Polski generał: Z bezpieczeństwem kraju jesteśmy głęboko w lesie. Czas na budowę umocnień rozpaczliwie się kurczy

Polski generał: Z bezpieczeństwem kraju jesteśmy głęboko w lesie. Czas na budowę umocnień rozpaczliwie się kurczy
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. TANYA / Depositphotos.com
PAP / mł

- Czas na budowę umocnień na granicach rozpaczliwie się kurczy. Bez rozwiązań prawnych nie powstaną fortyfikacje np. w rejonie Sokółki czy Suwałk. Ludzie nie pozwolą na budowę na terenie prywatnym - powiedział PAP gen. Bogusław Bębenek, były szef polskich saperów i wykładowca akademicki. - W 1939 roku umocnienia fortyfikacyjne, jakie miały powstać, nie powstały na czas, bo było lato, czekano na koniec żniw.

PAP: Dozbrajamy armię, o czym głośno w mediach, ale proszę powiedzieć, co się dzieje z inżynieryjnym umacnianiem naszych granic, o czym się jakoś nie słyszy.

Gen. Bogusław Bębenek: - Zarówno z analiz sytuacji, która wynika z pełnoskalowej wojny toczonej przez Federację Rosyjską na Ukrainie, jak i analiz tego, co się dzieje wokół naszego środowiska bezpieczeństwa, wynika, że o takim inżynieryjnym umocnieniu terenu trzeba rozmawiać, jak również o spełnieniu kilku istotnych czynników, bez których będzie to niemożliwe albo bardzo trudne.

DEON.PL POLECA

W Polsce dopiero zaczynamy myśleć o wzmocnieniu granic na wypadek wojny 

Po pierwsze jest to presja czasu. Jak ona jest duża, dobrze widać po działaniach państw bałtyckich, a jeszcze lepiej państw skandynawskich, głównie Finlandii i Szwecji. Tam wydano już setki milionów euro na wzmocnienie granic na wypadek ewentualnej agresji Federacji Rosyjskiej. Podobne działania planowane są w Łotwie, gdzie jest duża mniejszość rosyjska. Niestety, choć sytuacja jest poważna i skomplikowana, w Polsce ten problem dopiero zaczyna "być dotykany". Poza zbudowaniem płotu na polsko-białoruskiej granicy, mającego powstrzymać migrantów przysyłanych do nas w ramach wojny hybrydowej, nie znam działań mających służyć przygotowaniom do obrony przed agresorem.

Druga kwestia to aspekt finansowy oraz możliwości wykonawcze. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że budowa obiektów fortyfikacyjnych, umocnień, wymaga olbrzymich nakładów. Widzę konieczność koordynacji takiego projektu w ramach NATO i Unii Europejskiej w odniesieniu do całej wschodniej flanki NATO. Podjęcie jakichkolwiek działań związanych z budową umocnień fortyfikacyjnych, np. przesmyku suwalskiego - a to kilkadziesiąt kilometrów, czy z granicą białoruską nie rozwiązuje problemu. Tak naprawdę nie wiemy bowiem, jaki będzie rozwój sytuacji geopolitycznej, militarnej w najbliższych latach, a nawet w tym roku, więc trudno nam powiedzieć, czy nie będzie możliwe, aby taki ewentualny atak agresora mógł nastąpić od strony Ukrainy – oczywiście nie mówię o zaatakowaniu nas przez Ukraińców, ale przez Rosjan - czy z innych kierunków. Dlatego koordynacja działań w ramach NATO i UE powinna mieć charakter i finansowy, i wykonawczy.

W 1939 roku umocnienia też nie powstały na czas

Powinny powstać uregulowania dotyczące pasa granicznego i przyległych doń terenów, gdyż oczywistym jest, że pas graniczny to praktycznie tylko piętnaście metrów szerokości tzw. drogi granicznej od wyznaczonej słupkami granicy państwa, natomiast pozostały teren to własność prywatna. Odwołując się do naszych doświadczeń historycznych, powiem, że w 1939 roku umocnienia fortyfikacyjne, jakie miały powstać, nie powstały na czas, bo było lato, najpierw przygotowania do zbiorów, później intensywne prace polowe w lipcu i sierpniu, władza nie chciała wchodzić w konflikt ze społecznością wiejską, więc czekała na koniec żniw. To taki drobny przykład, ale dziś tereny, które mogłyby zostać wykorzystane pod budowę umocnień są w większości własnością prywatną.

Zatem rozważając problem przygotowania inżynieryjnego terenu po to, by zwiększyć nasz potencjał obronny, niezbędna jest szczegółowa ocena i analiza tego terenu a następnie określenie m.in. takich czynników jak rejony i pasy szczególnie zagrożone działaniami agresora a także obszary, które, ze względu na swoje ukształtowanie same się bronią. Jest takie powiedzenie: pozwólmy terenowi walczyć, a my jesteśmy w takiej sytuacji, że mamy na wschodniej części naszego terytorium szereg takich obszarów, jak np. bagna biebrzańskie, gdzie nie ma potrzeby budowy umocnień fortyfikacyjnych, ten teren sam się obroni przed ewentualną agresją lądową, bo o takiej cały czas mówimy. Trzeba więc zdefiniować obszary, które same by się broniły, ale także tzw. obszary czołgodostępne, gdzie należałoby zawczasu wybudować zapory fortyfikacyjne, zapory inżynieryjne, w tym także minowe, na wzór pasa Trettnera czy linii Maginota, a także przygotować niektóre obiekty do ewentualnego niszczenia.

Pas Trettnera. Czy byłby teraz skuteczny?

Czym był ten pas?

- W okresie zimnej wojny był on sposobem na obronę NATO przed ewentualnym atakiem wojsk Układu Warszawskiego, składał się z min wyposażonych w ładunki jądrowe, a ciągnął się na terenie Republiki Federalnej Niemiec od Bałtyku aż po Austrię na długości ok. 650 km. Jego budowę – a konkretnie podziemnych obiektów fortyfikacyjnych, w których umieszczano mikroładunki jądrowe - zaczęli w 1951 r. żołnierze amerykańscy stacjonujący w RFN, natomiast w 1957 roku do budowy zostały włączone ówczesne wojska obrony terytorialnej Niemiec Zachodnich. Budowa została ukończona, wysiłkiem państw całego NATO, w 1964 r.

Jednak z dzisiejszej perspektywy mogę ocenić, że plany związane z tym projektem nie miały większego sensu za wyjątkiem tego, że dzieliły strony toczące zimną wojnę. Dlatego zarówno pas Trettnera, jak i linia Maginota w naszej rozmowie na temat przygotowania inżynieryjnego terenu w celu wzmocnienia potencjału obronnego RP mogą stanowić jedynie analogię. Prawdą jest jednak, że gdyby wówczas faktycznie doszło do agresji wojsk Układu Warszawskiego, a ładunki zostałyby aktywowane, to przejście przez ten pas, przez długi, długi czas, byłoby praktycznie niemożliwe. Nie tylko z powodu skażenia radioaktywnego, ale także z dlatego, że był tak zaprojektowany, iż zniszczeniu uległyby węzły komunikacyjne, drogi, mosty kolejowe i wiadukty na terenach, które z powodu warunków naturalnych były niemożliwe do obejścia. Dlatego minowanie jest tak skuteczne i wciąż się je stosuje.

Dążenie do posiadania broni jądrowej to dążenie do końca istnienia ludzkości

Rozumiem, że dziś mówiąc o minowaniu mówimy o ładunkach konwencjonalnych. Myślę, że nikt dziś nie chciałby płacić ceny w postaci katastrofy jądrowej w sytuacji, kiedy musielibyśmy użyć tych atomowych.

- Oczywiście, mówimy wyłącznie o ładunkach konwencjonalnych. Dążenie do posiadania broni jądrowej, moim zdaniem, jest dążeniem do końca istnienia ludzkości, co nie jest naszym celem. Naszym celem jest, po pierwsze, stworzenie kontrmobilności, czyli takich warunków, w których ograniczone zostałyby możliwości przemieszczania się w głąb naszego kraju oddziałów agresora. A po drugie, ograniczenie strat własnych po swojej stronie i po stronie ludności cywilnej. Kolejny czynnik, który należy brać pod uwagę, to konieczność zapewnienia swobody manewru wojsk własnych, czyli mobilność przy reagowaniu na zagrożonych kierunkach.

Z bezpieczeństwem kraju jesteśmy głęboko w lesie

Mam wrażenie, choć chciałabym się mylić, że z tymi wszystkimi sprawami, o których pan wspomniał, jesteśmy w lesie.

- Niestety, nie myli się pani. W dodatku głęboko w lesie. Na razie tylko o nich rozmawiamy. Dyskutując na ten temat podczas sympozjum parlamentarnego poświęconego bezpieczeństwu, jakie odbyło się pod koniec lutego, doszliśmy jednak zgodnie do wniosku, że są one ponadpartyjne, powinniśmy się nimi wszyscy zająć, bo dotyczą obronności naszego państwa. Ja nie dyskutowałbym o tym, czy analitycy, którzy określają czas, kiedy to musimy być już gotowi do obrony na trzy lata, mają rację, czy nie. Wszystkie czynniki wskazują na to, że należy się zabrać do przygotowań natychmiast.

Jeżeli nie będzie rozwiązań prawnych,(...) nie ruszy budowa żadnych umocnień na przykład w rejonie Dąbrowy Białostockiej, Sokółki czy Suwałk. Ludzie nie pozwolą, aby na ich prywatnym terenie budować fortyfikacje.

Tymczasem w Polsce co roku mamy wybory, co może zniechęcać polityków do działania w tej sprawie.

- Niestety, tak jest. Ale pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że publiczna debata na te ważkie tematy sprawi, że ich waga dotrze do szerokiego grona Polaków, także do decydentów, do resortów siłowych, rządu, parlamentarzystów etc. I wszyscy oni zrozumieją, że czas nam się rozpaczliwie kurczy.

PAP / mł

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Zbigniew Parafianowicz

Pierwszy reportaż z wojny w Ukrainie

„Operacja specjalna” miała skończyć się po trzech dniach – rozpadem ukraińskiego państwa i marionetkowym rządem w Kijowie. Trwa jednak do dziś. Codziennie relacjonują ją gazety i portale internetowe. Ale...

Skomentuj artykuł

Polski generał: Z bezpieczeństwem kraju jesteśmy głęboko w lesie. Czas na budowę umocnień rozpaczliwie się kurczy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.