Francja: porażka programów wymierzonych w islamistów
Programy przeciwstawiania się "radykalizacji, indoktrynacji i werbowaniu" młodzieży muzułmańskiej we Francji poniosły porażkę - wynika z senackiego raportu na ten temat. Eksperci ostrzegają, że "dżihadyści znają nas lepiej niż my ich".
Ujawnienie raportu zbiegło się z informacjami o zatrzymaniu we wtorek w Clermont-Ferrand, w Marsylii i w regionie paryskim trzech młodych mężczyzn pod zarzutem przygotowywania zamachów terrorystycznych. Podejrzani byli od dawna obserwowani przez policję, która doszła do wniosku, że ich akcja może się rozpocząć w każdej chwili. Według źródeł sądowych byli oni w kontakcie z innymi grupami terrorystycznymi, m.in. z trzema osobami zatrzymanymi w zeszłym tygodniu w Montpellier.
Pracujące od roku nad raportem senatorki, Esther Benbassa z partii Europejska Ekologia-Zieloni i Catherine Troendle z ugrupowania Republikanie, w wypowiedziach dla mediów wyrażały daleko idący sceptycyzm wobec kroków podjętych przez francuskie władze w walce z islamizmem.
W wywiadzie dla radia France Info Benbassa powiedziała w środę rano: "Nic dziwnego, że po zamachach rząd próbował uspokoić społeczeństwo. Dotychczasowe rezultaty, delikatnie mówiąc, nie skłaniają do entuzjazmu. A to dlatego, że władze działały w pośpiechu i wychodząc z fałszywych przesłanek. Bo nie ma czegoś takiego jak +deradykalizacja+. To słowo rozpowszechniano, nie zastanawiając się nad jego sensem. Uwierzono w pranie mózgów, ale mózgi nie dają się prać".
Senatorka krytykowała metodę działań podejmowanych przez władze. "Zatrudniono kilka znanych z zaangażowania w wychowanie muzułmanów osób, wyglądało to bardzo dobrze, ale nie zadziałało. Kiepskim pomysłem było również grupowanie islamistów na specjalnych oddziałach więziennych" - oceniła Benbassa.
Współautorka raportu Catherine Troendle uznała natomiast w środowym wywiadzie dla dziennika "Le Figaro", że "gdy mamy do czynienia z dżihadystami nasze programy do niczego nie służą". "Nie mamy też pojęcia, co robić z nieletnimi powracającymi z Syrii. Są to dzieci, które często wcielone do wojska, dopuściły się okrucieństw" - dodała.
Senatorka zwróciła uwagę na "strukturalne błędy" w podejściu do sprawy: "Na początku wszystko było w rękach MSW, a ten resort niewiele może zdziałać, gdy chodzi o zapobieganie radykalizacji. Konieczna jest tu interwencja ministerstw takich jak resort edukacji, młodzieży i sportu. Ale dopiero teraz zaczyna się wprowadzać współpracę międzyresortową".
Zdaniem Troendle błędem było również powierzanie kwestii ochrony młodych ludzi organizacjom społecznym. "Większość stowarzyszeń, które zajęły się sprawą deradykalizacji, desperacko szukało funduszy i rzuciło się na spadającą z nieba finansową mannę, choć w ogóle nie byli przygotowani". Podobnie dzieje się z kadrami. Senatorka Republikanów zwraca uwagę, że "zadania powierzono ludziom młodym, przeszkolonym na łapu-capu i nie ma mowy, by dali oni sobie radę z islamistami zaprawionymi w konfrontacji z pracownikami socjalnymi i wiedzącymi, jak wyprowadzać ich w pole".
Obie senatorki wielokrotnie powtarzały, że odzyskanie zislamizowanej młodzieży "musi zająć dziesięciolecia".
Komentarze we francuskich mediach na temat islamizmu i dżihadyzmu, zataczających coraz szersze kręgi w środowiskach młodzieży muzułmańskiej, są co najmniej równie pesymistyczne.
Specjaliści od spraw islamu i Bliskiego Wschodu, Geraldine Casutt i Hugo Micheron, pytają na łamach dziennika "Le Monde", czy następca obecnego przywódcy dżihadystycznego Państwa Islamskiego (IS) Irakijczyka Abu Bakra al-Bagdadiego "będzie Francuzem, Holendrem czy Niemcem".
Nie wykluczając tej możliwości, eksperci zwracają uwagę, że "obecnie problem nie polega na tym, jak zapobiec wyjazdom do Syrii, ale jak zapanować nad setkami powracających". Autorzy artykułu w "Le Monde" tłumaczą, że nie należy liczyć na to, że militarne porażki IS zmniejszą liczbę powołań do dżihadu. Rzecz nie rozgrywa się na Bliskim Wschodzie, "dżihadyzm potrafi wykorzystywać sprzeczności w społeczeństwie francuskim, by nadać sens poszukującej go młodzieży" - tłumaczą.
Na "dziesiątki tysięcy" szacują eksperci liczbę mniej lub bardziej aktywnych zwolenników Daesz (arabski akronim IS). Dżihadyzm - jak twierdzą - staje się "ruchem społecznym we Francji", a to dlatego, że "choć najbardziej widoczne są zamachy, jest to przede wszystkim totalizująca i totalitarna ideologia", którą "żyje się na co dzień".
"Dżihadyści - tłumaczą analitycy - doskonale znają francuskie społeczeństwo". Dzięki temu wiedzą, jak mówić do młodzieży muzułmańskiej, jak przekonać o "wyższości ich ideologii", którą "masowo rozprzestrzeniają przez internet". "Chodzi im o to, by stworzyć niezależne enklawy w łonie niewiernego społeczeństwa i odciągnąć młodzież od jego wpływów", tworząc różnorodne wspólnoty islamskie - tłumaczą Casutt i Micheron. I na koniec ostrzegają, że "dżihadyści znają nas lepiej niż my znamy dżihadystów".
Skomentuj artykuł