Niesiołowski nie poniesie konsekwencji
Stefan Niesiołowski (PO) pozostanie szefem sejmowej komisji obrony. O jego odwołanie wnioskował klub PiS w związku z incydentem z udziałem Niesiołowskiego i dziennikarki Ewy Stankiewicz przed Sejmem w dniu głosowań nad reformą emerytalną, jednak komisja wniosek odrzuciła.
Za odwołaniem Niesiołowskiego głosowało w środę siedmioro posłów, przeciw było 14, jeden wstrzymał się od głosu. Głosowanie poprzedziła burzliwa dyskusja.
Podczas prowadzonej przez związkowców blokady Sejmu 11 maja dokumentalistka Ewa Stankiewicz (autorka m.in. filmu "Solidarni 2010") filmowała posła PO. - Won stąd - rzucił Niesiołowski do Stankiewicz i odepchnął kamerę.
- Pomiędzy politykami dochodziło i będzie dochodzić do ostrych scysji, do ostrych słów. To jest w demokracji normalne. Ale nigdy nie zdarzyło się, żeby parlamentarzysta, przewodniczący komisji obrony narodowej używał wobec dziennikarki tak ostrych słów - padły słowa "won stąd" - żeby chwytał za kamerę, żeby w oczach opinii publicznej w ten sposób atakował przedstawiciela polskich mediów - podkreślił.
Dodał, że incydent ze Stankiewicz nie był jedynym nagannym zachowaniem Niesiołowskiego. - Tylko w tej kadencji Sejmu wpłynęło dziewięć wniosków do komisji etyki o ukaranie posła Stefana Niesiołowskiego za jego wypowiedzi. W poprzedniej kadencji było to 13 wniosków - wyliczał.
- Przewodniczący Niesiołowski należy też do tych osób, co potwierdza choćby pobieżna lektura stenogramów sejmowych, która najgłośniej krzyczy na sali podczas wystąpień innych osób. Należy do grona tzw. krzykaczy sejmowych, którzy najczęściej wymieniani są w stenogramach. A już wyjątkową nadpobudliwość pan poseł Niesiołowski wykazuje podczas wystąpień lidera Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego - dodał Kamiński.
Paweł Suski (PO) ocenił, że wniosek PiS ma charakter polityczny. - Uzasadnienie wniosku, oparte o to zdarzenie, nie polega na prawdzie, ponieważ to dziennikarka w natarczywy sposób usiłowała wymusić udostępnienie wizerunku czy też uzyskanie wywiadu od przewodniczącego Niesiołowskiego. Wielokrotnie przewodniczący uprzedzał i prosił o to, aby nie był filmowany i o to, aby dziennikarka odstąpiła, uzasadniając to również swoim wzburzeniem - powiedział.
Odnosząc się do zarzutów PiS, Niesiołowski powiedział, że "fakty były takie", że był "molestowany, nękany i atakowany" przez Stankiewicz. Ją samą określił mianem "agitatorki".
- To jest osoba, która mówiła, że premier naszego rządu może uczyć zdrady Branickiego i Rzewuskiego, i Targowicę może uczyć zdrady. To jest tego typu osoba. Czy to jest dziennikarstwo? To jest osoba, która mówiła o mordowaniu ludzi, o smoleńskim zamachu. Spójrzmy na pewien kontekst - mówił.
Podkreślił, że nie dotknął Stankiewicz, a jedyną "niewłaściwością" z jego strony było użycie słów "won stąd". - Za to słowo, jeżeli panią to dotknęło, bardzo panią przepraszam. To słowo nie powinno paść - zwrócił się do obecnej na posiedzeniu komisji Stankiewicz.
- Gdyby pan wiedział, jaka jest rola i misja dziennikarza w kraju demokratycznym, to by pan wiedział, że dociekliwość dziennikarska jest zaletą (...) Pan powinien się cieszyć, że jest dziennikarz, który chce patrzeć na ręce władzy, bo to jest gwarancja demokracji - dodała.
Zapowiedziała, że przeciwko Niesiołowskiemu skieruje sprawę do sądu. - To będzie najprawdopodobniej sprawa i cywilna i karna - powiedziała.
Niesiołowski powiedział, że chętnie spotka się ze Stankiewicz w sądzie. - Liczę na to, że pani Stankiewicz - pobita przeze mnie i atakowana - zgłosi do sądu o pobicie i udowodni, że ją pobiłem. Tak więc z najwyższą radością z panią Stankiewicz spotkam się w sądzie i będę bronił się przed zarzutem pobicia - dodał.
Skomentuj artykuł