Bytom: trzy osoby zginęły, cztery są ranne wskutek wybuchu gazu
Trzy osoby - kobieta i dwoje kilkuletnich dzieci - zginęły, a cztery kolejne odniosły obrażenia wskutek wybuchu, do którego doszło w sobotę po południu w centrum Bytomia (Śląskie). Wybuchł prawdopodobnie gaz, ogień objął niemal całe mieszkanie na parterze kamienicy na ul. Katowickiej.
O szczegółach zdarzenia informowali na briefingach w pobliżu miejsca zdarzenia wojewoda śląski Jarosław Wieczorek, zastępca komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach starszy brygadier Adam Wilk i komendant wojewódzki PSP nadbrygadier Jacek Kleszczewski. Jak mówił wojewoda, po godz. 13.00 doszło tam do silnej eksplozji.
"Prawdopobnie eksplozja gazu. Straż pożarna pojawiła się w zasadzie po trzech minutach od zgłoszenia. Niestety trzy osoby poniosły śmierć, trzy osoby są poszkodowane, przebywają w szpitalu. Pozostałe osoby zostały ewakuowane, dla tych osób jest zabezpieczone zastępcze miejsce do przebywania" - mówił Wieczorek.
Jak zaznaczył, straż pożarna po ugaszeniu pożaru weryfikowała, czy gdzieś w gruzowisku ktoś nie potrzebuje jeszcze pomocy - przy wsparciu m.in. specjalistycznej grupy poszukiwawczej z Jastrzębia-Zdroju.
Zastępca komendanta śląskiej straży pożarnej podał, że ofiary śmiertelne z mieszkania na parterze to kobieta i dwoje dzieci. Wśród osób rannych trzy przebywały w budynku, gdzie doszło do wybuchu, a jedna przechodziła ulicą. Jedna osoba z poważniejszymi obrażeniami, poparzeniami, została przetransportowana do szpitala śmigłowcem. Jeszcze przed przybyciem strażaków z budynku ewakuowało się 22 mieszkańców.
Wilk relacjonował, że pierwsze zgłoszenie o eksplozji strażacy otrzymali o godz. 13.19. "Byliśmy natychmiast na miejscu, zostały zadysponowane wszystkie zastępy z Bytomia państwowej i ochotniczej straży pożarnej; dodatkowo zastępy z Chorzowa, Zabrza i Katowic, grupa poszukiwawcza z Jastrzębia, łącznie 17 zastępów straży pożarnej" - mówił strażak.
"Po przybyciu okazało się, że pożarem zostało objęte prawie całe mieszkanie na parterze, w którym miał miejsce wybuch, częściowo jest to mieszkanie wypalone. W tym mieszkaniu ściana działowa w kuchni została przewrócona, w tej chwili trwa odgruzowywanie" - zaznaczył Wilk.
"Co prawda nie mamy żadnych sygnałów od osób, które przebywały w budynku, że jeszcze ktokolwiek w tym budynku może przebywać, niemniej jednak i odgruzowujemy tę ściankę i dokładnie sprawdzamy wszystkie mieszkania" - podkreślił.
Mówiąc o uszkodzeniach budynku, Wilk wskazał, że zniszczona została część okien, a nad klatką schodową pęknięty jest strop. "Nie stwierdziliśmy na chwilę obecną uszkodzeń, które zagrażałyby stabilności tego obiektu. Dodatkowo sprawdzamy mieszkania po drugiej stronie ulicy, czy też nie ma jakichś obrażeń, osób poszkodowanych, na chwilę obecną takich osób nie ma" - powiedział.
Wojewoda śląski wskazał, że dla mieszkańców kamienicy zabezpieczono lokale zastępcze. Jak wyjaśnił, Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowalnego wraz ze Strażą Pożarną muszą ocenić, czy w najbliższym czasie budynek będzie nadawał się do zamieszkania.
Pytany, jak długo może trwać ta weryfikacja, zastępca komendanta wojewódzkiego PSP oszacował, że "nie jest to kwestia kilku godzin". "Na pewno część rodzin będzie musiała zamieszkać w lokalach zastępczych" - dodał.
Prezydent Bytomia Mariusz Wołosz podał, że noc poza domem spędzą także mieszkańcy sąsiedniego obiektu. "Z użytkowania jest nie tylko wyłączony budynek, w którym doszło do wybuchu, ale również sąsiedni. To się wiąże z odcięciem mediów, prądu" - wyjaśnił.
"Oczywiście pomoc jest zorganizowana. Tak długo, jak te osoby będą wymagały pomocy psychologicznej, bytowej, zapewnienia noclegu, taka pomoc będzie udzielona - nie tylko osobom bezpośrednio poszkodowanym, także z sąsiadujących kamienic" - mówił Wołosz. Zapewnił, że miasto ma przygotowane miejsca noclegowe, są to m.in. miejsca w hotelach i hostelach.
Pytany o właściciela budynku, w którym doszło do wybuchu, prezydent Bytomia wskazał, że znajduje się on w zarządzie wspólnoty mieszkaniowej: część lokali jest gminnych, część prywatnych.
Po godzinie 16.00 wojewoda śląski informował, że prace w uszkodzonym budynku zmierzały m.in. do takiego jego zabezpieczenia, aby przy asyście strażaków mieszkańcy mogli zabrać z niego najpotrzebniejsze rzeczy.
Do wybuchu doszło w budynku przy bytomskiej ul. Katowickiej, która w ostatnich miesiącach była zamknięta z powodu przebudowy. Po wymianie sieci wymieniano tam trakcję tramwajową oraz nawierzchnię. Z tego powodu strażacy nie mogli dotrzeć ul. Katowicką bezpośrednio do budynku, w którym nastąpił wybuch.
Pytany o to komendant śląskiej straży pożarnej powiedział, że strażacy dotarli na miejsce "niezwłocznie". "O godz. 13.19 mieliśmy zgłoszenie, o godz. 13.21 byli już tutaj w okolicy. Natomiast ciężki sprzęt tu nie mógł wjechać, auta nie wjechały, więc zatrzymały się na końcu ulicy i dalej pokonywali drogę na nogach, więc ta zwłoka była kilkusekundowa, kilkuminutowa" - ocenił Kleszczewski.
Pytany, czy gdyby strażacy byli wcześniej, mogliby kogoś uratować, szef śląskich strażaków zaznaczył, że nie potrafi dzisiaj na to pytanie odpowiedzieć. Odpowiadając, czy w razie takiego remontu nie powinny być zabezpieczone drogi ewakuacyjne, wskazał, że "w pewnym sensie były zabezpieczone". "Natomiast nie da się takiej inwestycji przeprowadzić bez pewnych utrudnień" - podkreślił.
Zaraz po wybuchu na miejsce pobiegli mieszkańcy okolicznych domów. Jeden z nich, pan Robert, mówił dziennikarzom, że mieszkanie na parterze paliło się. "Wpadliśmy z chłopakami, wyciągnęliśmy jedną panią, która wołała pomocy. Później okazało się, że w mieszkaniu, w którym się paliło, leżała jedna pani i dwójka dzieci" - mówił. "Wyciągnęliśmy ich, żona reanimowała kobietę, ale już nie dało się" - opowiadał.
"To była dobra, spokojna rodzina, dzieci bawiły się z naszymi" - zaznaczył. Potwierdził głosy okolicznych mieszkańców, że w poprzednich dniach, także w piątek, w okolicy czuć było gaz. "Nawet u nas w domu, ale nie wiedzieliśmy, z której strony. Nie raz to zgłaszaliśmy, ale nikt nie bierze odpowiedzialności" - ocenił.
Odnosząc się do tej kwestii na jednym z briefingów, wojewoda zastrzegł, że będzie to przedmiotem szczegółowych wyjaśnień. "Na pewno będzie to przedmiotem postępowania - kto ewentualnie zgłoszenie zgłaszał i kto może ponosić jakąś odpowiedzialność. To jest bardziej pytanie do zarządcy budynku, jakie podjął w tej sprawie kroki" - uznał Wieczorek.
Wołosz sygnalizował w sobotę po południu, że według jego wiedzy najbardziej prawdopodobnym powodem wybuchu gazu w kamienicy przy ul. Katowickiej w Bytomiu była butla z gazem, ale nie w mieszkaniu ofiar, lecz mieszkaniu sąsiednim. Jak dodał prezydent Bytomia, w związku ze zdarzeniem rozważa wprowadzenie w mieście żałoby.
Skomentuj artykuł