Poszanowania wolności słowa w mediach publicznych, ujawnienia prawdy o katastrofie smoleńskiej oraz dymisji premiera Donalda Tuska domagała się grupa demonstrujących w środę wieczorem przed budynkiem kancelarii premiera.
Pikieta "w obronie wolności słowa" została zorganizowana przez Stowarzyszenie Solidarni 2010, Stowarzyszenie Twórców dla Rzeczpospolitej, Stowarzyszenie KoLiber i Polską Rację Stanu.
Manifestujący mieli ze sobą transparenty, na których napisano m.in.: "Medialna PO-licja", "Platforma O.", "Miała być druga Irlandia, a jest druga Białoruś", a także "POmedia służalcy Kremla" oraz "We say no to russian lies (mówimy nie rosyjskim kłamstwom). Pojawił się też plakat z wizerunkiem Donalda Tuska na nartach, pod którym widniało hasło "tragedia".
W demonstracji uczestniczyli m.in. dziennikarze i publicyści TVP, których programy zostały w ostatnim czasie zdjęte z anteny lub które niebawem mają z niej zniknąć, m.in. twórca programu "Warto rozmawiać" Jan Pospieszalski oraz Bronisław Wildstein - autor programu "Bronisław Wildstein przedstawia".
Wildstein mówił do zgromadzonych, że nie chodzi o obronę dziennikarzy, którzy tracą swoje programy, ale o to, "by widzowie mogli zapoznać się z różnymi poglądami i mogli uczestniczyć w debacie". Jak dodał, nie można pozwolić na to, by media stały się "gończą sforą rządzących w kraju".
Wśród protestujących były też osoby znane z ubiegłorocznej obrony krzyża przed Pałacem Prezydenckim, m.in. aktor Mariusz Bulski, który wystąpił w filmie Pospieszalskiego i Stankiewicz. Obecny był też warszawski radny Andrzej Melak, brat Stefana Melaka, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Jak zaznaczył, na manifestację przyszedł prosto z Sejmu, "gdzie premier kłamał na temat tragedii smoleńskiej i raportu MAK".
Część manifestujących miała maski przedstawiające twarze m.in. Anity Gargas, Pospieszalskiego, Wildsteina i Tomasza Sakiewicza z ustami zaklejonymi czarną taśmą. W rozsyłanym przez organizatorów zaproszeniu na demonstrację napisano, że to ludzie, którzy "za niewłaściwe poglądy zostali zwolnieni, są szykanowani, wykluczani lub czasem wręcz represjonowani. Realizując powinność każdego dziennikarza, dążyli do prawdy i patrzyli na ręce władzy".
W ubiegłym tygodniu posłowie PiS Kazimierz M. Ujazdowski i Jarosław Sellin złożyli w związku z tymi zmianami wniosek do Rzecznika Praw Obywatelskich. W ocenie posłów usunięcie tych programów oraz zwolnienie grupy dziennikarzy produkujących "Wiadomości" pod kierunkiem Jacka Karnowskiego i Joanny Lichockiej z prowadzenia programu "Polityka przy kawie" dowodzi, że w telewizji publicznej mają miejsce praktyki dyskryminacyjne wobec dziennikarzy, którzy według nich prezentują "konserwatywny system wartości".
Skomentuj artykuł