Japonia planuje nałożenie nowych sankcji
Władze Japonii nałożą na Rosję nowe sankcje w związku ze wspieraniem przez władze w Moskwie separatystów na wschodzie Ukrainy i destabilizowaniem sytuacji w tym kraju - poinformował w poniedziałek rzecznik rządu w Tokio Yoshihide Suga.
W ramach sankcji mają zostać zamrożone aktywa na kontach bankowych należących do osób prywatnych i grup oficjalnie wspierających oderwanie Krymu od Ukrainy, a także działających na rzecz destabilizowania sytuacji na Ukrainie.
Suga oświadczył, że rząd Japonii popiera ostatnią decyzję Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, który potwierdził 23 lipca, że zamrozi swoje nowe programy inwestycyjne w Rosji w ramach nowych unijnych sankcji przeciwko temu krajowi.
Japońskie sankcje mają wejść w życie po zaakceptowaniu ich przez rząd premiera Shinzo Abego. Wtedy też zostanie opublikowana lista osób i instytucji dotkniętych restrykcjami.
"Po konsultacjach z partnerami z ONZ i G7 podjęliśmy decyzję w oparciu o liczne dokumenty, w tym raporty wskazujące na rosnącą możliwość zestrzelenia malezyjskiego samolotu (przez prorosyjskich separatystów)" - powiedział Suga na spotkaniu z dziennikarzami.
"Sytuacja na Ukrainie nie ulega poprawie mimo ponawianych apeli ze strony społeczności międzynarodowej" - dodał rzecznik rządu w Tokio.
W związku z marcową aneksją Krymu Japonia nałożyła na Rosję ograniczone sankcje polegające głównie na zakazach wizowych wobec 23 osób. Zawieszono też niektóre rozmowy dwustronne na linii Tokio-Moskwa.
Tymczasem UE zapowiedziała w poniedziałek, że kończy prace nad zaostrzeniem sankcji wobec Rosji w związku z kryzysem na Ukrainie. W poniedziałek po południu ambasadorowie mają rozmawiać o nałożeniu restrykcji wizowych i finansowych na rosyjskich oligarchów, zaś we wtorek - przyjąć sankcje gospodarcze.
Na zaostrzenie sankcji wobec Rosji UE zdecydowała się po katastrofie malezyjskiego samolotu pasażerskiego, który 17 lipca został zestrzelony nad obszarem kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy. Zginęło prawie 300 osób. UE uznała, że katastrofa była konsekwencją dostarczania separatystom ciężkiej broni przez granicę rosyjsko-ukraińską.
Skomentuj artykuł