"Zapraszam związki do Komisji Trójstronnej"
Dajmy sobie szansę i spróbujmy powrócić do merytorycznej dyskusji; zapraszam związkowców na najbliższe posiedzenie Komisji Trójstronnej, w piątek, 20 września - powiedział w rozmowie z PAP minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz.
"Każdy z nas może popełniać błędy, ale przychodzi moment, że warto coś odkreślić grubą linią i spróbować się porozumieć" - podkreślił minister.
Szef resortu zapowiada, że on sam do miasteczka związkowego się nie wybiera, nie dostał też takiego zaproszenia. Minister zaprasza natomiast związkowców na przyszłotygodniowe obrady Komisji Trójstronnej.
"Jestem zawsze otwarty na rozmowę, nie żywię osobistych urazów. Dajmy sobie szansę i spróbujmy powrócić do merytorycznej dyskusji" - powiedział Kosiniak-Kamysz.
Wskazał, że jest obecnie pole do takiego powrotu. "Oskładkowanie umów zleceń i odprowadzanie składek od wynagrodzeń członków rad nadzorczych. To był przecież postulat związkowy. Projekt tej ustawy jest gotowy i znajduje się już w konsultacjach społecznych. Trudno, aby związkowcy przeciw temu rozwiązaniu protestowali. To pokazuje, że są postulaty, które nas łączą" - powiedział szef resortu pracy.
Inaczej jednak uważa szef Solidarności Piotr Duda. "Nie wybieramy się na żadne posiedzenie Komisji Trójstronnej, chyba, że będzie nowy przewodniczący i że rząd wycofa się ze zmian w kodeksie pracy wprowadzających elastyczny czas pracy" - mówił w środę PAP Duda.
Tego dnia w stolicy rozpoczął się czterodniowy, ogólnopolski protest związkowców przeciwko polityce rządu. Organizują go trzy centrale związkowe: NSZZ "Solidarność", OPZZ i Forum Związków Zawodowych, które w czerwcu zawiesiły swój udział w obradach Komisji Trójstronnej. Bezpośrednim powodem było uchwalenie przez Sejm tzw. elastycznego czasu pracy, czyli wydłużenie okresów rozliczeniowych czasu pracy z czterech do 12 miesięcy. Warunkiem powrotu związkowców do Komisji ma być też odwołanie ministra Kosiniaka-Kamysza (z funkcji przewodniczącego komisji i szefa resortu).
Kosiniak-Kamysz odpowiadając na apel o jego odwołanie mówi: "To jest argument, który wpisuje się w główny postulat, z którym związkowcy idą przez Warszawę, czyli obalenie rządu".
"Myślę, że tu już nie chodzi o jednego czy drugiego ministra - jest główny przekaz: chcemy obalić ten rząd, chcemy prowadzić dialog na ulicy, a tam nie da się rozmawiać. Rozumiem, że to jest bardziej spektakularne wydarzenie niż wielogodzinna rozmowa na Komisji Trójstronnej. Takie działanie jest bardziej efektowne, ale nie efektywne" - powiedział minister.
Za nieuzasadnione uznał stawianie mu zarzutu, że nie spotkał się w środę ze składającymi petycję związkowcami. Wyjaśnił, że początkowo zadeklarował możliwość takiego spotkania, ale później, ze względu na inne zobowiązania poinformował związkowców na piśmie, że osobiście petycji nie przyjmie, a zrobią to w jego imieniu dyrektorzy ministerstwa.
"Jestem zawsze do dyspozycji związkowców, dobrze o tym wiedzą, że do ministerstwa pracy mają zawsze wolny wstęp, mają zawsze możliwość spotkania. Na te cztery dni związki wybrały jednak inną drogę, drogę ulic Warszawy. To nie jest forma dialogu, to nie jest forma dochodzenia do dobrych rozwiązań" - powiedział Kosiniak-Kamysz.
"Petycja została odebrana, jak we wszystkich resortach. Znamy jej treść, możemy o tych postulatach rozmawiać na posiedzeniu Komisji Trójstronnej w przyszłym tygodniu" - powiedział minister.
W środę od rana ministerstwo rozsyła komunikaty i zamieszcza na Twitterze wiadomości pod hasłem "Fakty i mity", w których przedstawia kontrargumenty wobec związkowych postulatów.
Najważniejszy z nich to wycofanie się rządu z obowiązującego już tzw. elastycznego czasu pracy, który wydłużył m.in. okresy rozliczeniowe czasu pracy z czterech do 12 miesięcy.
Kosiniak-Kamysz przypomniał w rozmowie z PAP, że elastyczny czas pracy funkcjonował także od połowy 2009 r. do końca 2011 r. i wtedy związki zawodowe się na to zgodziły.
"1075 firm skorzystało z tego rozwiązania, ponad 100 tys. pracowników zachowało dzięki niemu miejsca pracy. Nie było wtedy protestów na ulicach Warszawy, nikt nie mówił, że prawa pracownicze są deptane. Bo to nie jest prawda" - podkreślił minister.
Dodał, że nie można wprowadzić wydłużonego okresu rozliczeniowego czasu pracy bez zgody pracowników. "Tak to funkcjonowało w ustawie antykryzysowej i nikt wtedy nie zgłaszał problemów. Pozostawiliśmy gwarancję 11-godzinnego odpoczynku w ciągu doby i 35-godzinnego, bez przerw, weekendowego odpoczynku. Nowy harmonogram pracy pracodawca musi przedstawić z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem i w ciągu 5 dni przesłać do PIP kopię zawartego porozumienia z pracownikami" - przypomniał Kosiniak-Kamysz.
"Utrzymanie konkurencyjności polskiej gospodarki i ochrona miejsc pracy - to są dziś dla nas najważniejsze argumenty merytoryczne. Jeżeli związkowcy mówią, że praca jest dzisiaj najważniejsza i szukanie nowych miejsc pracy to tak - w 100 proc. się z nimi zgadzam. Tylko wprowadzajmy rozwiązania, które to ułatwiają, a nie utrudniają. Jeżeli Niemcy, Czesi, Słowacy i 14 innych krajów europejskich ma u siebie elastyczny czas pracy, to chcąc przyciągać nowych inwestorów do Polski musimy tworzyć konkurencyjne warunki" - podkreślił minister.
"Zachęcam do dialogu, a nie do dyktatu" - zaapelował Kosiniak-Kamysz do związkowców.
Skomentuj artykuł