"Na wieczną wartę odeszli najlepsi"
Minister obrony Bogdan Klich wyraził nadzieję, że katastrofa pod Smoleńskiem zmieni relacje między narodami i "pozwoli zagoić rany historii". Oddał hołd tragicznie zmarłym i wezwał do opracowania procedur, które pozwolą uniknąć takich strat w przyszłości.
- Wierzę, że symbolika tej katastrofy poruszy nie tylko nas, ale także inne narody. Że pozwoli im pokazać swą ludzką twarz, pozwoli zagoić rany historii. I są już pierwsze oznaki, że tak się stanie. Jestem przekonany, że kolejna polska ofiara zrodzona na rosyjskiej ziemi wyda w przyszłości owoce - mówił minister na zorganizowanej w MON uroczystości żałobnej ku czci ofiar katastrofy polskiego samolotu, w której zginęli prezydent Lech Kaczyński z małżonką, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni ordynariatów polowych, żołnierze i pracownice pułku specjalnego.
- Wierzę także, że tragedia 10 kwietnia będzie groźnym memento na przyszłość, i to zarówno w sferze organizacyjnej, jak i naszych umysłach. Powinniśmy ustalić w państwie procedury, które zapobiegną podobnej hekatombie w przyszłości - powiedział Klich. Zadeklarował, że wojsko, które po katastrofie samolotu CASA wprowadziło zasadę, by dowódca i jego zastępca nie znajdowali się jednocześnie na pokładzie jednego samolotu, jest gotowe pomóc w opracowaniu takich procedur.
W wojsku, po katastrofie samolotu CASA przed dwoma laty, gdy zginęło kilkunastu wysokich dowódców lotnictwa, wydano rozkaz, który mówi, że dowódca i jego zastępca nie mają prawa lecieć jednocześnie na pokładzie tego samego samolotu. - Chodzi o to, by w przypadku zdarzeń takich, jak w ostatnią sobotę, zachować ciągłość dowodzenia jednostką wojskową - wyjaśnił po uroczystości szef departamentu prasowo-informacyjnego MON płk Wiesław Grzegorzewski.
- Straciliśmy pana prezydenta, zwierzchnika sił zbrojnych wraz z małżonką, szefa Sztabu Generalnego, dowódcę operacyjnego, dowódców rodzajów sił zbrojnych, księży biskupów i pomocników, znakomitą załogę oraz wspaniałe dziewczyny, stewardesy. Na wieczną wartę odeszli najlepsi z najlepszych - mówił Klich.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek przyjdzie mi w udziale przemawiać na takiej uroczystości. Stoimy w obliczu wielkiej tragedii. Polski naród i polskie wojsko poniosły ogromną stratę, wydarzyła się rzecz bez precedensu w historii Polski i w historii narodu - mówił Klich. - Wzorem tych, którzy mówią dzisiaj: państwo sobie poradzi, chcę powiedzieć, wojsko też sobie poradzi, ale ich miejsca w naszej pamięci nikt nie wymaże. Byli wielkimi ludźmi, wybitnymi osobowościami, znakomitymi fachowcami, a niektórzy także moimi przyjaciółmi - dodał.
Wspominał swojego zastępcę Stanisława Komorowskiego, "dyplomatę z zamiłowania, fizyka z wykształcenia". - Co roku spotykaliśmy się na wiosnę u Komorowskich, by podziwiać w ogrodzie ich rododendrony i azalie - wspominał.
Szefa sztabu Generalnego Franciszka Gągora opisywał jako jednego z najinteligentniejszych ludzi, jakich spotkał. - Lojalny, tak jak lojalni są górale z Sądecczyzny, sprawny, pracowity, zawsze na posterunku. Nasz produkt eksportowy, cieszący się wielkim uznaniem w stolicach państw NATO i Unii Europejskiej - mówił o generale, który miał szanse na objęcie stanowiska szefa Komitetu Wojskowego NATO.
Dowódcę Wojsk Lądowych gen. Tadeusza Buka wspominał jako energicznego i pełnego optymizmu "doskonałego dowódcę, zawsze z zakasanymi rękawami".
- Generał Andrzej Błasik - nie było rozbieżności między mną a panem prezydentem - że powinien zostać na kolejną kadencję dowódcą naszych Sił Powietrznych - mówił Klich.
- Admirał Andrzej Karweta - podobnie jak Buk, miał otrzymać 3 maja trzecią generalską gwiazdkę. Poza oficjalnymi spotkaniami często na uboczu paliliśmy papierosy i podczas tych rozmów zastanawialiśmy się, jak zrobić, żeby Marynarce Wojennej RP przywrócić należyty blask - opowiadał.
O biskupie polowym WP Tadeuszu Płoskim powiedział: - Zawsze pełen werwy, uśmiechnięty, ale kiedy trzeba było, wskazujący politykom, czego im nie wolno. - Zwierzchnik ordynariatu prawosławnego biskup Miron. Człowiek dusza, oddany nie tylko wojskowości, sprawie Kościoła prawosławnego, ale także wszystkiemu temu, co łączy się ze wschodnim wymiarem naszej historii - mówił Klich.
- Załoga pod dowództwem znakomitego kapitana Arkadiusza Protasiuka. Tego, który wiedział, jak zachować się w powietrzu, miał wszystkie kwalifikacje, aby nie tylko dowodzić w powietrzu, ale także lądować. Tym razem nie udało się jemu i jego załodze. Wszyscy zginęli - powiedział o dowódcy załogi. - Justyna, Basia, Natalia; kobiety, ale wciąż jeszcze dziewczyny, od niedawna w mundurach polowych wojska, dziewczyny, przed którymi było całe życie, które były dumne, że są stewardesami w wojsku polskim - wspominał tragicznie zmarłe stewardesy Natalię Januszko, Barbarę Maciejczyk i Justynę Moniuszko.
Za najważniejsze zadanie uznał otoczenie rodzin tych, którzy zginęli, opieką. - Nie chodzi tylko o to, co wynika z litery prawa, ale o to, co wynika z potrzeby serca - zaznaczył.
- Każda rodzina otrzyma stosowne zadośćuczynienia i zapomogi, pomoc psychologiczną i prawną. Musimy pomagać, by rodziny nie poczuły się opuszczone. Chodzi także o kwestie majątkowe i skarbowe, o których nie myślimy, gdy wszystko dzieje się normalnie - powiedział płk Grzegorzewski.
Do wystawionej na dziedzińcu MON księgi kondolencyjnej wpisali się dowódcy, przedstawiciele resortu i attaches wojskowi.
W dowództwie Wojsk Lądowych na warszawskiej Cytadeli została w poniedziałek odprawiona msza święta w intencji prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego małżonki, dowódcy Wojsk Lądowych gen. Tadeusza Buka, i pozostałych ofiar.
W sobotę pod Smoleńskiem w katastrofie polskiego samolotu rządowego wiozącego delegację na uroczystości katyńskie zginęło 96 osób.
Skomentuj artykuł