"To próba odwrócenia uwagi od afery"

PAP / drr

To próba odwrócenia uwagi od "afery hazardowej" - tak Kancelaria Prezydenta komentuje publikację "Polityki", która napisała, że sopocka kancelaria prawna w latach 90., gdy współpracował z nią Lech Kaczyński, reprezentowała jednego z potentatów na rynku automatów do gier hazardowych.

- To jest jakaś zadziwiająca historia, dlatego że pan prezydent nigdy nie był wspólnikiem w tej kancelarii prawnej, a w latach 1996-1998 opracował dla niej kilka, około 10, opinii w zakresie prawa pracy - powiedział szef prezydenckiej kancelarii Władysław Stasiak.

Podkreślił, że Lech Kaczyński nie był w tym czasie czynnym politykiem, a kancelaria była prowadzona przez osoby z Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego, na którym prezydent pracował w tym czasie, jako wykładowca akademicki.

- To jest wręcz żenujące i śmieszne, że ze sprawy wykonania kilku opinii próbuje się budować całą hipotezę, całą historię odwrócenia uwagi od afery hazardowej. To jest rzecz niebywała - ocenił Stasiak. - Równie dobrze można by zarzucić komuś, kto przechodził kiedyś obok banku, a kilka dni wcześniej dokonano by tam napadu, że ma związki z rabusiami. To jest taka logika i to jest żenujące - powiedział Stasiak.

W przesłanym PAP oświadczeniu Kancelaria Prezydenta ocenia, że próba łączenia Lecha Kaczyńskiego z opisywaną przez tygodnik działalnością kancelarii, której nigdy nie był ani współwłaścicielem, ani nawet pracownikiem, jest bardzo poważnym nadużyciem i nie znajduje oparcia w faktach. "Jest też poważną próbą odwrócenia uwagi od afery hazardowej i osób w nią zamieszanych" - napisano w oświadczeniu prezydenckiej kancelarii.

"Polityka" opublikowała w najnowszym wydaniu, również na stronach internetowych tygodnika, artykuł pt. "Prawnicy jednorękich bandytów".

Autorka Bianka Mikołajewska pisze m.in., że to, iż sopocka kancelaria, z którą współpracował obecny prezydent, reprezentowała interesy ważnej firmy na rynku automatów do gier hazardowych, być może jest jednym z powodów, "dla których PiS tak niechętnie odnosi się do pomysłu, aby powoływana właśnie w Sejmie komisja śledcza w sprawie afery hazardowej badała losy tej branży na wiele lat wstecz".

"Sopocka kancelaria, która jest znana z bliskich związków z prezydentem reprezentowała interesy biznesu automatowego od 1997. A więc w tych czasach, gdy opinie prawne pisał dla niej Lech Kaczyński. Przypomnienie tych faktów przed kamerami w trakcie obrad komisji śledczej byłoby dla PiS-u co najmniej niewygodne" - czytamy w "Polityce".

W 1997 r. - pisze "Polityka" - klientem sopockiej kancelarii nazywającej się wtedy Kancelarią Prawniczą dr Głuchowski dr Jedliński dr Rodziewicz adwokat Zwara - została trójmiejska firma Maxi Fun Group Poland, która wynajmowała właścicielom barów, stacji benzynowych itp., ściągnięte z zagranicy automaty do gier wycofane z użytku w Europie Zachodniej.

Ówczesne przepisy rozróżniały dwa rodzaje automatów do gier: zręcznościowe i losowe (hazardowe). Eksploatowanie tych pierwszych - pisze tygodnik - nie było wówczas uznawane za działalność hazardową, nie wymagało zezwolenia ministra finansów i ich właściciele nie musieli płacić wysokich podatków. Nie były też jednak atrakcyjne dla hazardzistów, bo nie wypłacały nagród. Dlatego - pisze "Polityka" - biznesmeni z branży hazardowej sprowadzali z zagranicy automaty losowe, ale "chwytając się rozmaitych sztuczek" dowodzili, że są to automaty zręcznościowe. Do tego zadania, pisze tygodnik, firma MFGP wynajęła w 1997 r. sopocką kancelarię.

W lutym 1998 r. - według tygodnika - prokurator wojewódzki w Gdańsku uznał, że MFGP prowadzi nielegalną działalność "w zakresie gier losowych" i poinformował o tym resort finansów. Jednak miesiąc później podsekretarz stanu w MF Jan Wojcieszczuk - na podstawie ekspertyz z Wojskowej Akademii Technicznej, dostarczonych przez Andrzeja Zwarę - "wydał opinię, że gry prowadzone na automatach MFGP nie są grami losowymi".

"Polityka" pisze, że gdy "wokół jednorękich bandytów zrobiło się gorąco" resort zmienił zdanie, a Zwara zaskarżył wówczas decyzję MF do Naczelnego Sądu Administracyjnego. NSA przyznał jednak rację ministerstwu. Wkrótce potem - pisze tygodnik - właściciel MFGP holenderski biznesmen Anthonius Kuys odsprzedał swoje udziały w tej firmie i założył inną spółkę automatową, która działa do dziś.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"To próba odwrócenia uwagi od afery"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.