Mija 70 lat od śmierci Janusza Korczaka
Mija właśnie 70 lat od śmierci Janusza Korczaka, wybitnego pedagoga, prekursora walki o prawa dziecka, pisarza. Korczak zginął w obozie zagłady Treblinka razem z wychowankami prowadzonego przez siebie Domu Sierot. Rok 2012 obchodzony jest jako Rok Korczaka.
Na jesieni 1940 roku prowadzony przez Janusza Korczaka na Krochmalnej Dom Sierot został przeniesiony do getta, na Chłodną 3. Podczas przeprowadzki niemieccy żandarmi skonfiskowali kilka worków kartofli i Korczak próbował interweniować w tej sprawie u władz. Nie tylko nie odzyskał zapasów, ale za brak opaski z gwiazdą Dawida trafił na dwa miesiące do więzienia na Pawiaku. Gdy wrócił na Chłodną, ze wszystkich sił próbował zorganizować życie w sierocińcu na dawnych zasadach - odbywały się lekcje, przedstawienia amatorskie, odczyty dla wychowanków, posiedzenia dziecięcego sądu, ukazywała się gazetka, obchodzono żydowskie święta. Tak też się działo, kiedy po zmianie granic getta na jesieni 1941 sierociniec przeniesiono na ulicę Sienną 16.
Zachowanie normalności było jednak bardzo trudne. Korczak, co sobotę ważył dzieci, przerażało go, jak szybko chudły. W Domu Sierot było już dwieście dzieci, bo w ciągu kilku miesięcy przyjęto 30 nowych wychowanków. Do Starego Doktora codziennie zgłaszali się rodzice, chcący powierzyć mu swoje dzieci i w ten sposób ratować je przed śmiercią głodową. Korczak musiał im odmawiać, bo nie był w stanie wyżywić większej liczby osób. Codziennie pielgrzymował po urzędach i domach prywatnych usiłując załatwić jedzenie, opał i pieniądze na utrzymanie Domu Sierot. Jego asystent, Igor Newerly wspominał, że poznał wtedy inne oblicze Korczaka, który "sterany, rozdrażniony, podejrzliwy, gotów był zrobić piekielną awanturę o beczkę kapusty, worek mąki...".
Newerly pisał, że Korczak, choć nie był jeszcze stary, był w tym okresie bardzo schorowany. W warunkach getta zaniedbane dolegliwości dawały boleśnie znać o sobie: miał problemy z sercem, dlatego lekarze nie zdecydowali się na operację przepukliny, która bardzo mu dokuczała. Miał kłopoty z pęcherzem, puchły mu nogi, z trudem chodził, łatwo się męczył. Najgorsza jednak była depresja - na oczach Korczaka efekty pracy jego życia się rozpadały.
W lutym 1942 roku Korczak zajął się Głównym Domem Schronienia na Dzielnej, gdzie zwożono z ulic getta porzucone i osierocone dzieci. Pracownicy tej instytucji nie panowali nad sytuacją - najmłodsze dzieci leżały w brudzie, zimą zamarzały. Korczak chciał, korzystając ze swojego autorytetu i doświadczenia, zreorganizować działalność zakładu, zdobyć środki na jedzenie. Mimo rozpaczliwych starań działo się tam coraz gorzej, dzieci powoli umierały z głodu nie mając nawet sił, aby płakać. "Korczak zdecydował, że nie będzie karmić niemowląt, by uratować dzieci, które już mają świadomość tego, że żyją" - pisał Ludwik Hirszfeld. Przed takimi dylematami lekarze w getcie stawali codziennie - czy ratować dzieci, czy ludzi starszych, mniej czy bardziej chorych, skoro oczywiste było, że lekarstw i żywności w żaden sposób nie wystarczy dla wszystkich.
W lipcu 1942 roku dzieci z Domu Sierot wystawiły "Pocztę" Rabindranatha Tagore'a - dramat o umierającym chłopcu. Sztuka miała premierę 15 lipca. Kilka dni później, 22 lipca, w dzień 63 lub 64 urodzin Starego Doktora (jego ojciec zaniedbał wyrobienia metryki, Korczak nie znał roku swojego urodzenia) rozpoczęła się w getcie wielka akcja wywózki mieszkańców do komór gazowych Treblinki. 23 lipca prezes Judenratu warszawskiego getta Adam Czerniaków popełnił samobójstwo połykając cyjanek, po tym, jak Niemcy próbowali wymusić na nim zgodę na wywiezienie sierocińców. Korczak, choć świadomy, jaki los czeka jego wychowanków, w tych ostatnich dniach dbał o to, aby zajęcia w Domu Sierot toczyły się wedle zwykłego planu. Wydaje się, że miał mimo wszystko jakąś nadzieję - wiadomo, że 2 sierpnia starał się o przydział węgla dla sierocińca na zimę.
W ostatnich miesiącach życia, od maja do sierpnia 1942 roku Korczak prowadził pamiętnik, w którym opisał swoje życie i doświadczenie życia w getcie. W ostatnim zapisku z 4 sierpnia zastanawia się, czy jego głowa w oknie jest dobrym celem dla niemieckiego wartownika po drugiej stronie ulicy. Nie wiadomo, czy mieszkańcy Domu Sierot ruszyli w drogę na Umschlagplatz 5 czy 6 sierpnia. 5 sierpnia wysiedlono inne sierocińce z getta, ale przyjęto, opierając się na diariuszu Abrahama Lewina, że Dom Sierot wysiedlono dzień później. Wiadomo jednak, że 5 sierpnia 1942 roku świeciło słońce, a dzień później lał deszcz. Wszyscy świadkowie pochodu Korczaka z dziećmi na Umschlagplatz zapamiętali, że panował obezwładniający upał, więc Joanna Olczak-Roniker, autorka najnowszej biografii Korczaka, skłonna jest przyjąć, że działo się to 5 sierpnia.
W wielu relacjach powtarzają się te same motywy - uśmiechnięte dzieci idące czwórkami pod zielonym sztandarem Króla Maciusia I, śpiewające "Choć burza huczy wokół nas". Władysław Szpilman zapisał, że dzieci były ubrane w najlepsze ubrania, radosne, bo przekonane, że jadą na wieś, pochód prowadził chłopiec grający na skrzypcach, a Korczak niósł na rękach dwoje najmłodszych. Ostatnią drogę Domu Sierot opisał także poeta getta Władysław Szlengel w wierszu: "Kartka z dziennika +Akcji+"
"Dziś widziałem Janusza Korczaka,
Jak szedł z dziećmi w ostatnim pochodzie,
A dzieci były czyściutko ubrane,
Jak na spacer niedzielny w ogrodzie.
Janusz Korczak szedł prosto na przedzie
Z gołą głową, z oczami bez lęku,
Za kieszeń trzymało go dziecko,
Dwoje małych sam trzymał na ręku".
Tak naprawdę wyglądało to jednak inaczej. Wiadomo, że Korczak był już wtedy tak chory i osłabiony, że ledwie chodził, na pewno nie był w stanie nieść dzieci na rękach. Marek Rudnicki, który widział ten pochód, zapamiętał: "Atmosferę przenikał jakiś ogromny bezwład, automatyzm, apatia. (...) Była straszliwa, zmęczona cisza. Korczak wlókł nogę za nogą, jakiś skurczony (...) Dzieci początkowo czwórkami, potem jak popadło, w pomieszanych szeregach, gęsiego. Któreś z dzieci trzymało Korczaka za połę, może za rękę, szły jak w transie". Oszukiwanie dzieci, że jadą na wycieczkę na wieś było też sprzeczne z zasadami Korczaka. W styczniu 1942 roku zapisał, jakby antycypując przyszłość: "Nie róbcie dzieciom niespodzianek, jeśli nie chcą. Powinny wiedzieć, zawczasu być uprzedzone, czy będą strzelali, czy na pewno, kiedy i jak. Trzeba się przygotować przecież do długiej, niebezpiecznej podróży".
Krąży niepotwierdzona opowieść, że Korczak, tuż przed wejściem do wagonów, został rozpoznany przez Niemców i że proponowano mu ocalenie pod warunkiem, że zostawi dzieci, a on odmówił. "Stał się personifikacją bohaterstwa, chociaż na pewno nie czuł się bohaterem. Uważał, że wypełnia swój obowiązek, podobnie jak setki ludzi w getcie, zwłaszcza lekarzy i pedagogów odpowiedzialnych za los innych" - pisze Olczak-Ronikier. Zapamiętano poświęcenie Korczaka, ale podobnie zachowali się inni. Swoich wychowanków nie opuścili w drodze do komór gazowych m.in. współpracownica Korczaka Stefania Wilczyńska, Aron Koniński z internatu na Mylnej, nieznana z imienia pani Broniatowska z internatu dla dziewcząt i wielu innych ludzi, z których większość miała możliwość szukania dla siebie ratunku.
Przyjmuje się, że Korczak, Stefania Wilczyńska i ich wychowankowie zginęli w Treblince 6 sierpnia 1942 roku. Ale i to nie jest pewne. Niektórzy badacze np. Jacek Leociak uważają, że Korczak był zbyt chory i słaby, aby przeżyć transport do obozu zagłady i zmarł w wagonie pociągu wiozącego ich do Treblinki.
Rok 2012 obchodzony jest jako Rok Korczaka w związku z przypadającą właśnie rocznicą jego śmierci oraz 100-leciem założenia przez niego Domu Sierot na Krochmalnej.
Skomentuj artykuł