Prezydent Duda o "problemie Misiewicza" i wakatach w armii
- Nie ma problemu wakatów w polskiej armii - stanowiska, które są zwalniane, są natychmiast obsadzane - powiedział w niedzielę prezydent Andrzej Duda.
Podkreślił, że jego korespondencja z szefem MON dotyczyła niezałatwionych, ważnych państwowo kwestii.
Prezydent, który był gościem TVP1, podkreślił, że polska "armia wymaga zmian i te zmiany są realizowane".
"Proszę pamiętać, że w 2010 r., w tragedii smoleńskiej zginęło całe dowództwo polskiego wojska. Zginął szef Sztabu Generalnego, pan generał Gągor, zginęli dowódcy rodzajów sił zbrojnych, zginął dowódca operacyjny. Ci ludzie byli obsadzeni m.in. przy udziale pana prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego, który zginął razem z nimi" - mówił prezydent.
Jak podkreślił, to byli ludzie, co do których prezydent "był przekonany, że będą dobrymi dowódcami polskiej armii". "Nie byli skażeni elementem moskiewskim przede wszystkim, na co niestety nasza armia głęboko cierpiała (...). Ja mówię chociażby o tym, gdzie kto był uczony, czy był uczony w Moskwie czy był uczony w Polsce" - dodał.
Jak mówił prezydent, "po ich śmierci zarówno stanowisko szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie Bronisławie Komorowskim, jak i stanowisko szefa Sztabu Generalnego" objęli oficerowie "jeden po studiach, a drugi po kursach w akademii sztabu generalnego w Moskwie realizowanych w latach 70. i 80".
"To nie jest to dowództwo, które ja mógłbym popierać. I teraz jedna najważniejsza informacja na sam koniec - nie ma wakatów dzisiaj w polskiej armii, dlatego, że te stanowiska, które są zwalniane, są natychmiast obsadzane. W związku z tym problem obsady stanowisk, w moim przekonaniu jako prezydenta Rzeczypospolitej nie istnieje, ja tego problemu nie widzę" - powiedział Andrzej Duda.
"A to, że panowie generałowie podają się sami do dymisji i sami odchodzą, podając przyczyny osobiste, rodzinne, różne, to proszę zapytać panów generałów, dlaczego odchodzą" - dodał.
Odnosząc się do korespondencji, którą wymienił ostatnio z szefem MON Antonim Macierewiczem, prezydent powiedział, że dotyczyła ona m.in. attachatów wojskowych.
"Jeżeli ja widzę, że pewne rzeczy, które uważam za ważne i sądzę, że one są bardzo ważne państwowo, są niezałatwione, w związku z tym drogą formalną do załatwiania takich spraw na najwyższym szczeblu państwowym jest droga pisemna" - powiedział prezydent. Zapowiedział, że kolejnym krokiem będzie rozmowa z ministrem obrony.
"Jest jeszcze kilka spraw, w związku także z odpowiedziami na te pisma, o których chciałbym z panem ministrem obrony narodowej porozmawiać" - mówił Andrzej Duda. Dodał, że jedną z takich spraw jest "kwestia kandydata na attache w Stanach Zjednoczonych, który w tej chwili jest niedawno powołanym głównym inspektorem sił powietrznych".
"Więc widocznie tutaj pan minister nagle proponuje zmianę. Muszę powiedzieć, że jestem tym zaskoczony - tak zresztą, jak i wszyscy inni, z którymi na ten temat rozmawiałem, z panią premier włącznie" - podkreślił Andrzej Duda.
Odnosząc się natomiast do spekulacji, jakoby chciał odwołania ministra Macierewicza, prezydent podkreślił: "Gdybym ja chciał natychmiastowego odwołania ministra obrony narodowej, to pismo w tej sprawie byłoby skierowane do pani premier".
"Ja napisałem pisma do pana ministra Macierewicza z bardzo prostej przyczyny - one dotyczą jego ustawowych kompetencji jako ministra obrony narodowej. Ja sytuację obserwuję i monitoruję, jestem zwierzchnikiem sił zbrojnych, który zgodnie z konstytucją w okresie pokoju, swoje zwierzchnictwo wykonuje za pośrednictwem ministra obrony narodowej" - podkreślił prezydent.
Dodał, że sformułował do ministra obrony pisemnie pytania, które "są związana nie tylko z polską armią jako taką". "One są przede wszystkim związane z bezpieczeństwem Polski i Polaków, bo dotyczyły m.in. stworzenia dowództwa wielonarodowego tutaj, u nas w Polsce, które planowane jest w Elblągu i ma mieć wstępną gotowość w czerwcu i dotyczyły obsadzenia stanowisk attache wojskowych w Stanach Zjednoczonych, w Bułgarii" - mówił prezydent.
W połowie marca prezydent Duda wystosował do szefa MON dwa listy, w których domagał się "stosownych działań" ws. obsady stanowisk attache obrony m.in. USA, Wielkiej Brytanii i na Ukrainie oraz informacji o tworzeniu wielonarodowego dowództwa dywizji w Elblągu, które ma koordynować działania wielonarodowych batalionów NATO na wschodniej flance.
W odpowiedzi Macierewicz zapewnił, że dowództwo osiągnie wstępną gotowość terminowo lub z niewielkim opóźnieniem, a kandydaci na attache obrony zostali wskazani i są sprawdzani przez SKW. Zapewnił, że działalność wojskowych ataszatów nie została przerwana.
W ubiegły wtorek szef prezydenckiego biura prasowego Marek Magierowski powiedział, że prezydent nie jest usatysfakcjonowany odpowiedziami ministra obrony. Zapowiedział, że BBN skieruje w imieniu Andrzeja Dudy zaproszenie do Antoniego Macierewicza, by prezydent mógł z nim "porozmawiać osobiście". Spotkanie ma się odbyć 31 marca w siedzibie BBN.
W sobotę w TVN1 prezydent Duda był też pytany, czy "istnieje problem" Bartłomieja Misiewicza. "Poważna polityka i poważna działalność państwowa, a taka na pewno prowadzona jest w Ministerstwie Obrony Narodowej, wymaga tego, aby brali w niej udział i byli w tym najbliższym kręgu, gdzie następuje jej realizacja, wyłącznie ludzie dojrzali" - powiedział.
"Nie jest zachowaniem dojrzałym sytuacja, w której człowiek, czy to młody, czy to starszy, chodzi na dyskotekę, pije tam piwo, a jednocześnie ma dostęp do dokumentów i rozmów o poważnych bardzo sprawach choćby związanych z bezpieczeństwa państwa. Nie jest to sytuacja poważna i taka osoba powinna najpierw dojrzeć, a potem dopiero móc w takich sprawach uczestniczyć" - powiedział prezydent Duda.
Skomentuj artykuł