Prezydent podkreślił, że dzisiaj cały naród Polski, całe społeczeństwo chyli czoło nad tymi, którzy wtedy zginęli i oddaje im cześć. "To jest nasza wspólna wartość, to jest z całą pewnością obok wielu historycznych zdarzeń, to jedno z tych wielkich, które możemy nazwać kształtującymi i z tych, które możemy nazwać pewnymi zwrotnicami w dziejach. Zwrotnicami w dziejach naszego narodu i zwrotnicami w naszej historii, która potem pobiegła inną drogą" - zaznaczył Duda.
Według niego tak naprawdę od wtedy zaczął się poważny sprzeciw wobec komunizmu, który zakończył się przemianami 1989 r. "I można powiedzieć, że gdyby nie tamta krew, nie byłoby dzisiejszej wolnej Polski. I nie mógłbym stać dzisiaj tutaj przed tą bramą i mówić tego, co mi podpowiada serce, tego, co po prostu chcę powiedzieć" - mówił prezydent.
"Nie byłoby tego dzisiaj, gdyby nie tamto wczoraj - bolesne, straszne, trudne, ale które poza przelaną krwią przyniosło wielkie owoce" - mówił Duda. "Czy potem można było lepiej? Tak, zawsze można było lepiej i uczciwiej. Nigdy nie pogodzą się z tym, że odpowiedzialność nie została wyciągnięta, nigdy. Ale chcę, żeby obok tego i obok tego, że cały czas Polskę naprawiamy, że cały czas usuwamy to co złe pozostało z tamtych czasów, niech odchodzi w cień historii, niech zostaje wypchnięte z naszego życia. Niech zostanie oderwane wreszcie od naszej rzeczywistości, niech przestanie nam ciążyć jak balast, który powoduje, że nie możemy tak sprawnie przyspieszyć i biec do przodu jakbyśmy chcieli" - powiedział prezydent.
Duda podkreślił, że jest to bardzo przejmujący moment, w bardzo przejmującym miejscu. Jak dodał, ci którzy wtedy - 49 lat temu, prawie pół wieku - byli młodymi ludźmi, uczniami, robotnikami, dzisiaj są już na emeryturze, a wielu uczestników i świadków tamtych zdarzeń, którzy byli w poważniejszym wieku, w pełni dorosłym, nie ma już dzisiaj nami.
"Ci, którzy ponosili i ponoszą odpowiedzialność za wydawane wtedy decyzje, wydawane wtedy rozkazy, wydawane wtedy polecenia, za tamte rany i śmierć zadawaną niewinnym ludziom już odeszli. W znakomitej większości nie ma z nami na tym świecie pewnie i tych, którzy w tamtych dniach pociągali za spust karabinów i pistoletów" - zaznaczył.
"A my jesteśmy tutaj i patrzymy z perspektywy 50 prawie lat historii naszego kraju, naszego życia, naszej rzeczywistości na tamte wydarzenia, na ich znaczenie dla Polski, a także na ich znaczenie dla nas, jako pewnego bytu ponadczasowego wręcz, jakim jesteśmy jako społeczeństwo, naród, który kształtuje się od 1050 lat" - mówił Duda.
Prezydent powiedział, że urodził się po tragicznych wydarzeniach na wybrzeżu w 1970 r. i zna je tylko z opowieści. Jak dodał, dla niego te wydarzenia to przykład bohaterstwa poległych, "a przede wszystkim wyjaśniona, a tragicznie pozostawiona bez wyciągnięcia odpowiedzialności głęboka trauma historyczna".
"A zarazem i straszne świadectwo Polski po roku 1989, bo do tamtego czasu o odpowiedzialności w ogóle nie ma co mówić. Jeśli jakakolwiek była to tylko po to, by zatrzeć sprawę, tzw. wewnątrzpartyjna, że ktoś przestał pełnić swoje stanowisko i został ukarany wyjazdem na placówkę zagraniczną. To była kara i to była miara odpowiedzialności za śmieć ludzi, za strzelanie do niewinnych, nie tylko przecież do robotników. Ginęli uczniowie, ginęła młodzież, ginęły praktycznie rzecz biorąc dzieci" - podkreślił.
Prezydent wyraził żal, że później "przez kolejne 30 lat już ta wolna Polska, która zrzuciła tamte kajdany, nie umiała sobie poradzić z rozliczenie winnych". "Może dlatego, że ci winni zręcznie zakamuflowali się w tym oddychający wreszcie wolnością społeczeństwie. I już dzisiaj tej odpowiedzialności wobec tych, którzy byli rzeczywiście winni tamtych zdarzeń, tamtej śmierci, tamtych ran, tamtego cierpienia nie wyciągniemy" - zauważył Duda.
List do uczestników obchodów skierował marszałek Senatu Tomasz Grodzki. "Oddajemy hołd i czcimy pamięć robotników, stoczniowców i mieszkańców Szczecina, którzy protestując w pamiętnym grudniu 1970 r. przeciwko działaniom władzy ludowej zginęli walcząc, ponieważ domagali się sprawiedliwości, poszanowania ludzkiej godności, praw obywatelskich i wolności, słowem podstaw funkcjonowania demokratycznego społeczeństwa" – napisał Grodzki. Podczas odczytywania listu Grodzkiego część zgromadzonych wznosiła okrzyki; słychać też było buczenie.
Swoje słowa do uczestników obchodów skierował także premier Mateusz Morawiecki. "Rewolta grudnia 1970 r. mimo upływu czasu musi pozostać w zbiorowej pamięci Polaków. Naszym obowiązkiem jest pamiętać o najwyższej cenie, jaką za wolną ojczyznę zapłacili bohaterowie tamtych wydarzeń" – podkreśli szef rządu.
"Naszym obowiązkiem jest pamiętać również o winie i odpowiedzialności tych, którzy na wolnościowy zryw robotników odpowiedzieli wysyłając na wybrzeże tysiące żołnierzy, setki czołgów i transporterów opancerzonych. Brutalność rządzących, którzy zdecydowali się użyć broni przeciwko protestującym w Szczecinie, ale też w Gdańsku, Gdyni, Elblągu do dziś pozostaje niezabliźnioną raną. Raną, która nie ma prawa się zabliźnić. Zbyt łatwo ulegamy złudzeniu, że to bezkrwawa rewolucja zapewniła nam niepodległość" – napisał Morawiecki.
Uroczystości pod stoczniową bramą rozpoczęły się od odegrania hymnu państwowego, po czym zawyła stoczniowa syrena. Andrzej Duda po przybyciu na miejsce obchodów pierwsze kroki skierował do rodzin ofiar wydarzeń grudniowych. Wieniec pod tablicą upamiętniającą ofiary prezydent złożył razem z rodzinami ofiar. Wiązanki i kwiaty złożyli też parlamentarzyści, przedstawiciele władz miasta i regionu, związkowcy i reprezentanci zakładów pracy.
Wcześniej prezydent uczestniczył w mszy św. w kościele pw. św. Stanisława Kostki w intencji Ofiar Grudnia'70.
17 grudnia 1970 r., na wieść o ogłoszeniu przez ówczesne władze państwowe podwyżek cen żywności, w Stoczni im. Adolfa Warskiego w Szczecinie wybuchł strajk. Stoczniowcy wyszli na ulice. Dołączali do nich pracownicy innych zakładów i mieszkańcy Szczecina. Demonstranci przeszli do centrum miasta pod gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR, chcąc rozmawiać z przedstawicielami władz partii. Ponieważ nie spełniono ich postulatu, manifestanci podpalili gmach komitetu.
W odpowiedzi milicja i wojsko zaczęły strzelać w kierunku tłumu. Zginęło wówczas 16 osób, ponad 100 zostało rannych. Ciała zabitych chowano po kryjomu w nocy, w pochówku mogła uczestniczyć jedynie najbliższa rodzina.
Skomentuj artykuł