. Sztaba, państwa rzeczywiście próbowały się uwolnić od tego ciężaru, redukowałyby wydatki z budżetu. Jest dokładnie na odwrót. Na przykład, w Polsce od 2000 roku bieżące i inwestycyjne publiczne koszty służby zdrowia rosną. W 2008 - 89,3 mld, czyli 7% PKB, w 2009 - 99 mld zł., czyli 7,4 % PKB, w 2011 - przeszło 100 mld zł.

Jeśli już gdzieś jest wielki problem, to na pewno w spadku przyrostu naturalnego. Ktoś musi przecież zarobić na utrzymanie szpitali, leczenie i refundację leków. Młodzi za parę lat nie będą w stanie udźwignąć takiego ciężaru, ale nie jest to wina utylitarystycznego podejścia do chorych, lecz raczej braku regulacji prawnych i udogodnień, sprzyjających rodzeniu i wychowywaniu potomstwa.

Ponadto, uogólnieniem jest stwierdzenie, że rodziny uważają troskę o chorych za stratę czasu i przeszkodę do własnej rozwoju. Zawsze, gdzy czytam lub słyszę takie autorytatywne wypowiedzi, pytam się, które rodziny. Owszem, znajdą się zawsze tacy, którzy swoich chorych chcą się pozbyć i oddają ich do domów opieki społecznej. Ale co ma zrobić, na przykład, rodzina, w której oboje rodziców musi pracować, aby utrzymać dom, ich dzieci chodzą do szkoły i nie mogą sobie pozwolić sobie na to, by ktoś pozostał w domu i opiekował się schorowaną babcią. Nie jest to wcale takie proste. I nie zawsze ludzie ci kierują się hedonistycznym podejściem do życia, lecz koniecznością. Owszem, gdyby jeden z rodziców zarabiał tyle, że byłby w stanie zapewnić środki do życia wszystkim pozostałym, problem ten sam by się rozwiązał. Ale tak nie jest.

A propos stosunku służby zdrowia do chorych to, oczywiście, często pozostawia ona wiele do życzenia. Jednak tutaj również nie można formułować uogólnień. W zeszłym roku przeszedłem serię badań w Klinice Okulistycznej w Krakowie. Spędziłem tam w sumie kilka dni w dłuższych odstępach czasu. Spotkałem się jednakże z wielką życzliwością, kompetencją i cierpliwością ze strony lekarzy i personelu. I wcale nie mówiłem, że jestem księdzem. Podobnie traktowani byli inni pacjenci. Życzyłbym sobie, aby wszędzie tak było, bo rzeczywiście różnie bywa. Niemniej, twierdzenie, że służba zdrowia zawsze patrzy na chorego przez pryzmat kasy, jest nadużyciem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Polska według Ojca Rydzyka
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.