Dlaczego Komorowski przepraszał Rosję?

Dlaczego Komorowski przepraszał Rosję?
(fot. PAP/Rafał Guz)
PAP / slo

Prezydent Komorowski pytany w piątek w radiu TOK FM, czy incydenty z 11 listopada, do których doszło przed ambasadą rosyjską, mogą wpłynąć na stosunki Polski i Rosji. Komorowski odparł, że nie sądzi. - Raczej myślę, że może pogorszyć to opinię o Polsce. (...) Bo to jest eksces, który może być wykorzystywany i pewnie będzie wykorzystywany, by, że tak powiem, pogorszyć wizerunek Polski - dodał.

Dodał, że nie sądzi, by to miało wpływ na relacje między państwami, tym bardziej że reakcja Polski była bardzo szybka. - Bo była przekazana nota przez ministra spraw zagranicznych, który w języku dyplomatycznym przeprosił i były przeprosiny bardziej spontaniczne, takie już nie natury dyplomatycznej i z mojej strony, i ze strony premiera - powiedział.

Na pytanie, czego powinniśmy oczekiwać od Rosjan w związku z atakiem odwetowym na polską ambasadę w Moskwie, Komorowski odparł, że "też jakiejś formy noty". - Ale powinna być adekwatna do tego, co się wydarzyło. Tam jednak wiemy, że były wzmocnione posterunki chroniące polską ambasadę, wiemy że najpierw się wydarzył ten nieszczęsny eksces w Warszawie, dopiero potem w Moskwie - zaznaczył Komorowski.

- Ja bym powiedział - zróbmy swoje. Mnie tak wychowano w domu, że jak narozrabiałem, to ja przepraszałem, albo za mnie rodzice przepraszali sąsiada, jeżeli niegrzeczny byłem. Natomiast nigdy nie było oczekiwania, że koniecznie jak coś się gdzieś indziej wydarzy, to muszą tak samo przepraszać - mówił prezydent.

- Jedne rodziny tak wychowują, inne trochę inaczej - dodał. - Względy dobrego wychowania wymagają w tym wypadku zrobienia po swojej stronie tego, co się powinno zrobić. Była nota MSZ, były słowa przeprosin, ja uważam, że ze strony polskiej sprawa jest zamknięta. Rosjanie, sam jestem ciekaw, co oni zrobią, jak skwitują w języku dyplomatycznym to, co się wydarzyło potem przed ambasadą polską - powiedział Komorowski.

To bardzo niemiłe, gdy trzeba przepraszać, ale nie dopełniliśmy obowiązku ochrony obcej placówki i te przeprosiny się należały - powiedział z kolei szef MSZ Radosław Sikorski pytany w radiu Zet o przeprosiny prezydenta Bronisława Komorowskiego po burdach przed ambasadą Rosji.

Dopytywany, czy to dobrze, że prezydent przeprosił, czy też wystarczyłaby sama nota dyplomatyczna, minister spraw zagranicznych odpowiedział: - Poszła nota z wyrazami ubolewania, prezydent też zdaje się nie użył słowa "przepraszam".

Na uwagę, że użył takiego słowa, Sikorski odpowiedział, że "wielkoduszność naszego prezydenta jest powszechnie znana".

- Wydaje mi się, że dzięki temu uniknęliśmy spirali wrogości i jest tak, jak powinno być, to znaczy nacjonalistyczni zadymiarze i w Rosji, i w Polsce, są za kratami - tam gdzie ich miejsce - powiedział szef MSZ.

Na pytanie, czy Rosja powinna przeprosić za ekscesy w Moskwie przed polską ambasadą, odparł, że "niestety to nasi zadymiarze zaczęli, niestety na znacznie większą skalę i niestety nasza policja nawaliła, a ich policja okazała się znacznie sprawniejsza".

Na stwierdzenie, że jednak w Moskwie też race leciały w kierunku ambasady odparł, że "takie race, które my ledwie zauważyliśmy". - To niestety był zupełnie innej rangi incydent" - dodał. - My uważamy, że miarą dobrego wychowania jest przeprosić, gdy się zawiniło - stwierdził Sikorski.

Na uwagę, że politycy opozycji mówią m.in., że przeprosiny prezydenta to "histeria" czy "kajanie się", Sikorski odparł, że "nie ma takiej bzdury, której nie wypowie nasza prawica, by nie zaatakować rządu czy prezydenta".

- Ja się wręcz dziwię, żeby Antoni Macierewicz jeszcze nie udowodnił przy pomocy któregoś ze swych profesorów, że budka tak naprawdę nie spłonęła, a race rzucał minister Graś - ironizował szef MSZ.

Pytany był też, czy zgadza się ze słowami ambasadora Rosji, że w Polsce jest histeria antyrosyjska.

- Wystarczy zamachać czerwoną płachtą rosyjską i to są jakieś takie odruchy niewolnika, który musi pokazać, że w ogóle istnieje i który uważa, że rzucanie się na silniejszego to jest jedyny paradygmat polskiej polityki zagranicznej. Ja wręcz uważam, że to, co się stało wokół ambasady rosyjskiej, to tak będzie wyglądała polska polityka zagraniczna, gdy prawica, nie daj Boże, dojdzie do władzy. To znaczy: rzucanie się na silniejszych, w szczególności na Rosję, moment emocjonalnej satysfakcji, a potem wstyd dla kraju i przeprosiny albo gorzej - powiedział minister spraw zagranicznych.

Pytany, o czym będzie rozmawiał z szefem rosyjskiego MSZ Siergiejem Ławrowem podczas jego grudniowej wizyty w Polsce, czy będzie mowa np. o zwrocie wraku TU 154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, Sikorski odpowiedział, że "o wraku rozmawia praktycznie za każdym razem".

Dopytywany, co odpowiedział Ławrow na pytanie o wrak, Sikorski odparł, że "stanowisko Rosji niestety jest niezmienne, to znaczy, że to zależy od rosyjskiej prokuratury".

Szef MSZ podczas niedawnej wizyty w Indiach wziął m.in. udział w spotkaniu szefów dyplomacji grupy ASEM, (ang. The Asia-Europe Meeting) - nieformalnym forum dialogu między krajami Azji i Europy.

Sikorski zaznaczył w piątek, że Ławrow przyjedzie w grudniu do Warszawy na jego zaproszenia na posiedzenie Komitetu Strategii Współpracy Polsko-Rosyjskiej. - Bo Polska i Rosja mają wspólne interesy. I nie damy się zaszantażować PiS, który uważa, że każde relacje z Rosją to jest Targowica. Bo mamy np. rosnący handel, mamy umowę o małym ruchu granicznym, mamy współpracę w ramach naszego wycofywania się z Afganistanu.

To jest współpraca, która jest nam, Polsce, Sojuszowi Północnoatlantyckiemu potrzebna - mówił Sikorski.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego Komorowski przepraszał Rosję?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.