GMO w rolnictwe. Eksperci nie są zgodni
Nie można zagwarantować, że nie będzie długofalowych negatywnych skutków używania w rolnictwie GMO - mówią eksperci. Jedni sądzą, że rzetelnych badań jest jeszcze za mało, a inni - że rośliny transgeniczne dopuszczone do sprzedaży są już świetnie przebadane.
Jak podaje prof. Tomasz Twardowski z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu, Unia Europejska w minionych dwóch dziesiątkach lat wydała setki mln euro na prace eksperymentalne i badawcze, które miały ustalić efekty działania GMO. Wyniki badań ukazały się w specjalnej publikacji. "- Wniosek był prosty: rośliny genetycznie modyfikowane są równie bezpieczne lub równie niebezpieczne jak te, z których zostały wyprowadzone - podsumowuje publikację naukowiec.
Dr hab. Katarzyna Lisowska z Centrum Onkologii Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Gliwicach w wypowiedzi dla PAP stwierdza: - Coraz więcej pojawia się sygnałów, że stosowane dotąd powszechnie testy dla oceny ryzyka związanego z GMO są nieodpowiednie. Powszechnie stosuje się 90-dniowe testy na szczurach. W takich testach nie ujawniają się albo są jedynie słabo widoczne drobne zmiany w pracy narządów wewnętrznych - uważa. - Potrzebne są dalsze badania, co przyznała niedawno nawet Europejska Agencja ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) - dodaje Katarzyna Lisowska.
Zgadza się z tym prof. Ewa Rembiałkowska z Zakładu Żywności Ekologicznej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. W rozmowie z PAP mówi, że GMO można byłoby dopuścić pod warunkiem, że w długotrwałych i niezależnych badaniach okaże się, że nie wywrą negatywnego wpływu na zdrowie ludzi i zwierząt. Aby to stwierdzić, zdaniem Rembiałkowskiej potrzebne są wieloletnie badania, prowadzone na kilku pokoleniach małych zwierząt. Badania muszą prowadzić całkowicie niezależne od koncernów zespoły - u żadnego z jego członków nie powinno dochodzić do konfliktu interesów.
Jednak prof. Andrzej Anioł z Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin - Państwowego Instytutu Badawczego w Radzikowie (IHAR - PIB) stwierdza, że produkty transgenezy - a więc również rośliny GM - które dopuszczono już do obrotu, są na razie najskrupulatniej badanymi roślinami w historii. Prof. Anioł przypomina, że w czasie wieloletniej uprawy i użytkowania transgenicznych odmian kukurydzy i soi, które stosowane są jako żywność i pasza, wśród dziesiątek milionów konsumentów nie stwierdzono udokumentowanego medycznie negatywnego wpływu na zdrowie ludzi.
Zdaniem prof. Stefana Malepszego z Katedry Genetyki, Hodowli i Biotechnologii Roślin SGGW, ostrożność we wprowadzaniu GMO w rolnictwie jest uzasadniona. Ale ekspert zaznacza, że taka ostrożność powinna być zróżnicowana dla każdego konkretnego przypadku modyfikacji "są modyfikacje dla których taka ostrożność nie jest potrzebna. - Zasady szczegółowe powinny być ustalane i sprawdzane przez silne, w pełni niezależne agencje publiczne" - uważa.
- W moim głębokim przekonaniu nie ma danych stwierdzających zagrożenie upraw GMO dla zdrowia człowieka - mówi prof. Twardowski. Przyznaje jednak, że na razie nie ma wyników badań, które mówiłyby o wpływie GMO na kolejne generacje ludzi. Jego zdaniem takie eksperymenty są niemożliwe do realizacji. Na razie doświadczenia wykonywano na generacjach myszy i szczurów.
Prof. Twardowski odnosząc się do GMO dodaje, że nikt rozsądny nie może dać gwarancji, że coś się złego nie wydarzy w drugiej czy trzeciej generacji ludzi. Nikt nie wie, jaki będzie wpływ tej technologii na następne pokolenia. - Ale też nie wiemy, jakie będą efekty używania np. telefonów komórkowych czy kuchenek mikrofalowych. Rozmawiamy przez telefony, bo zrobiliśmy bilans zysków i strat. I uznaliśmy, że +opłaca+ nam się je stosować. (…) Nie ma danych wykazujących, że rozmowa telefoniczna nam zaszkodzi. Możemy tylko powiedzieć, że dziesiątki tysięcy ludzi rozmawiają i nic im się nie stało - uważa.
Również prof. Anioł przyznaje, że nie wiadomo, jakie będą skutki stosowania GMO za kilka pokoleń, ale jego zdaniem prawdopodobieństwo negatywnych skutków jest minimalne. Naukowiec zaznacza, że żadna z aktywności człowieka nie jest do końca przewidywalna - np. jeśli chodzi o działanie pośrednie czy oddalone w skutkach. Zdaniem prof. Anioła fakt, że nie mamy całkowitej pewności co do skutków działania jakiejś technologii, nie powinien paraliżować naszych działań.
Zdaniem Ewy Rembiałkowskiej, GMO nie powinno być używane w rolnictwie, ale nie jest przeciwna zastosowaniu GMO w medycynie czy w badaniach laboratoryjnych. Jak wyjaśnia, modyfikacje genetyczne pozwalają np. na uzyskanie taniej insuliny. Bakteriom wszczepia się gen odpowiedzialny za produkcję insuliny. Uzyskany w ten sposób hormon jest znacznie tańszy, niż gdyby do technologii GMO się nie uciekano.
Według prof. Rembiałkowskiej stosowanie organizmów modyfikowanych genetycznie w badaniach nad rakiem czy innymi schorzeniami jest też dopuszczalne. Pod warunkiem, że organizmy nie wydostaną się do środowiska. Zgadza się z tym prof. Lisowska. - Ja sama jestem biologiem molekularnym i wykorzystuję GMO w badaniach nad rakiem. Jestem przekonana, że to jest pożyteczne i pasjonujące. Jednak GMO w rolnictwie, to zupełnie co innego - zaznacza.
Skomentuj artykuł