Chińczycy grożą palcem Barackowi Obamie
Rząd chiński potępił spotkanie prezydenta USA Baracka Obamy z duchowym przywódcą Tybetu Dalajlamą, określając je jako "jaskrawe naruszenie" norm międzynarodowych.
Pekin wyraził nadzieję, że Waszyngton podejmie kroki zmierzające do uzdrowienia stosunków dwustronnych.
Wiceminister spraw zagranicznych Cui Tiankai wezwał do siebie ambasadora USA w Pekinie Jona Huntsmana, by przekazać mu "zdecydowany protest" w związku z czwartkowym przyjęciem Dalajlamy XIV w Białym Domu - informuje komunikat, opublikowany na stronie internetowej chińskiego MSZ.
Jak oświadczył rzecznik resortu Ma Zhaoxu spotkanie "stanowiło pogwałcenie wielokrotnie formułowanego przez rząd USA stanowiska, że Tybet jest częścią Chin oraz, że Stany Zjednoczone nie popierają niepodległości Tybetu".
- Chiny wyrażają głębokie niezadowolenie i zdecydowany sprzeciw wobec tego spotkania - dodał rzecznik.
Tymczasem rzecznik Białego Domu Robert Gibbs powiedział, że prezydent Obama wyraził podczas czwartkowego spotkania "zdecydowane poparcie dla tożsamości religijnej, kulturowej i językowej Tybetu oraz dla przestrzegania praw człowieka Tybetańczyków w ramach Chińskiej Republiki Ludowej".
Obama wyraził też zadowolenie, że władze chińskie wznowiły niedawno rozmowy z wysłannikami Dalajlamy.
Do takich kontaktów doszło w styczniu br., po raz pierwszy od listopada 2008 r., jednak nie przyniosły one dotychczas rezultatów.
74-letni obecnie Dalajlama, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1989 r., od 1959 r. przebywa na wygnaniu w Indiach.
Chociaż Dalajlama nie wzywa do niepodległości Tybetu, lecz tylko upomina się o prawa dla Tybetańczyków, Pekin uważa go za niebezpiecznego separatystę i wywiera naciski na przywódców państw, aby się z nim nie spotykali.
Skomentuj artykuł