Recesja. Czy Rostowski nas na to przygotował?
Dramatyczna prognoza Banku Światowego przewiduje recesję w strefie euro. Gospodarka eurolandu będzie się kurczyć. Jak to się ma do założeń budżetowych ministra Rostowskiego? Eksperci są pewni, Europa pociągnie nas w dół.
Obniżenie przez bank prognozy wzrostu gospodarczego dla strefy euro do minus 0,3 procent, to pierwsze tak poważne stwierdzenie mówiące o tym, że wpadnie ona w recesję. Wcześniej analitycy obstawiali wzrost na poziomie 1,8 procent. Słabsze są również prognozy rozwoju gospodarczego dla innych krajów.
- Eskalacja kryzysu nie oszczędzi nikogo. Tempo wzrostu gospodarek rozwiniętych i rozwijających się może spaść tak samo drastycznie jak w latach 2008/2009, a nawet bardziej - mówi Andrew Burns z Banku Światowego, główny autor raportu.
W tym samym czasie ekonomiści przewidują nieznaczną poprawę sytuacji gospodarczej w USA, a także wzrost PKB w Japonii, która w ubiegłym roku odnotowała recesję z powodu trzęsienia ziemi i tsunami. Z kolei wzrost PKB w krajach rozwijających się przekroczy 5 procent, co również oznacza spadek o niecały punkt procentowy wobec wcześniejszych prognoz.
Na tym tle Polska z prognozowanym wzrostem PKB na poziomie 2,5 procent, czyli takim jak w budżecie, plasuje się w okolicach światowej średniej. Jest jednak duże ryzyko, że sytuacja w strefie euro jeszcze się pogorszy, o czym świadczą chociażby obniżki ratingów większości krajów. Wczoraj cięcie ocen wiarygodności kredytowej sześciu krajów zapowiedziała agencja Fitch.
Najszybciej odczuwalnym skutkiem tego, że coś złego dzieje się w strefie euro będzie osłabienie rodzimej waluty. Z racji tego, że złoty jest ciągle zaliczany do walut tzw. krajów wschodzących inwestycja w niego jest postrzegana przez inwestorów za bardziej ryzykowną niż w waluty państw uznawane za rozwinięte (USA, strefa euro, Japonia, Szwajcaria).
I nie ma dla nich większego znaczenia, że nasza gospodarka ma dużo lepsze perspektywy niż zdecydowana większość na Starym Kontynencie. W ujęciu globalnym Polska jest bowiem niewiele znaczącym graczem - udział w globalnym PKB wynosi zaledwie 0,8 procent, a w skali całej Unii Europejskiej nie przekracza 5 procent.
Takie podejście do złotego obserwujemy w ostatnich miesiącach. Mimo że tempo wzrostu gospodarczego w 2011 roku w Polsce wyniosło 4 procent, a więc niemal najwięcej w Europie, to złoty od początku lipca osłabił się o 9 procent do euro, o ponad 23 procent dolara i o ponad 10 procent do f ranka szwajcarskiego.
W najbliższych miesiącach gwałtownego załamania się notowań złotego nie należy się jednak raczej spodziewać.
- Dzięki elastycznemu kursowi walutowemu złoty na bieżąco reaguje na sytuację w gospodarce globalnej. A już wcześniej było do przewidzenia, że strefa euro może w tym roku wpaść w recesję - tłumaczy Marcin Mazurek, ekonomista BRE Banku.
Podobnie uważa Marek Rogalski z DM BOŚ SA. Według niego spadek PKB w strefie euro o 0,3 procent nie jest zagrożeniem dla naszej gospodarki, a więc nie należy się także spodziewać gwałtownych ruchów na rynku złotego.
- Tąpniecie mogłoby nastąpić gdyby się okazało, że Euroland pogrąża się w głębokiej recesji. To rodziłoby obawy, że tempo wzrostu gospodarczego w naszym kraju będzie znacznie niższe od zakładanych 2,5 procent, a w tej sytuacji zapowiadane przez rząd reformy byłyby praktycznie nie do zrealizowania. To nie spodobałoby się inwestorom - wyjaśnia Rogalski.
Gdyby ten czarny scenariusz się ziścił, po kieszeni dostaliby posiadacze kredytów hipotecznych denominowanych w walutach. W przypadku franka szwajcarskiego raty ich kredytów - przy obecnych poziomach kursów - często są wyższe niż kredytów w złotych.
Recesja w strefie euro jako całości ma mniejsze znaczenie dla naszej gospodarki niż kondycja gospodarcza Niemiec. Do naszych zachodnich sąsiadów kierujemy bowiem ponad jedną czwartą naszego eksportu.
Prof. Jan Winiecki, członek RPP, tłumaczy w rozmowie z Money.pl, że Europa to tylko pewna zbitka pojęciowa. Jego zdaniem w znacznie większym stopniu jesteśmy zależni od tego, jaki będzie wynik Niemiec, niż Francji albo Hiszpanii (przeczytaj całą rozmowę z Janem Winieckim).
Według Marcina Mazurka dla naszej gospodarki wystarczy, jeśli niemiecka się nie kurczy, a to gwarantuje nam już wzrost na poziomie 2,5-3,0 procent.
Jednak w sytuacji, gdy również Niemcy wpadną w recesję, należy się spodziewać spadku eksportu do tego kraju, a to pogorszy kondycję rodzimej gospodarki. Bo choć udział eksportu w PKB spadł z ponad 38 proc. w 2009 roku do nieco ponad 31 proc. w 2011 roku, to nadal jest on jednym z głównych, obok konsumpcji, silników naszej gospodarki.
Przy założeniu, że strefa euro pogrąży się w głębokiej recesji, co będzie skutkować znacznym pogorszeniem kondycji rodzimych eksporterów, spowoduje to również spadek inwestycji w firmach. - Przedsiębiorcy nie wierzą w szybki powrót na ścieżkę wzrostu gospodarczego - zauważa Andrew Burns. - Oceniają swoje perspektywy rozwoju jako dość słabe - ocenia.
Potwierdzają to również dane organizacji pracodawców w Polsce. Z ostatnich badań PKPP Lewiatan wynika, że przedsiębiorstwa - mimo tego, że mają zgromadzone rekordowe zasoby gotówki - nie chcą inwestować. Niechętnie podchodzą również do zaciągania nowych zobowiązań w bankach. To w ogromnej mierze wynik obaw o kondycję gospodarczą innych krajów i brak chęci do poszukiwania nowych rynków zbytu.
Jeżeli taka sytuacja będzie się przeciągać, to z pewnością nie wpłynie dobrze na rynek pracy. Firmy będą coraz rzadziej decydowały się na zatrudnianie nowych pracowników. Oczywiście nie oznacza to od razu znaczącego wzrostu bezrobocia, ale na podwyżki w tym roku nie ma co liczyć. Tym bardziej, że na spowolnienie gospodarcze nakłada się polityka rządu, który zdecydował o podniesieniu w tym roku składki rentowej o dwa punkty procentowe.
Kryzys w strefie euro to zagrożenie dla polskich finansów. Spowolnienie gospodarcze w strefie euro i w Polsce w połączeniu z osłabieniem złotego może mieć również negatywny wpływ na nasze finanse publiczne. Chodzi o to, że dług publiczny Polski cały czas waha się w okolicach progu ostrożnościowego, który wynosi 55 procent PKB. A im słabszy złoty, tym szybciej rośnie wysokość naszego długu zagranicznego wyrażanego w polskiej walucie i tym samym wartość naszego długu publicznego.
Chociaż ekonomiści uspokajają, że poziom złotego, przy którym przekroczymy próg ostrożnościowy to około 5 złotych za euro, to trzeba pamiętać, że ewentualne znaczne spowolnienie gospodarcze spowoduje spadek przychodów do kasy państwa z podatków.
Dlatego właśnie w przypadku pogorszenia sytuacji gospodarczej możemy spodziewać się podwyżek podatków. W grę wchodzi podwyżka podatku VAT. W pierwszej kolejności rząd zdecydował się jednak na podwyżkę składki rentowej oraz wprowadzenie podatku od kopalin.
Skomentuj artykuł