Organizatorzy "Marszu" potępili burdy
Organizatorzy "Marszu Niepodległości", który przeszedł 11 listopada ulicami Warszawy, potępili w czwartek "burdy i pijackie ekscesy, jakie się wokół niego działy". Wyrazili też "ubolewanie z powodu incydentu", do którego doszło przed rosyjską ambasadą.
Podczas zorganizowanego w poniedziałek w Warszawie przez środowiska narodowe "Marszu Niepodległości" doszło do burd w pobliżu budynku ambasady rosyjskiej. Na tyłach ambasady podpalono budkę wartowniczą policji ochraniającej budynek. Na teren ambasady rzucano petardy i race. Marsz - na żądanie policji - został rozwiązany przez ratusz. Wcześniej do zamieszek doszło też przed squatami przy ul. ks. Skorupki i ul. Wilczej; na pl. Zbawiciela podpalono instalację artystyczną "Tęcza". Zatrzymano 74 osoby.
"Potępiamy burdy, wszystkie przejawy braku podporządkowania się straży Marszu Niepodległości oraz bandyckie ataki na uczestników marszu, w tym członków straży i osoby postronne, wywoływanie niepokojów i narażanie na niebezpieczeństwo uczestników manifestacji ze strony grupek bezmyślnych osób kręcących się wokół marszu" - głosił tekst oświadczenia odczytanego dziennikarzom przez prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Witolda Tumanowicza.
W oświadczeniu wyrażono też "ubolewanie z powodu incydentu, do którego doszło przed budynkiem ambasady rosyjskiej". "Jednocześnie wyrażamy przekonanie, że w stosunkach polsko-rosyjskich jest wiele istotniejszych problemów niż spalona budka strażnicza. Dlatego uznajemy poziom rozpętanej wokół tej sprawy nagonki medialnej za zupełnie nieadekwatny do skali wydarzenia" - zaznaczyli organizatorzy marszu.
Zdaniem stowarzyszenia rozwiązanie marszu było decyzją "wyjątkowo fatalną, szkodliwą i niebezpieczną z punktu widzenia ochrony kilkudziesięciotysięcznego tłumu, który nawet nie miał możliwości rozejścia się".
W ocenie organizatorów marszu liczebność "grup zainteresowanych bijatyką, które wmieszały się w marsz" nie przekraczała 300 osób.
Stołeczny ratusz we wtorek wstępnie oszacował zniszczenia na 120 tys. zł i zapowiedział, że będzie dochodzić ich pokrycia od organizatora marszu. "Takie roszczenie jeszcze do nas nie wpłynęło. Zresztą większość tej kwoty, są to szkody, które wystąpiły poza trasą marszu, więc jako organizatorzy nie jesteśmy w stanie odpowiadać za akty, które miały miejsce w całej Warszawie" - zaznaczył Tumanowicz.
W związku z incydentami stowarzyszenie zapowiedziało zmianę formuły przyszłorocznego marszu, nie ujawniono jednak szczegółów planowanych zmian.
Skomentuj artykuł