Zasady finansowania partii. Zostawić, zmienić?
Likwidacja finansowania partii z budżetu państwa, odpis z podatku dochodowego, inny sposób obliczania subwencji - to niektóre pomysły klubów sejmowych na zmiany zasad pozyskiwania środków przez partie polityczne. Debata nad projektami prawdopodobnie jesienią.
Marszałek Sejmu Ewa Kopacz zapowiedziała przed kilkoma dniami, że po tym, gdy do Sejmu wpłyną już wszystkie projekty, odbędzie się nad nimi wspólna debata.
Projekty dotyczące zmian w finansowaniu partii politycznych złożyły już w Sejmie PO, RP, SLD i SP; trwają też prace nad projektem PSL. PiS deklaruje, że opowiada się za zachowaniem obecnego systemu finansowania partii politycznych.
Dyskusja na temat zasad finansowania partii rozpoczęła się po doniesieniach mediów o tym, na co są przeznaczane pieniądze z partyjnej kasy. PO w ostatnich latach wydała m.in. na markowe garnitury i buty prawie ćwierć miliona złotych.
Po tych publikacjach premier Donald Tusk zapowiedział projekt likwidujący w całości finansowanie z budżetu. Na początku lipca projekt trafił do Sejmu. Zgodnie z propozycją Platformy nowe przepisy miałyby wejść w życie 1 stycznia 2014 r.
W projekcie nowelizacji ustawy o partiach politycznych oraz kodeksu wyborczego PO proponuje wykreślenie ze źródeł dochodów partii subwencji i dotacji; pozostawiono jedynie zapis, według którego "majątek partii politycznej powstaje ze składek członkowskich, darowizn, spadków, zapisów oraz z dochodów z majątku".
Utrzymano zapisy o tym, że majątek partii może być przeznaczony tylko na cele statutowe lub charytatywne, a partia nie może prowadzić działalności gospodarczej.
Według szacunków PO likwidacja subwencji budżetowej przyniesie oszczędności w wysokości około 55 mln zł rocznie, a likwidacja dotacji spowoduje obniżenie wydatków z budżetu państwa w latach 2014-19 o około 80 mln zł. Łączne oszczędności w latach 2014-2019 mają wynieść 424 mln zł.
Swój pomysł na finansowanie partii ma koalicyjne PSL. Lider Stronnictwa Janusz Piechociński zapowiedział złożenie projektu ustawy wprowadzającej "bardziej uczciwy i transparentny" system finansowania partii politycznych, która miałaby wejść w życie od najbliższych wyborów parlamentarnych. Rzecznik PSL Krzysztof Kosiński powiedział PAP, że obecnie trwają prace nad projektem.
Piechociński zaproponował, by partie, które w wyborach przekroczą próg 5 proc., uzyskiwały zwrot połowy wydatków poniesionych na kampanię. Jego zdaniem partie parlamentarne powinny otrzymywać 5-6 mln zł rocznego wsparcia z budżetu i utrzymywać się również ze składek członkowskich.
Zmianę sposobu obliczania wysokości subwencji budżetowej dla partii zmierzającą do jej zmniejszenia, a także większą transparentność wydatkowania tych środków zakłada projekt przygotowany przez SLD.
Według projektu Sojuszu wysokość rocznej subwencji dla partii politycznej albo koalicji wyborczej miałaby być ustalana na podstawie liczby oddanych na nią głosów (5 złotych za każdy głos), nie więcej jednak niż do progu 10 proc. zebranych głosów. Partie, których poparcie w wyborach przekroczyłoby 10 proc., nie otrzymywałby pieniędzy za "nadwyżkę" głosów; te, dla których poparcie byłoby mniejsze, otrzymywałby pieniądze za wszystkie głosy. Subwencję - tak jak obecnie - otrzymywałyby partie i koalicje, które przekroczyły: 3- i 6-proc. próg wyborczy.
Zgodnie z szacunkami Sojuszu największe partie, jak PO i PiS, straciłyby na tym po kilka milionów złotych; Sojusz - około 1 miliona.
SLD proponuje też nałożenie na partie, które otrzymują subwencje, obowiązku prowadzenia dostępnego w internecie rejestru wydatków z subwencji. Rejestr miałby zawierać nazwy podmiotów (z nazwami miejsc ich siedziby), które wykonywały usługi, bądź dokonały sprzedaży na rzecz partii w kwocie większej niż kwota minimalnego wynagrodzenia za pracę. Rejestr miałby być publikowany na oficjalnej stronie internetowej każdego ugrupowania.
Jeszcze inne rozwiązanie zaproponował Ruch Palikota. W czerwcu RP po raz trzeci złożył projekt likwidujący subwencje i dotacje, a wprowadzający zamiast tego możliwość dobrowolnego odpisu od podatku dochodowego na wybraną partię. Dwa poprzednie projekty Ruchu w tej sprawie zostały odrzucone przez Sejm.
Zgodnie z propozycją RP podatnik mógłby przekazać na rzecz jednej partii "część podatku dochodowego od osób fizycznych w wysokości nieprzekraczającej 0,5 proc. podatku należnego zapłaconego przez podatnika i jednocześnie nie wyższej niż 0,5 proc. maksymalnej kwoty należnego podatku dochodowego od osób fizycznych - liczonego od kwoty obowiązującego minimalnego wynagrodzenia za pracę". Oznacza to, że - każdy z podatników mógłby odpisać maksymalnie tyle, ile wynosi 0,5 proc. podatku płaconego przez osobę pobierającą najniższe wynagrodzenie.
Według RP wyznaczenie górnej granicy kwoty służy z jednej strony temu, by każdy obywatel mógł wesprzeć wybraną partię; a z drugiej - by uniknąć sytuacji, w której osoby uzyskujące wysokie dochody i w konsekwencji płacące wysokie kwoty podatku dochodowego miały większy wpływ na finansowanie danej partii niż osoby uzyskujące skromniejsze dochody. Ruch przekonuje, że wejście w życie projektu przyniosłoby korzyści budżetowi państwa; sprzyjałoby też większej aktywności partii w kontaktach z wyborcami.
Solidarna Polska proponuje z kolei zawieszenie finansowania partii z budżetu państwa do końca 2015 roku. Beata Kempa (SP) przypomniała, że odpowiedni projekt jej klub złożył już w lutym. Według SP łączne oszczędności dla budżetu z tytułu czasowego zawieszenia finansowania mogą wynieść nawet ok. 450 mln zł.
PiS opowiada się natomiast za pozostaniem przy obecnie obowiązującym systemie finansowania partii politycznych. "My się opowiadamy za tym, by pozostał ten system, który jest. On nie jest być może doskonały, ale jest najlepszy z możliwych" - tłumaczyła w rozmowie z PAP wiceprezes PiS Beata Szydło.
Uzasadniała, że obecny model daje możliwość kontroli tego, co dzieje się z finansami partii. Zaznaczyła, że partie muszą składać sprawozdania do PKW, dzięki czemu dostępne są informacje o sposobie wydawania przez nie pieniędzy.
Szydło zwróciła uwagę, że można dyskutować o tym, jak doprowadzić do sytuacji, w której partie będą wydawały środki faktycznie na działalność statutową partii. "Natomiast absolutnie rozmontowanie tego systemu będzie prowadziło do patologii" - oceniła wiceprezes PiS.
Podkreśliła też, że większość ekspertów, którzy debatowali na temat finansowania partii politycznych w minioną niedzielę podczas dyskusji zorganizowanej przez marszałek Ewę Kopacz, opowiedziała się za obecnym systemem. "Stwierdzili jednoznacznie, że jedynie system budżetowy dla partii politycznych daje możliwość uniknięcia patologii, różnego rodzaju tzw. +lewego+ finansowania partii politycznych" - dodała.
Debatę nt. finansowania partii politycznych, którą zorganizowała marszałek Sejmu zdominowały głosy, że społeczeństwo chce częściej rozliczać partie z wydawanych pieniędzy, trzeba poprawić istniejący model, a likwidacja finansowania z budżetu państwa nie jest rozsądną reakcją. Eksperci w większości opowiedzieli się za finansowaniem partii z budżetu państwa, bezpośrednio lub przez odpis podatkowy.
Ewa Kopacz w rozmowie z dziennikarzami po debacie oceniła, że finansowanie partii z budżetu państwa jest wygodne dla nich. Tymczasem - przekonywała - jego likwidacja na rzecz m.in. wpłat od prywatnych darczyńców i rozliczanie się z nimi zbliżyłaby polityków do ich wyborców. Kopacz sama deklaruje, że jest zwolenniczką likwidacji finansowania z budżetu.
Zgodnie z obowiązującą ustawą o partiach politycznych, ich majątek powstaje m.in. ze składek członkowskich, darowizn, spadków oraz z określonych ustawami dotacji i subwencji. Subwencje przysługują partiom, które w wyborach do Sejmu uzyskały w skali kraju co najmniej 3 proc. ważnie oddanych głosów oraz koalicjom partii politycznych, na które oddano co najmniej 6 proc. ważnie oddanych głosów.
Wysokość subwencji ustalana jest na podstawie procenta oddanych głosów na każdą z partii politycznych. W 2010 roku subwencja decyzją parlamentu została obniżona o 50 proc. (ze względu na kryzys gospodarczy). Dotacja to zwrot za nakłady poniesione na kampanię wyborczą przez partie, które wprowadziły swoich kandydatów do Sejmu i Senatu oraz do Parlamentu Europejskiego.
Skomentuj artykuł