Marsz dla Życia w rocznicę legalizacji aborcji
(fot. PAP/EPA/MICHAEL REYNOLDS)
PAP / mh
Tłumy przeciwników prawa do przerywania ciąży wzięły udział w piątek w Marszu dla Życia organizowanym w Waszyngtonie w 40. rocznicę legalizacji aborcji w USA. Hasłem marszu jest "40 = 55M". Organizatorzy twierdzą, że od 40 lat w USA dokonano 55 mln aborcji.
Setki tysięcy osób, w tym większość bardzo młodych, przeszły waszyngtońskim Mallem pod siedzibę Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, który czterdzieści lat temu wydał wyrok w sprawie zwanej Roe v. Wade (Roe versus Wade, czyli Roe przeciwko Wade); uznając prawo do aborcji za "fundamentalne prawo konstytucyjne" każdej kobiety, Sąd prawnie usankcjonował wówczas dopuszczalność aborcji na życzenie w USA.
"Jesteśmy tu, by ustawodawcy i Sąd zrewidowali amerykańskie prawo. Tak samo, jak zmieniliśmy jako kraj prawo w sprawie niewolnictwa" - powiedział PAP 50-letni Anthony z Buffalo, który bierze udział w marszu już piąty raz. 41-letnia Missy z Indiany jest po raz pierwszy. "Pracowałam w klinice aborcyjnej i sama widziałam, jakie to zło" - wyjaśnia powody swego zaangażowania w ruch Pro Life. Ale zdecydowana większość uczestników to ludzie nastoletni, którzy przyjechali do Waszyngtonu z całego kraju w zorganizowanych grupach, reprezentujących organizacje chrześcijańsko-konserwatywne.
Jak 16-letnia Eve, która przyleciała z uczniami szkoły katolickiej aż z Luizjany. "Nie dopuszczamy aborcji pod żadną postacią. Przecież z każdego dziecka może wyrosnąć prezydent" - mówiła z pełnym przekonaniem. Jedna z maszerujących miała zaledwie 12 lat, w ręku trzymała plakat z napisem "Pokolenie Pro Life", ale nie umiała powiedzieć, dlaczego bierze udział w marszu. "Jestem w grupie..." - wyznała.
Marsze dla Życia (Marches for Life) odbywają się co roku (pierwszy był już w 1974 roku) i są największymi w kraju manifestacjami przeciwników przerywania ciąży. Tegoroczny, z racji okrągłej rocznicy, był jeszcze liczniejszy niż zwykle, o czym zapewniają PAP spotkani polscy klerycy. Grupa ponad 30 polskich kleryków przyjechała z polskiego seminarium w Orchard Lake pod Detroit. "Seminarium od ponad 20 lat uczestniczy w tych marszach" - mówi kleryk Roman.
Hasłem tegorocznego marszu jest: "40 = 55M". "To równanie ma odzwierciedlać ogromne koszty 40 lat etyki Roe. Od decyzji Sądu Najwyższego w 1973 r. wykonano około 55 milionów aborcji" - wyjaśnia zaangażowana w religijne ruchy Pro Life badaczka z konserwatywnego think tanku "Heritage Foundation" Sarah Torre.
Torre przekonuje, że "mimo przeszkód ruchy Pro Life odniosły znaczące zwycięstwa". Wskazuje, że w różnych stanach USA przyjęto od 2010 roku ponad 100 różnych przepisów, jak obowiązek zawiadomienia rodziców, gdy nastolatka chce dokonać aborcji, czy przepisy regulujące działalność klinik dokonujących aborcji; w kraju działa kilka tysięcy ośrodków "Crisis Pregnancy Centers", finansowanych przez ruchy antyaborcyjne i wspierających kobiety w niechcianych ciążach. Zdaniem Torre około połowy Amerykanów, w tym wielu młodych, identyfikuje się obecnie jako zwolennicy Obrony Życia.
Według sondażu niezależnego ośrodka badania opinii Pew Research Center zdecydowana większość Amerykanów nie chce uchylenia legalizującej aborcję decyzji w sprawie Roe v. Wade. Uważa tak 63 procent osób, chociaż spośród tych, którzy wyrażają taką opinię, niektórzy popierają pewne restrykcje, jak np. nakaz powiadomienia rodziców przez nastolatki przerywające ciążę.
Piątkowy "Washington Post" zauważa, że Marsz dla Życia ma dziś "nową twarz". Nowa szefowa Marszu dla Życia, 40-letnia Jeanne Monahan, która przejęła to stanowisko po śmierci "radykalnej i nieprzyjaznej mediom" 88-letniej Nellie Gray, "ma za zadanie unowocześnić marsz w kraju, który staje się coraz bardziej skonfliktowany, jeśli chodzi o aborcję, nawet jeżeli pozostaje zdecydowanie przywiązany do wyroku Roe i osobistego prawa wyboru".
Zdaniem gazety dla nowego pokolenia przywódców ruchu kluczowym dziś pytaniem jest, czy powinni koncentrować się na postulatach zmiany prawa i zakazu aborcji czy też większy nacisk kłaść na zmianę myślenia Amerykanów, zwłaszcza kobiet, które są w niechcianej ciąży.
Postulaty wprowadzenia całkowitego zakazu przerywania ciąży, włącznie z przypadkami tej powstałej w wyniku kazirodztwa i gwałtu, padają z ust polityków z radykalnego skrzydła Partii Republikańskiej związanego z prawicowo-populistyczną Tea Party.
Prezydent Barack Obama opowiada się za prawem kobiet do aborcji, a także swobodnym dostępem do środków antykoncepcyjnych.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł