Autolustracja w Trybunale Konstytucyjnym

Autolustracja w Trybunale Konstytucyjnym
(fot. trybunal.gov.pl)
PAP / drr

Zapis, że tylko "publiczne pomówienie" o współpracę z tajnymi służbami PRL daje prawo do sądowej autolustracji, jest niezgodny z konstytucją - twierdzi w skardze konstytucyjnej kobieta, której sądy odmówiły takiego prawa, bo nie została pomówiona "publicznie".

Taką skargę przyjął do rozpatrzenia Trybunał Konstytucyjny. Teraz musi on uzyskać opinie prokuratora generalnego oraz Sejmu.

W skardze mec. Jarosław Pardyka wniósł o uznanie, że odpowiedni artykuł ustawy lustracyjnej z 2006 r. jest niezgodny z konstytucją, bo pozbawia prawa do autolustracji osoby nie pomówione "publicznie". Według skargi, narusza to konstytucyjne prawa do równego traktowania; do ochrony czci i dobrego imienia; do nienaruszalności godności człowieka i zapewnienia jej ochrony przez władze.

W 2013 r. skarżąca H.W. złożyła sądowi wniosek o autolustrację. Uzasadniła to tym, iż od w 1989 r. była wielokrotnie pomawiana o współpracę z SB, co spowodowało "wyizolowanie jej ze społeczności ludzi prawych o postawach patriotycznych i niepodległościowych" w jej mieście. Dodała, że jej krzywdę potęguje fakt, iż była działaczką NSZZ "S" i aktywistką podziemia w stanie wojennym.

DEON.PL POLECA

Jeszcze w 2001 r. wystąpiła ona do Instytutu Pamięci Narodowej o przyznanie statusu pokrzywdzonego. W 2009 r. IPN poinformował ją, iż z jego akt wynika, że SB oznaczyła ją jako swą współpracowniczkę. Po analizie akt z IPN skarżąca stwierdziła, iż nie istnieją dokumenty potwierdzające współpracę, wobec czego złożyła wniosek o autolustrację.

Sąd Okręgowy w Łodzi odmówił, bo uznał, że skarżąca "nie jest podmiotem uprawnionym do wszczęcia postępowania", gdyż ustawa daje takie prawo tylko osobom, które o współpracę "pomówiono publicznie". Według SO skarżąca nie wykazała, by informacja o jej współpracy została upubliczniona. Decyzję utrzymał Sąd Apelacyjny.

Z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynika, że aby inkryminowana wypowiedź mogła być uznana za "publiczną", musiała móc ją poznać "bliżej nieokreślona liczba osób".

"Nieuzasadnionym pozostaje różnicowanie sytuacji prawnej osób, w stosunku do których podniesiono zarzut współpracy z SB, poprzez umożliwienie wszczęcia postępowania autolustracyjnego jedynie części z nich" - napisał Pardyka w skardze do TK.

Według niego celem ustawodawcy było umożliwienie oczyszczenia się osób z nieprawdziwego zarzutu, krzywdzącego i urągającego czci. Dlatego za niezrozumiałą uznał dodatkową przesłankę uprawniającą do wszczęcia postępowania - wykazanie, że zarzut uczyniono publicznie. "Dokonanie publicznego pomówienia nie zmienia bowiem subiektywnego odczucia krzywdy i niesprawiedliwości dla osoby, której dotyka" - podkreślił.

"Ustawodawca nie tylko zaniechał zapewnienia właściwej ochrony poszanowania godności człowieka, ale przede wszystkim swoim działaniem doprowadził do sytuacji, w której władze publiczne, odmawiając skarżącej możliwości poddania się procesowi lustracyjnemu, naruszyły jej prawo do poszanowania godności" - napisał adwokat.

Dodał, że TK wiele razy wskazywał, iż zasada równości wobec prawa wymaga, aby wszystkie podmioty prawa były traktowane równo, bez zróżnicowań dyskryminujących czy faworyzujących.

Od początku obowiązywania uchwalonej w 1997 r. ustawy lustracyjnej był w niej zapis o prawie do autolustracji osób publicznie pomówionych o agenturalność - ale tylko tych, które pełniły funkcje publiczne. W 2005 r. Sąd Lustracyjny przyznał, że osoby, które nigdy nie pełniły funkcji publicznej bądź na nią nie kandydowały, nie mają należytej ochrony prawnej w przypadku pomówienia o współpracę z tajnymi służbami PRL. W ten sposób zamknięto drogę do oczyszczenia się z zarzutu agenturalności m.in. niedoszłemu ambasadorowi Polski w USA Henrykowi Szlajferowi i b. ambasadorowi w Chile Danielowi Passentowi.

W 2007 r. TK uznał, że do autolustracji ma prawo każda osoba "publicznie pomówiona", niezależnie czy kiedykolwiek pełniła funkcję publiczną.

Za "publiczne pomówienie" sądy uznawały m.in. doniesienia gazet i innych publikacji, wypowiedzi osób publicznych czy tzw. "listę Macierewicza" z 1992 r. z rzekomymi agentami UB i SB. Wszczynając w 2009 r. autolustrację ówczesnego prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika, Sąd Okręgowy w Warszawie stwierdził, że informacja z katalogów IPN stanowi "publiczne pomówienie", będące warunkiem autolustracji. Niektóre sądy uznawały w podobnych sprawach, że nie jest to takie pomówienie, bo "brak jest podstaw do stwierdzenia w działaniu prezesa IPN świadomego działania zmierzającego do upublicznienia nieprawdziwych informacji".

W trybie autolustracji sądy uznały prawdziwość oświadczeń o braku związków ze służbami PRL m.in.: b. marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego, twórcy reformy administracyjnej prof. Michała Kuleszy, b. prezydenckich ministrów - Andrzeja Krawczyka i Handzlika, b. sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika, b. szefa Państwowej Komisji Wyborczej Ferdynanda Rymarza, b. minister finansów Zyty Gilowskiej, znanej dziennikarki Ireny Dziedzic.

Ze swej autolustracji sami wycofali się abp Stanisław Wielgus i rzeczniczka rządu Tadeusza Mazowieckiego Małgorzata Niezabitowska. Do dziś trwa - po raz kolejny przed sądem I instancji - autolustracja twórcy Konfederacji Polski Niepodległej 84-letniego Leszka Moczulskiego, który wniósł o to jako pierwszy, gdy w 1999 r. ruszyła w Polsce lustracja.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Autolustracja w Trybunale Konstytucyjnym
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.