Prusa kto szuka?
Gazety nie kupuje się teraz przecież po to, by być przez coś zaskoczonym, ale żeby zasnąć spokojnie z przekonaniem, że wszystko w porządku, myślę jak należy, spędziłem miły dzień z autorami, którzy potwierdzają moje zdanie. Innych gazet niż te "moje", te, które prezentują wyłącznie bliskie mi opinie, już się nie kupuje.
Bolesław Prus niektórym kojarzy się ze świetną księgarnią. Innym z Prusakolepem. Jeszcze innym coś tam majaczy, że napisał "Lalkę". Niektórzy oglądali "Faraona".
Jutro mija setna rocznica śmierci pisarza. Po części jest on aktualny jak nigdy. Jeśli potraktujemy "Faraona" jako wezwanie do budowania państwa, to pisarza możemy uczynić patronem jakiejś nadchodzącej sanacji. O ile rzeczywiście ona nadchodzi. "Faraona" można zatem rzucić do księgarń jakimś odgórnym nakazem, nakazać organizowanie akademii, a uczniom pisanie wypracowań. A przynajmniej niech pojawi się w teście maturalnym. Coś w stylu: Prus pisze się (a) z małej litery, czy (b) z dużej litery?
Taką formę upamiętnienia da się załatwić. Gorzej sprawa ma się z Prusem felietonistą. Nie to, żebym bronił większości jego poglądów. O wiele ciekawsza jest sama forma felietonu, dla którego przyszły złe czasy. Felieton został zastąpiony w prasie wstępniakiem lub komentarzem. W Internecie prawie wyłącznie komentarzem. Stracił tym samym właściwe sobie miejsce w literaturze.
Czy felieton może być dziełem sztuki? Może. Najlepsi twórcy tego gatunku potrafili tworzyć takie prasowe arcydzieła.
Dlaczego takich dzieł sztuki jest coraz mniej? Ktoś powie, że to wynik kryzysu prasy. Znikają tradycyjne papierowe dzienniki i tygodniki, które były naturalnym środowiskiem dla tego rodzaju pisarstwa. Te, które przetrwały, zmieniają swoja formę i nastawiają się na szybki i powierzchowny przekaz. Felieton w towarzystwie krzykliwych tekstów wydaje się być jakimś ubogim krewnym, miejscem, które ktoś nierozumnie zabrał reklamie.
Ale problem jest chyba jeszcze głębszy. Dlaczego ostał się komentarz? Krzykliwe teksty opatrywane sa przecież zupełnie spokojnymi i nudnawymi nieco opiniami dziennikarzy, którzy powtarzają to, co wszyscy wiedzą, a jeszcze na dokładkę ich komentarze nazywa się "analizami". Więc dlaczego to nudziarstwo może być, a felieton już nie? Dlaczego nikomu nieznany funkcjonariusz mediów może niezgrabnym komentarzem bardziej przykuć uwagę czytelnika niż felietonista?
Odpowiedź na to pytanie jest smutna. Komentator pisze najczęściej to, co czytelnik już wie i nawet nie próbuje zmienić jego spojrzenia, utwierdza go raczej w tym zastanym. Gazety nie kupuje się teraz przecież po to, by być przez coś zaskoczonym, ale żeby zasnąć spokojnie z przekonaniem, że wszystko w porządku, myślę jak należy, spędziłem miły dzień z autorami, którzy potwierdzają moje zdanie. Innych gazet niż te "moje", te, które prezentują wyłącznie bliskie mi opinie, już się nie kupuje.
W takim świecie nie ma już miejsca dla felietonu, który posługuje się paradoksem. Felietonista uwielbia wywoływać u czytelnika "dysonans poznawczy", a teraz wszystko idzie ku temu, by dysonans właśnie redukować. Wszystko sobie na spokojnie wyjaśnić. A czy dobry felietonista wszystko wyjaśnia? No nie. Raczej stara się sprawę jeszcze bardziej zawikłać, namieszać i poniepokoić, wkurzyć człowieka i zdezorientować.
Dlatego Prusa dziś się w prasie nie znajdzie. Zresztą i tak mało kto szuka takiego.
Mateusz Matyszkowicz - filozof, publicysta "Teologii Politycznej", ostatnio wydał zbiór esejów "Śmierć rycerza na uniwersytecie".
Skomentuj artykuł