Polityczne za i przeciw w sprawie zakazu handlu w niedziele
(fot. shutterstock.com / Dean Drobot)
PAP / mp
Politycy PO i Nowoczesnej deklarują, że po przejęciu władzy zniosą zakaz handlu w niedziele. PiS go broni i wskazuje na problem ludzi zmuszanych do pracy w ten dzień.
PSL twierdzi, że te sprawy powinna regulować ekonomia, a Kukiz'15 chce zapytać o to Polaków w referendum.
Według Bartosza Arłukowicza (PO) ustawa zakazująca handlu w niedziele to emanacja "PiS-owskiej mentalności do urządzania życia Polakom. "Zaglądają do naszych domów, do naszych rodzin, do naszych sypialni, teraz mówią, co mamy robić w niedziele. Chcę powiedzieć jasno, że odwrócimy tę ustawę. Spowodujemy, że ludzie sami będą decydować o tym, jak chcą żyć, co chcą robić w niedzielę" - zaznaczył polityk w niedzielnej "Kawie na ławę" na antenie TVN24.
Arłukowicz porównał zakaz handlu w niedziele do "Misia" Stanisława Barei, w którym ekspedientka w kiosku informuje klientów o tym, że sprzedaje w nim mięso. "Od tej niedzieli w kwiaciarniach będziemy kupować mleko, szampon w piekarni, a w sklepach będą dworce" - dodał.
Przedstawiciel Platformy ocenił, że zakaz handlu w ostatnim dniu tygodnia przełoży się na straty, jakie poniosą sklepy utrzymujące się z handlu przygranicznego. Podkreślił m.in., że nasi zachodni sąsiedzi zostawiają w takich punktach 15 mld zł rocznie.
Wtórował mu Witold Zembaczyński z Nowoczesnej, który również zapowiedział, że jego partia przywróci możliwość handlu w niedziele.
"Obywatele powinni decydować, czy chcą pracować, robić zakupy. My przywrócimy handel w niedziele" - powiedział. Dodał, że PiS "lubuje się we wprowadzaniu wszelkiego rodzajów zakazów". "Ufundowali Polakom zakaz obrotu ziemią, zakaz OZE, zakazy dla aptekarzy, teraz kolejny zakaz" - wskazał.
Jego szefowa Katarzyna Lubnauer na Twitterze napisała z kolei, że "kiedyś funkcjonowały kalendarzyki małżeńskie, teraz PiS zmusza nas do posiadania kalendarzyków handlowych".
Według Zembaczyńskiego PiS wycofa się w ustawy ograniczającej handel w niedziele, bo jest ona "nie do utrzymania".
Politykom PO i Nowoczesnej ripostował wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki oraz Paweł Mucha z Kancelarii Prezydenta.
Jaki zwrócił uwagę, że nie jest prawdą, że obecnie każdy ma prawo wyboru spędzania niedziel tak jak chce. Wskazał głównie na pracowników handlu, którzy często "zmuszani są do pracy w niedzielę". Polityk przyznał, że gdyby na tę sprawę patrzeć tylko z punktu widzenia konsumenta - to wolałby, żeby sklepy w niedziele były otwarte. "Natomiast obowiązkiem polityka jest to, aby nie patrzeć tylko przez pryzmat własnego nosa, ale przez pryzmat ludzi słabszych, którzy są zmuszani do tego, by w niedziele pracować na kasie" - powiedział.
Jaki pytał też przedstawiciela PO, czy uważa za nienormalne takie państwa jak Niemcy, Belgia, Francja, Austria, czy Holandia, gdzie obowiązuje pełny zakaz handlu w niedziele, bądź jest on mocno ograniczony.
Wiceminister przypomniał, że podobna dyskusja towarzyszyła ustanowieniu święta Trzech Króli dniem wolnym od pracy. Wskazał, że mówiono wtedy m.in. o tym, że polska gospodarka upadnie. "Nic takiego się nie stało" - podkreślił.
Reprezentant Kancelarii Prezydenta przypomniał, że pod obywatelskim projektem ustawy ws. zakazu handlu w niedziele przygotowanym przez Solidarność podpisało się kilkaset tysięcy pracowników handlu, których w sumie jest ponad milion.
Mucha ocenił, że zakaz handlu w niedziele obowiązujący w dużych sieciach powinien pomóc małym przedsiębiorcom, również tym prowadzącym swoje biznesy przy granicy. "Powiedzmy sobie szczerze, coraz większy zakres galerii handlowych czy dużych sieci ograniczał aktywność na pograniczu polsko-niemieckim i w wielkich miastach tych rzemieślników i małych przedsiębiorców" - zaznaczył.
Minister podkreślił, że 11 marca to pierwsza niedziela z zakazem handlu. "Poobserwujmy sytuację, zobaczmy jak Polacy będą się to tego przyzwyczajać, jak te rozwiązania będą oddziaływać" - dodał.
Agnieszka Ścigaj z Kukiz'15, powiedziała, że sprawa ograniczeń w handlu jest bardzo poważną sprawą, gdyż dotyka zarówno konsumentów, przedsiębiorców jak i pracowników. Przyznała, że na początku uważała, że wprowadzenie zakazu handlu w niedziele jest bez sensu. Zmieniła zdanie po spotkaniach ze związkami zawodowymi i przedstawicielami małego handlu. "Przekonali mnie za głosowaniem za tą ustawą, ale za tą, która była w pierwszej wersji" - podkreśliła.
Jej zdaniem, pierwotny projekt bronił pracowników przed zmuszaniem ich do pracy w niedziele, a także pomagał małym przedsiębiorcom. Dodała, że uchwalona przez Sejm ustawa "wyrzuciła te cele do kosza" m.in. przez to, że obowiązuje w niej ponad 30 wyjątków od zakazu handlu.
Ścigaj oceniła, że kwestia handlu w niedziele mogłaby być jednym z pytań w referendum, które planuje przeprowadzić prezydent.
Przedstawiciel PSL Piotr Zgorzelski przypomniał, że jego klub wstrzymał się od głosu ws. handlu w niedziele. Dodał, że o tym, czy można handlować, czy nie powinna decydować ekonomia. Podkreślił, że trzeba będzie zwrócić uwagę, jak zakaz handlu wpłynie na PIT, CIT, dochody sklepikarzy oraz osoby pracujące w sklepach.
Ustawa ograniczająca handel w niedziele obowiązuje od 1 marca 2018 roku. Zgodnie z nowym prawem w każdym miesiącu br. dwie niedziele będą handlowe - pierwsza i ostatnia. Ustawa przewiduje katalog 32 wyłączeń, np. to, że sklep może być czynny w niedziele, jeśli za ladą stoi jego właściciel. Ponadto zakaz nie będzie obowiązywał m.in.: w piekarniach, cukierniach, lodziarniach, na stacjach paliw płynnych, w kwiaciarniach, w handlu kwiatami, wiązankami, wieńcami i zniczami przy cmentarzach, w zakładach pogrzebowych, w sklepach z pamiątkami, w sklepach z prasą, biletami komunikacji miejskiej, wyrobami tytoniowymi, kuponami gier losowych i zakładów wzajemnych, placówkach pocztowych.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł