Celem sprawcy strzelaniny byli politycy
Prawdziwym celem sprawcy strzelaniny przed Kancelarią Premiera Włoch byli politycy - poinformował prokurator po przesłuchaniu 49-letniego mężczyzny, który w niedzielę w południe zaczął strzelać do karabinierów raniąc dwóch z nich.
Obrażenia odniosła też przechodząca ciężarna kobieta. Jeden z karabinierów zostało ciężko ranny w szyję i przeszedł poważną operację. Lekarze zapewnili, że życie obu nie jest zagrożone.
Do ataku przed Palazzo Chigi doszło, gdy w oddalonym o ponad kilometr pałacu prezydenta trwało zaprzysiężenie nowego rządu Włoch. Siły bezpieczeństwa natychmiast zatrzymały sprawcę, Luigiego Preitiego z Kalabrii, który według podanych przez nie informacji jest niezrównoważony.
Prokurator Pierfilippo Laviani powiedział mediom po przesłuchaniu napastnika: "To człowiek pełen problemów, który stracił pracę, stracił wszystko, musiał wrócić do swego domu rodzinnego, był zdesperowany". "Chciał strzelać do polityków, ale widząc, że są dla niego nieosiągalni, strzelił do karabinierów. Przyznał się do wszystkiego. Nie wydaje się być osobą niezrównoważoną" - dodał Laviani.
Wcześniej po pierwszym poświęconym temu wydarzeniu posiedzeniu Rady Ministrów wicepremier i minister spraw wewnętrznych Angelino Alfano nazwał je "tragicznym, kryminalnym gestem bezrobotnego". Szef MSW poinformował, że Preiti chciał popełnić samobójstwo po oddaniu strzałów do pilnujących siedziby rządu karabinierów. "Nie udało mu się, bo skończyły się naboje" - dodał Alfano.
Wicepremier podkreślił, że wszystko wskazuje na to, że był to "odosobniony czyn". Zapewnił, iż stan bezpieczeństwa publicznego w kraju nie budzi obaw. Następnie poinformował o wzmocnieniu kontroli i ochrony najważniejszych budynków państwowych w kraju.
Komentatorzy podkreślają, że nigdy wcześniej we Włoszech nie doszło do takiego aktu przemocy w dniu zaprzysiężenia rządu.
Sprawca odniósł obrażenia podczas szamotaniny, do jakiej doszło, gdy próbował uciekać. Zdementowano wcześniejsze informacje, że został ranny z broni palnej. Do karabinierów mężczyzna strzelał z pistoletu małego kalibru; oddał sześć strzałów. Postawiono mu zarzuty próby zabójstwa i nielegalnego posiadania broni.
Tymczasem brat sprawcy powiedział mediom, że wbrew wcześniejszym doniesieniom nie jest on chory psychicznie. Miał natomiast problemy finansowe, stracił pracę i rozpadło się jego małżeństwo.
W chwili, gdy doszło do strzelaniny przed Palazzo Chigi, w pałacu prezydenckim trwało zaprzysiężenie powołanego w sobotę rządu Enrico Letty. Dopiero pod koniec ceremonii jej uczestnicy dowiedzieli się o tym, co się wydarzyło. Podczas transmisji z siedziby szefa państwa było widać konsternację i przerażenie na twarzach prezydenta Giorgio Napolitano i premiera Letty oraz 21 ministrów.
Do strzelaniny doszło na oczach dziennikarzy, którzy stali przed kancelarią w oczekiwaniu na Lettę i jego ministrów. Gmach kancelarii premiera Włoch stoi przy publicznym placu, na którym zawsze są setki turystów. Nie jest otoczony żadnymi barierami ochronnymi. Po niedzielnym ataku wzmocniono ochronę pałacu.
Wśród polityków pojawiły się głosy, że atak na karabinierów to rezultat klimatu politycznego ostatnich dni we Włoszech. Niektórzy wskazali nawet jako przyczynę incydentu strategię populistycznego Ruchu Pięciu Gwiazd. Założyciel ruchu Beppe Grillo w publicznych wystąpieniach nawoływał niedawno do "marszu na Rzym" - z czego potem się wycofał - i mówił o "śmierci republiki", jak nazywał wybór prezydenta Napolitano na drugą kadencję. Grillo apelował do swych zwolenników, by protestowali przeciwko temu.
Centroprawicowy burmistrz Rzymu Gianni Alemanno oświadczył: "To gest szaleńca, ale nie powinniśmy się dziwić, że do niego dochodzi, kiedy ciągle pomstuje się na pałace władzy, tak, jakby należało je zburzyć". Pytany przez dziennikarzy, czy odnosi się do Ruchu Pięciu Gwiazd, odparł: "Nie odnoszę się do nikogo". Burmistrz dodał, że konieczna jest weryfikacja środków bezpieczeństwa, jakimi objęte są gmachy rządowe.
Grillo napisał na swym blogu, że jego ruch jest "absolutnie przeciwny przemocy". Wyraził solidarność z siłami porządkowymi. "Mamy nadzieję, że jest to pojedynczy incydent i że taki pozostanie" - dodał.
Zaprzysiężony w niedzielę rząd Enrico Letty określany jest jako gabinet szerokiego porozumienia. Utworzyły go - po dwóch miesiącach impasu politycznego po wyborach parlamentarnych - centrolewica i centroprawica, pojednane przez prezydenta Napolitano.
Do gabinetu weszli politycy centrolewicowej Partii Demokratycznej, centroprawicowego Ludu Wolności byłego premiera Silvio Berlusconiego oraz ministrowie z dotychczasowego rządu ekspertów Mario Montiego.
Tekę ministra spraw zagranicznych powierzono byłej unijnej komisarz Emmie Bonino. Ministrem ds. europejskich pozostaje Enzo Moavero Milanesi, który pełnił tę funkcję w gabinecie Montiego.
W poniedziałek o godz. 15 w Izbie Deputowanych odbędzie się głosowanie nad wotum zaufania dla rządu Letty.
Skomentuj artykuł