„Bóg zwalnia mnie z grzechu” – pisał seryjny gwałciciel z Wrocławia. Wkrótce może wyjść na wolność

– Jak wyjdę, będziesz następna – rzucił Andrzej Ś. (49 l.) do śledczej, która prowadziła jego przesłuchanie. Ma na koncie dziesiątki krzywd wyrządzonych kobietom. Jego kara wkrótce dobiegnie końca. Czy seryjny gwałciciel, który przez 15 lat terroryzował kobiety we Wrocławiu, znów będzie siał postrach?
Prowadził dziennik przestępstw. Pisał, że „Bóg mu wybaczy”
We wrześniu 2010 roku policjanci z Wrocławia zatrzymali 35-letniego wówczas Andrzeja Ś. Podczas przeszukania jego mieszkania znaleziono zeszyt, w którym szczegółowo dokumentował swoje ataki. Mężczyzna prowadził coś na kształt pamiętnika zbrodni, notując dokładne daty, miejsca, szczegóły dotyczące wyglądu ofiar oraz szczegółowy przebieg napaści.
W jego notatkach znalazły się przerażające wpisy:
„Bóg zwalnia mnie z grzechu gwałtu na kobiecie”
„Gwałcę kobiety od 12. do 50. roku życia”
„W czasie pokoju mogę gwałcić kobiety, ale w czasie wojny mogę gwałcić i zabijać”
Atakował zawsze według tego samego schematu
Andrzej Ś. działał niezwykle metodycznie. Każdy atak był dokładnie zaplanowany i przeprowadzany według identycznego schematu. Grasował głównie na osiedlach Jagodno, Wojszyce, Jerzmanowo, Leśnica, Bartoszowice oraz w rejonie Wzgórza Andersa. Wychodził na "polowanie" głównie o świcie. Jego ofiarami padały kobiety samotnie biegające lub spacerujące.
Zaskakiwał swoje ofiary od tyłu, przykładał im nóż do gardła, podduszał, po czym zaciągał w ustronne miejsce. Zakrywał im głowy koszulką, by nie mogły go rozpoznać. Po gwałcie niszczył telefon ofiary i groził: „Dopiero jak policzysz do stu, możesz się ruszyć”.
Mimo brutalności ataków przez długi czas pozostawał bezkarny, bo dobrze zacierał ślady.
Wydała go niedoszła ofiara
Koniec przestępczej działalności Andrzeja Ś. nadszedł, gdy jednej z kobiet udało się uciec i zaalarmować policję. To właśnie ona go rozpoznała, dzięki czemu trafił w ręce organów ścigania.
Mężczyzna został oskarżony o prawie 20 gwałtów i prób gwałtów, choć z jego zapisków wynikało, że ofiar mogło być nawet kilkakrotnie więcej. W 2010 roku został skazany na najwyższą możliwą karę – 15 lat więzienia.
Czy niebezpieczny przestępca znów wyjdzie na wolność?
Wyrok Andrzeja Ś. kończy się we wrześniu 2025 roku. Policjanci, którzy zajmowali się sprawą, nie mają wątpliwości – po opuszczeniu więziennych murów mężczyzna może znów krzywdzić kobiety. Jednej ze śledczych wprost powiedział: „Jak wyjdę, to cię zgwałcę. Będziesz następna”.
Sąd w Bydgoszczy 18 marca 2025 roku uznał Andrzeja Ś. za osobę szczególnie niebezpieczną, stwarzającą realne zagrożenie dla otoczenia. Zgodnie z decyzją sądu, po odbyciu kary mężczyzna ma trafić do specjalistycznego Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie.
Sąd zarządził również pobranie od uczestnika wymazu ze śluzówki policzków w celu przeprowadzenia analizy DNA, odcisków palców oraz wykonanie dokumentacji wizerunkowej. Wszystkie te dane zostaną umieszczone w bazach policyjnych.
Postanowienie sądu nie jest prawomocne. Możliwe, że obrońca Andrzeja Ś. złoży apelację, próbując doprowadzić do tego, by seryjny gwałciciel wyszedł na wolność.
Skomentuj artykuł