Syryjczycy nie zakładali, że będą uciekać w głąb Europy
Syryjczycy, który przez Grecję i Bałkany przedostają się do Europy prawdopodobnie nie zakładali, że przybędą aż tutaj. Uciekali do Turcji, chcieli przeczekać wojnę. Sytuacja w ich kraju zmusiła ich do zmiany decyzji - uważa Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
- Fala napływowa uchodźców, która przez Grecję i Bałkany przybywa do Europy to w większości Syryjczycy, ale też Afgańczycy czy Irakijczycy. Większość Syryjczyków z dużym prawdopodobieństwem przebywała wcześniej w Turcji. To ona była pierwszym krajem, do którego się dostali - tam mieszkali, może nawet pracowali- podkreśliła w rozmowie z PAP Sasnal.
Jak przypomniała, znajdowali się tam w obozach pod kontrolą UNHCR, ale w większości na własną rękę próbowali znaleźć miejsce na rynku pracy - tu możliwości były ograniczone, bo nie mieli prawa do legalnej pracy. - Dziś, po wielu miesiącach oszczędzania w Turcji, mają pieniądze na opłacenie przemytników, którzy przewiozą ich dalej - zauważyła ekspertka.
- Nie ruszyli od razu na Europę. To nie jest łatwa decyzja opuścić swój dom, zdecydować, że się do niego nie wróci. Tym bardziej, że to często ludzie bardzo biedni z ograniczonymi możliwościami. Początkowo musieli mieć nadzieję na powrót do Syrii, a pobyt w Turcji traktowali jako przejściowy - dodała.
Jak zaznaczyła, jednak sytuacja w Syrii się nie poprawiała, a organizacjom pomocowym w Turcji brakowało pieniędzy. - UNHCR-owi nie dopinał się budżet. I gdy ciągle nie mogli znaleźć pracy na rynku tureckim, podjęli decyzję strategiczną: skoro nie mogą wrócić do Syrii, bo sytuacja się tam pogarsza, a w Turcji nie ma dla nich możliwości godnego życia, trzeba jechać dalej - wyjaśniła rozmówczyni PAP.
Przyznała, że Europa mogła im jawić się jako jeden z najbezpieczniejszych i najbogatszych obszarów na świecie, który przecież graniczy z Turcją.
- Także siatki przemytnicze to napędzały, tworząc specjalne informatory, do jakiego kraju pojechać, który przyjmuje, jakie są procedury. A gdy pierwszym uchodźcom się udało przedostać do UE, wieści pośród rodaków się szybko rozeszły - podkreśliła Sasnal.
Dodała, że w ogóle wielu Arabów uważa zachodnie państwa europejskie za najlepsze do życia, co potwierdza badanie opinii publicznej przeprowadzane regularnie w pięciu krajach arabskich przez Uniwersytet w Maryland. W 2011 r. 28 proc. z nich chciałoby mieszkać we Francji, 22 proc. w Niemczech, 15 proc. w Wielkiej Brytanii.
Na pytanie, dlaczego uchodźcy nie próbują dostać się do bogatych krajów islamu, które są im kulturowo bliższe, Sasnal powiedziała, że nie jest to łatwe, bo Arabia Saudyjska i podobnie Kuwejt, Katar czy Emiraty Arabskiem mają restrykcyjną politykę wizową w stosunku do innych krajów arabskich.
- Syryjczyk, żeby przyjechać do Arabii Saudyjskiej musiałby dostać wizę, a to jest kosztowne. A po drugie musiałby znaleźć patrona z saudyjskim obywatelstwem, który by nad nim sprawował kuratelę. Więc ta legalna droga jest prawie niemożliwa, tak samo jak sforsowanie ogrodzenia na granicy między Jordanią a Arabią Saudyjską - wyjaśniła.
Według Sasnal Arabia Saudyjska specjalnie prowadzi politykę nieprzyjmowania arabskich uchodźców.
- Możemy się tylko domyślać dlaczego - to państwo prowadzi bardzo sekretną politykę zagraniczną w ogóle. Saudowie mają złe doświadczenia z przyjmowania Egipcjan w latach 50. czy 60. - ich polityczna aktywność zaczęła zagrażać monarchii. Dziś, po 2011 r. też obawiają się braci Arabów, którzy dzięki powinowactwu kulturowemu i językowemu mogą łatwo znaleźć zwolenników dla swoich poglądów w saudyjskim społeczeństwie i siać ferment. Syryjczycy często lewicują, pochodzą z kraju socjalistycznego. To są przecież często młodzi ludzie, którzy mogą chcieć więcej wolności, chcieć zbudować coś swojego - Patrycja Sasnal.
Skomentuj artykuł