Chcą wreszcie pochować Annę Walentynowicz
Czuję rozgoryczenie, żal i złość do służb państwowych, że doszło do takiej sytuacji - powiedział we wtorek PAP syn Anny Walentynowicz, Janusz, komentując informację Naczelnej Prokuratury Wojskowej, że doszło do zamiany ciał dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej.
Janusz Walentynowicz dodał, że podczas identyfikacji w Moskwie rozpoznał swoją matkę ze stuprocentową pewnością. - Jej ciało zachowało się w niemal idealnym stanie, nie było w żaden sposób rozczłonkowane. Nie zauważyłem żadnych obrażeń, czy nawet siniaków - podkreślił.
Wnuk działaczki Solidarności Piotr Walentynowicz powiedział w TVN24, że w Moskwie "reszta już należała do strony rosyjskiej i polskiego rządu, które pracowały ramię w ramię, jak jeden mąż z drugim mężem i wszystko miało być podobno perfekcyjnie". - To nie są moje słowa - to słowa pana premiera i pani Kopacz - powiedział Piotr Walentynowicz.
"Po otwarciu dwóch trumien wyjętych w zeszłym tygodniu z grobów biegli zobaczyli nagie ciała wrzucone do plastikowych worków. Później, podczas sekcji, w jednych ze zwłok znaleziono gumową rękawicę. To kolejny przykład bezczeszczenia przez Rosjan ciał ofiar smoleńskiej katastrofy.
Podczas sekcji ekshumowanych w zeszłym tygodniu zwłok znaleziono w jamie brzusznej jednego z ciał gumową rękawicę. Podczas poprzednich ekshumacji dokonywano podobnych odkryć. Znaleziono wówczas również gumowe rękawice, gaziki i śmieci ze stołu sekcyjnego, a także kawałki drewna oraz grudy ziemi.
Ponadto w wypadku wszystkich dotychczas ekshumowanych ciał powtarzał się ten sam schemat. Zwłoki nie zostały pochowane w ubraniach dostarczonych do Moskwy przez rodziny, ale wrzucone brudne i nagie do plastikowych worków lub owinięte w czarne folie. Odzież umieszczono na wierzchu. - Zaskoczyło mnie nie tylko odkrycie w jednym z ciał gumowej rosyjskiej rękawicy, której użyto podczas sekcji, ale także zachowanie prokuratorów wojskowych obecnych podczas autopsji. W mojej opinii brakowało zainteresowania śledczych przebiegiem sekcji. Podchodziłem do ciał, przyglądałem się im uważnie, prosiłem o zabezpieczanie konkretnych dowodów. Zapytano mnie "po co"? Miałem przeświadczenie, że raczej próbują mnie blokować, zamiast zaangażować się w badanie - mówi mec. Stefan Hambura, pełnomocnik rodziny śp. Anny Walentynowicz."
Skomentuj artykuł