Czy powinno się posyłać dzieci do żłobków?
Spór o to, czy należy posyłać dzieci do żłobków i czy państwo powinno wspierać rozwój tych placówek, skoro żłobek może mieć negatywny wpływ na rozwój dziecka, zdominował w środę kilkugodzinną senacką dyskusję na temat ustawy o formach opieki nad dziećmi do lat trzech.
Ustawa, którą Sejm uchwalił na początku stycznia, przewiduje, że funkcjonować będą żłobki, klubiki dziecięce oraz dzienni opiekunowie. Uprości ona zasady zakładania żłobków, które przestaną być zoz-ami, zachęci do tworzenia tego typu placówek przy zakładach pracy, a także do legalnego zatrudniania niań. Wprowadzaniu ustawy towarzyszyć ma program resortowy "Maluch", który wesprze samorządy w tworzeniu instytucji opieki nad dziećmi; w tym roku na jego realizację przeznaczono 40 mln zł.
W zeszłym tygodniu senatorowie otrzymali pismo od Fundacji ABC XXI - Cała Polska Czyta Dzieciom, w którym wskazywano na możliwe negatywne skutki posyłania dzieci do żłobków. Część z senatorów podzieliła te obawy. Włodzimierz Cimoszewicz (niezrzeszony) zaproponował, aby do ustawy wpisać obowiązek informowania rodziców o skutkach, jakie może spowodować oddanie dziecka do żłobka lub innej tego typu formy opieki. Informację z opiniami ekspertów dotyczącymi pozytywnych i negatywnych skutków takiej decyzji miałyby przygotować w uzgodnieniu Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Edukacji Narodowej. Rodzice mieliby ją otrzymywać np. w formie broszury.
Czesław Ryszka (PiS) przekonywał, że w tej ustawie nie chodzi o dzieci, ani o politykę rodzinną, ale o ułatwienia w życiu rodziców, nie biorąc pod uwagę dobra dziecka. - Gdy żłobki przestaną być zoz-ami, zamienią się w przechowalnie o bardzo zaniżonym standardzie. Rządowi zależy bardziej na tym, żeby kobiety pracowały, niż na tym, żeby polskie rodziny miały dzieci - mówił.
- Wraz z pojawieniem się dziecka, pojawia się obowiązek łożenia na nie. Tu państwo wychodzi naprzeciw potrzebom młodych rodziców, poszerzając ofertę już istniejącą - mówił Jan Rulewski (PO). Barbara Borys Damięcka (PO) przypomniała, że ustawa nie wprowadzi obowiązku posyłania dzieci do żłobków.
Rzecznik praw dziecka Marek Michalak podkreślił, że ustawa jest ważna i potrzebna, nie tylko rodzicom, ale także dzieciom, które potrzebują kontaktu z rówieśnikami i edukacji także na wczesnym etapie życia. Jego zdaniem najważniejsza jest jakość opieki, dlatego istotne jest, by w ustawie zapisano wymogi, które zapewnią odpowiednie standardy.
Jak podkreślił wiceminister pracy i polityki społecznej Marek Bucior, żłobki, klubiki i nianie funkcjonują od lat, ustawa nie wprowadza ich, tylko zmienia warunki ich tworzenia i funkcjonowania. Przypomniał, że obecnie istnieją 502 żłobki i punkty żłobkowe przy przedszkolach, w tym 473 publiczne i 29 niepublicznych. Uczęszcza do nich 31,5 tys. dzieci, co stanowi ok. 2 proc. dzieci (obecnie w Polsce jest ok. 1,6 mln dzieci do trzech lat). Jeśli dodać do tego placówki, które funkcjonują, prowadząc działalność gospodarczą, opieką objętych jest 3,3 proc. dzieci. Bucior przypomniał, że Strategia Lizbońska zakłada, ze do 2020 r. powinno być to jedna trzecia dzieci.
Dzieci w wieku 6-12 miesięcy stanowią 36 proc. podopiecznych żłobków. Przeciętnie w publicznym żłobku jest 78 miejsc, a na jednego opiekuna przypada średnio 5,5 dziecka. - Pamiętajmy, że do żłobków są kolejki. W Warszawie na miejsce w żłobku czeka ok. 3 tys. dzieci - mówił Bucior.
Debata trwała około pięciu godzin. Ponieważ do ustawy zgłoszono podczas debaty poprawki, ponownie zajmą się nią senackie komisje.
Skomentuj artykuł