Przystanek Woodstock: przeciw sztampom
O Przystanku Wooodstock znów głośno, między innymi za sprawą żądnego medialnej sławy młodzieńca, który w błysku fleszów poturbował dziennikarza TVN, Grzegorza Miecugowa. Bo taki już kłopot z "róbta co chceta", że każdy sam może wyznaczać granice rozumienia tego hasła, niekoniecznie po myśli innych.
W prawicowej publicystyce Przystanek Woodstock funkcjonuje jako Sodoma i Gomora. Miałem okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu raz, w 2009 r. Jako bloger salon24.pl byłem tam w ramach ekipy ówczesnego Rzecznika Praw Obywatelskich, Janusza Kochanowskiego, który wówczas był jednym gości Przystanku, a ludzie Rzecznika mieli swój oficjalny namiot niedaleko Akademii Sztuk Przepięknych.
ASzP to inicjatywa, w ramach której m.in. organizatorzy PW zapraszają znane postacie ze świata mainstreamowych mediów, polityki, reprezentantów szeroko rozumianego życia publicznego. To zresztą bardzo interesujące: połączenie rockowej kontestacji z bardzo przewidywalnym doborem gości. Z jednej strony dużo gadania o kontrkulturze, z drugiej mainstreamowe gwiazdy programu, śmietanka towarzyska III Rzeczpospolitej. Spotkania te cieszą się bardzo dużą popularnością wśród gości Przystanku Woodstock. Na ogół wśród trzeźwych uczestników, a ci przeważają, wbrew stereotypowemu obrazowi imprezy. I warto też dodać, że nie jest to młodzież kompletnie bez tożsamości: bardzo wielu z tych ludzi chętnie pogada czy to o Powstaniu Warszawskim, czy to o Polsce. A że nie mają "jedynie słusznego" światopoglądu? Cóż, nie każdy od dziecka wyrasta na "prawdziwego Polaka".
Jednak alkohol jest problemem na Przystanku, choć jego dystrybucja jest ograniczona do ściśle wyznaczonego punktu i bardzo restrykcyjnie przestrzega się zasady, by nie sprzedawać go nieletnim. Ale nikt już przecież nie pyta, co dalej dzieje się z zakupionym piwem. I najsmutniejszym widokiem, jaki widziałem (na szczęście, bardzo rzadko) byli pijani nieletni i pijane nieletnie. Przy okazji, to z reguły miejscowi, w bardzo różnym wieku, od nastolatków do kobiet w kwiecie wieku, usiłują wnosić na teren imprezy cięższe alkohole. Widziałem Pokojowy Patrol przy pracy, obserwowałem, jak to wygląda przy bramkach - przy opróżnianiu reklamówek i plecaczków znajdowały się w nich czasem butelki wina i wódki, przemycane przez statecznych panów i panie, którzy przybywali na PW z okolicy, pooglądać zabawy "zdegenerowanej młodzieży".
Przy okazji: szkoda, że krytycy PW mało zwracają uwagę, że problem picia wśród młodzieży nie bierze się znikąd, że piątkowe dyskoteki w Polsce, na wsiach, w miasteczkach i miastach, często pod bokiem rodziców, często niedaleko od kościołów, bynajmniej nie przypominają spotkań towarzystwa trzeźwości. Ale na ten temat jakoś dziwnie mało dyskutuje się w przestrzeni publicznej. Bo może jednak to nie Jerzy Owsiak jest winien wszystkiemu, co złe? Gdzie są anty-woodstockowi moraliści, gdy jak Polska długa i szeroka na piątkowych zabawach, tuż przy domu, leje się alkohol, a dilerzy mają niezły utarg? Kto z nich oglądał błonia przy Jasnej Górze, tuż po 15 sierpnia, gdy wśród namiotów spotyka się także młodzież z butelkami piwa, a przedmałżeńskie życie erotyczne pielgrzymów stanowi, co się czasem półgębkiem przyznaje, wyzwanie dla duszpasterzy?
Przystanek Woodstock, wraz z towarzyszącą mu oprawą medialną, to zresztą bardzo interesujące socjologicznie zjawisko, wymykające się dwóm dominującym sztampom: apologetycznemu obrazowi tworzonemu przez jego twórców i część mediów oraz skrajnie negatywnemu, budowanemu przez jego zdeklarowanych przeciwników, a po części także prasę brukową, żyjącą z sensacji. To swoiste połączenie rockowej imprezy z wielopokoleniowym już spotkaniem pełnym wydarzeń towarzyszących, z ambicjami edukacyjnymi czy "uspołeczniającymi", bo tak należy traktować działania podejmowane w ramach Akademii Sztuk Przepięknych. Dodam, że ekipa Janusza Kochanowskiego w 2009 r. udzielała porad prawnych... i rozdawała cukierki-krówki, którymi najchętniej zajadali się anarchiści.
Impreza Owsiaka jest w największym stopniu dedykowana "zwykłej młodzieży". Młodociana klasa średnia bawi się z reguły latem gdzie indziej, stać ją by za pieniądze rodziców wyjechać na długie wczasy zagraniczne, bawi się w drogich, wielkomiejskich klubach. Przystanek Woodstock pozwala mniej zamożnym spędzić czas na wakacyjnych rozrywkach stosunkowo tanim kosztem. Wystarczy poprzyglądać się, porozmawiać, żeby spostrzec, że tłumy na tym wydarzeniu to często ludzie z małych miasteczek, średnich miast, gdzie "oferta wakacyjna" jest z reguły żadna, a rodzice nie mają środków na atrakcyjne wojaże dla dzieci - bo w ogóle mało mają pieniędzy.
Nie idealizuję Przystanku Wooodstock. Jego najsłabszą stroną, a zarazem typowym elementem współczesnej kultury, jest traktowanie permisywizmu moralnego jako wartości pozytywnej, która pozwala się wyszaleć, zabawić, odreagować, który nie pozwala widzieć świata poza ekstatycznym "tu i teraz": gdy w rzeczywistości nie istnieje wolność bez konsekwencji. I z pewnością takiej filozofii trzeba się mocno przeciwstawiać, ale bez robienia z "dzieciaków od Owsiaka", z pogardą i bezrefleksyjnie, hołoty.
Jerzy Owsiak wielokrotnie podkreśla, że "róbta co chceta" nie oznacza zgody na przemoc. Tej na Przystanku rzeczywiście niemal nie ma. Sam spotkałem się z wyraźnymi dowodami niechęci dwa razy. Za każdym razem powodem była "VIP-owska plakietka", informująca każdego znającego się na rzeczy, że mam prawo do wstępu do osobnej kantyny i śpię w lepszym miejscu. Wydaje mi się to zresztą dość symptomatyczne, jeśli chodzi o pewne podziały, które występują także wśród uczestników imprezy, tego na pozór jednorodnego tłumu.
Ale nawet jeśli "róbta co chceta" nie oznacza: "bij w pysk, gdy ci przyjdzie ochota", to ostatecznie znaczy wszystko i nic, czyli podlega tysiącom dowolnych interpretacji dla każdego, kto zechce potraktować to hasło jako pretekst czy usprawiedliwienie. Zresztą, nie sądzę, by młodzieniec, który wymierzył kilka ciosów Grzegorzowi Miecugowowi, potrzebował jakiegokolwiek usprawiedliwienia. Bo jest jeszcze jedna, ważna sprawa: oto zobaczyliśmy ciemną stronę rozgłosu, jaką mogą dać dziś media. Zapewne nie przez przypadek agresor zdecydował się napaść na dziennikarza w trakcie nadawanego na żywo programu "Szkło Kontaktowe": znalazł swoje pięć minut, minutę sławy. To zjawisko dobrze opisane w krajach o dłuższych doświadczeniach z kulturą masową, kreowaną przez telewizje, niźli nasz: nihilizm, który szuka dla siebie rozgłosu i go znajduje, bo zainteresowanych ekscesem mediów i widzów jest sporo.
Byłoby dobrze, gdyby udało się - także w świetle Przystanku Woodstock - porozmawiać o tym, co się dziś dzieje w Polsce, co się dzieje z dorastającymi w niej pokoleniami. Ale do tego potrzebna by była rezygnacja z wielu uproszczeń i odrobina wzajemnej życzliwości ze strony bardzo różnych stron polskich debat.
Skomentuj artykuł