Kryzys ukraiński zbliży do siebie Chiny i Rosję

(fot. PAP/EPA)
PAP / mm

Mimo zabiegów obu stron: Rosji i Zachodu, aby w ukraińskim kryzysie Chiny poparły ich stanowisko, Pekin zajmuje postawę dwuznaczną. Na dłuższą metę będzie się solidaryzował z Rosją, a ewentualna nowa zimna wojna jeszcze bardziej zbliży do siebie oba mocarstwa.

W ostatnią niedzielę prezydent USA Barack Obama rozmawiał telefonicznie o kryzysie ukraińskim z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem. Był to element starań Waszyngtonu, aby politycznie izolować Rosję na arenie międzynarodowej za inwazję Krymu. Jak uważa m.in. Aleksander Smolar, poparcie Chin w tej sprawie byłoby ważne w sytuacji, gdy ewentualne sankcje pozostają na razie na papierze i, zdaniem polskiego politologa, miałyby znaczenie raczej symboliczne.

USA liczą tu na oczekiwane głosowanie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w sprawie kryzysu ukraińskiego. Uchwalenie rezolucji potępiającej Rosję jest tam wykluczone, gdyż spotka się ona z wetem rosyjskim, ale Amerykanie mają nadzieję, że Chiny przynajmniej wstrzymają się od głosu, co byłoby wyraźnym sygnałem zdystansowania się od Rosji.

DEON.PL POLECA

Rząd chiński zasugerował jednak, że zajmuje stanowisko neutralne. Jego przedstawiciele oświadczyli, że Chiny obstają przy zasadzie terytorialnej integralności państw i nienaruszalności ich granic, ale nie potępili Moskwy za wkroczenie z wojskami na Krym. Wezwali tylko obie strony do wykazania "spokoju i powściągliwości" i "pokojowego rozwiązania" konfliktu.

Chiny skrytykowały też pomysły uchwalenia sankcji ekonomicznych i wizowych wobec oficjeli rządu rosyjskiego. Według ambasadora chińskiego w Niemczech, Shi Mingde, "mogą one prowadzić do akcji odwetowej, co uruchomiłoby spiralę trudnych do przewidzenia konsekwencji".

Postawa Pekinu zgodna jest z jego tradycyjną polityką trzymania się zdala od sporów międzynarodowych nie dotyczących bezpośrednio interesów Chin. Opiera się ona na zasadzie nie wtrącania się w sprawy innych krajów, aby nie mnożyć precedensów służących za uzasadnienie ingerencji w sprawy Chin - na przykład łamanie przez nich praw człowieka i agresywne roszczenia terytorialne na wodach zachodniego Pacyfiku.

W wypadku kryzysu ukraińskiego, Chiny są w szczególnie delikatnej sytuacji. Z jednej strony, zwykle solidaryzują się z Rosją, kiedy USA i cały Zachód oskarża ją o naruszanie zasad demokracji albo krytykuje popieranie reżimów dyktatorskich, jak ostatnio w Syrii.

Z drugiej strony, głośna aprobata aneksji Krymu pod pretekstem obrony rzekomo zagrożonej tam ludności rosyjskiej mogłaby dostarczyć dodatkowych argumentów separatystycznym ruchom w Chinach. Chiny od tysiącleci borykają się z tendencjami odśrodkowymi osłabiającymi jedność kraju, a w ostatnich dekadach walczą z separatyzmem muzułmańskich Ujgurów w zachodniej prowincji Sinciang i dążeniami wyzwoleńczymi Tybetańczyków.

"To, co robi Putin w sprawie Ukrainy, nie jest dobrze widziane w Chinach. Pomysł referendum na Krymie stwarza niebezpieczny dla nich precedens - jeśli wolno na Krymie, to dlaczego nie w Sinciang, albo w Tybecie?" - mówi ekspert ds.Azji w waszyngtońskim Brookings Institution, Jonathan Pollack.

Chiny nawiązały z Ukrainą intensywne stosunki gospodarcze i militarne. W grudniu ub. roku Xi Jinping i ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz podpisali umowę o współpracy ekonomicznej wartości 10 miliardów dolarów. Chiny stały się drugim największym, po Rosji, partnerem handlowym Ukrainy. Chiny zaoferowały nawet Ukrainie swoje gwarancje bezpieczeństwa - parasol nuklearny - w razie agresji (co wszakże było głównie działaniem na pokaz - demonstracją siły wobec skonfliktowanej z Chinami Japonii).

Chociaż Pekin dał do zrozumienia, że nie jest zadowolony z inwazji Krymu i dystansuje się od Rosji, na dłuższą metę jej imperialne dążenia w Europie są Chinom na rękę. W razie rozpoczęcia nowej zimnej wojny, Chiny będą jej pierwszym zwycięzcą.

Agresja Putina zmusza bowiem USA do ponownego skierowania uwagi na Europę, co stawia pod znakiem zapytania dalszy ciąg ogłoszonego przez Obamę dwa lata temu "zwrotu ku Azji". Waszyngton nazywa tak swoją strategię zapewnienia stabilizacji i pokoju w Azji wschodniej w obliczu coraz bardziej asertywnej polityki roszczeń terytorialnych Chin w tym regionie.

"Zwrot ku Azji" skłonił już wcześniej Pekin i Moskwę do zacieśnienia związków ekonomicznych i militarnych. Prezydent Xi ze swoją pierwszą podróżą zagraniczną udał się do Rosji, a potem zawarł z nią umowę na dostawy ropy naftowej wartości 85 miliardów dolarów. Obie strony bliskie są też uzgodnienia budowy nowego gazociągu. Rosja od dłuższego czasu jest głównym dostawcą do Chin broni i technologii kosmicznych.

Zaostrzenie kryzysu ukraińskiego najprawdopodobniej jeszcze bardziej zbliży do siebie oba państwa. "Kampania Obamy, by izolować Rosję ekonomicznie i dyplomatycznie niemal na pewno zachęci Putina, by szukać w Pekinie politycznego wsparcia" - pisze w "Foreign Policy" Geoff Dyer. Przytacza on opinię czołowego eksperta ds. Rosji, Dimitri Simesa z waszyngtońskiego Nixon Center, zdaniem którego obecny kryzys może nawet skłonić Chiny i Rosję do zawarcia układu o wzajemnych gwarancjach bezpieczeństwa.

Amerykańska polityka wspierania demokracji na świecie od dawna w sposób naturalny zbliża do siebie dwa autokratyczne mocarstwa: Chiny i Rosję. Jednak według ekspertów, zbliżenie to ma swoje granice. Przyczyną są różnice interesów obu państw - głównie rywalizacja o wpływy w Azji Środkowej, gdzie Chiny wzmocniły swoją obecność w miarę wzrostu swej potęgi - a także tradycyjna niechęć Pekinu do wiązania się sojuszami.

"Chiny nie chcą wybierać żadnej strony i nie sądzę, by zdecydowanie skierowały się przeciw USA, a zwłaszcza Europie. Konfrontacja USA z Rosją mogłaby ich prowadzić do zerwania z Zachodem, czego nie chcą" - mówi Jonathan Pollack.

W wypadku nowej zimnej wojny pozostawiałoby to USA znowu możliwość "wygrywania chińskiej karty", jak w czasach dawnego ZSRR.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kryzys ukraiński zbliży do siebie Chiny i Rosję
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.