Na jednego wstyd głosować, na drugiego strach
W niedzielę Ukraińcy wybrali prezydenta. Rozczarowani rządami "pomarańczowych", postawili na lidera Partii Regionów Wiktora Janukowycza. Wybrali więc postsowiecką stabilność zamiast europejskiej niepewności.
Większość wyborców szła jednak do urn bez przekonania, nie mając zaufania do żadnego z kandydatów. "Na jednego kandydata wstyd głosować, na drugiego strach" – tak dobitnie określił sytuację Michaił Kuczenko, który w 2004 roku protestował na Majdanie przeciw fałszerstwom Janukowycza. - Historia się powtarza. Wtedy miała charakter tragedii, a dziś to po prostu farsa - mówi gazecie "Zerkalo nedeli".
"Co stanie się na Ukrainie po 7 lutym? W jaki sposób przebiegnie proces przekazania władzy? Czy w ogóle do tego dojdzie? Czy przegrany pogodzi się ze swoją porażką? Na razie z dużą dozą prawdopodobieństwa można jedynie powiedzieć, że na Ukrainie po 7 lutym oczekiwane jest ochłodzenie ... " - pisze dziennik Dien'.
Choć charakterna Julia Tymoszenko zapowiadała, że w razie potrzeby, urządzi Janukowyczowi "Majdan, jakiego nie widział nawet w 2004 roku", nic nie wskazuje na powtórkę powszechnego zrywu. Jest jasne, że TAKIEGO Majdanu już nie będzie, bo nie będzie takiej euforii, uniesienia i dumy z własnej ojczyzny, jaka towarzyszyła Ukraińcom przed pięcioma laty, gdy tłumnie wyszli na ulice. Idee zostały zdradzone, nadzieje nie spełniły się. Dziś w kraju panuje kryzys, zima i zmęczenie - podsumowuje gazeta.
Eksperci oceniają, że niewielka różnica powyborczych wyników (jak na razie Janukowycz prowadzi zaledwie kilkoma punktami procentowymi) przeniesie walkę o najwyższy urząd w państwie na salę sądową. Przeciągające się spory sądowe po kilku miesięcach zmęczą absolutnie wszystkich, a wtedy prezydent – w przewidywaniach ekspertów istnieje i taki wariant – ogłosi powtórne wybory, podkreślając, że być może to niekonstytucyjne rozwiązanie, ale wobec przedłużającego się sporu, innego wyjścia nie ma...
Pretekstem do oskarżeń o fałszowanie wyników, jak twierdzi Igor Żdanow, politolog i prezes centrum analitycznego "Otwarta polityka", mogą stać się zmiany ordynacji wyborczej, uchwalone przez ukraiński parlament zaledwie cztery dni przed wyborami. Już wtedy sztab Julii Tymoszenko zarzucał Janukowyczowi, iż wprowadzone z inicjatywy Partii Regionów zmiany są sygnałem, że ich lider szykuje się do fałszerstw. Zgodnie ze zmienioną ustawą decyzje lokalnych komisji wyborczych są prawomocne nawet w sytuacji, gdy nie ma w nich kworum. Wcześniej potrzeba było do tego co najmniej 2/3 członków. Ponadto na bazie nowej ordynacji wyborczej, wszystkie komisje wyborcze mogą opierać się wyłącznie na przedstawicielach jednego kandydata. A w czasie wyborów zdarzały się sytuacje, gdy z komisji wykluczano przedstawicieli Julii Tymoszenko.
Politolog Jurij Szweda ocenia, że wybory prezydenckie to swego rodzaju "finał, przełom, rozstanie z iluzjami", w jakie uwierzyła lwia część społeczeństwa w 2004 roku. Wyniki pierwszej tury pokazały, że nadzieje Ukraińców rozwiały się, a to gigantyczne poparcie i ogromny kredyt zaufania, jakimi obdarzono "pomarańczowych", a które wiązały się z nadziejami na poprawę warunków życia, ulotniły się. Tymoszenko i Juszczenko ponoszą srogą karę za swoją nieudolność.
- Niezależnie od ostatecznego wyniku z ukraińskiej polityki nie zniknie ostra rywalizacja dwóch zupełnie przeciwstawnych sił, którą wszyscy jesteśmy już zmęczeni – pisze Szweda w gazecie "Den'". - Jednak to właśnie ta rywalizacja stanowi wektor określający nasze życie polityczne.
Komentatorzy w większości są zgodni, że wygrana Janukowycza nie stanowi zagrożenia dla demokratycznych przemian na Ukrainie. Nie ma obaw powrotu do totalitaryzmu – przekonują eksperci na łamach ukraińskiego wydania gazety "Izwiestia".
Władysław Werstiuk, profesor historii, podkreśla optymistycznie, że mentalność Ukraińców jest już na tyle ukształtowana, że o powrocie do systemu totalitarnego nie może być mowy. I to niezależnie od osobistości, które pretendują na urząd prezydenta. Oboje posługują się różną retoryką, ale żaden z kandydatów nawet nie wspomniał o pomysłach na ostry zwrot w systemie rządzenia. Najwyraźniej świetnie rozumieją, że to nie przysporzyłoby im zwolenników.
Ukraiński politolog Władimir Fesenko zaznacza natomiast, że scenariusze powyborcze mogą być różne i ostrzega przed możliwymi autorytarnymi tendencjami. Istnieje jednak równie dużo uwarunkowań, dzięki którym Ukraina będzie kontynuowała swój rozwój na drodze demokracji. - Należy pamiętać, że demokracja ukraińska wciąż jest bardzo słaba. Mimo to 40% obywateli opowiada się za wolnym rynkiem i demokracją, akceptując słabości i złe strony tego systemu – twierdzi politolog. - Najprawdopodobniej więc w najbliższych latach kraj będzie lawirował między ciągotami autorytarnymi a demokratyczną decentralizacją władzy.
A jak swój wybór komentowali sami Ukraińcy? Gazeta "Siegodnia" oddaje głos wyborcom i przysłuchuje się ich uzasadnieniom.
Władimir Wieniaminowicz Dudkin, kierownik produkcji: - Oddałem głos na Janukowycza. Od zawsze na niego głosuję, bo on jest bliższy Rosji, a moi rodzice są Rosjanami. Zresztą można było się znudzić ciągłymi obietnicami.
Iwan Pietrowicz Dacko, były wojskowy: - Głosowałem na Tymoszenko, ale nie wierzę w jej zwycięstwo. Dlaczego na nią? Bo najważniejsza jest dla mnie moralność i erudycja. Jeśli człowiek dwa razy siedział i Anne Achmatową nazywa Achmetową, a Czechowa – ukraińskim poetą, to o czym my w ogóle mówimy. Poza tym, gdy do władzy doszli "pomarańczowi" podnieśli nam emerytury i teraz dostaję 2200 hrywien – to prawie o połowę więcej. A Janukowycz, gdy został premierem, nie chciał tego zrobić. Nie chcę też, by nasz prezydent jeździł po instrukcję do Moskwy.
Grigorij Mitrofanowicz Kozlenko, sprzedawca: - Głosowałem na Julię Władimirowną. Ona – to przyszłość, a Janukowycz to powiew przeszłości. Lepiej niech nam się trudniej żyje, niż pod rządami kryminalisty. To dla mnie ważniejsze, niż chleb i kiełbasa.
Stepan Kondratiewicz Semeniuk, emeryt: - Na Janukowycza! Bo najwyższy czas zmienić władzę. Aktualna władza już pokazała, że nie daje rady wywiązać się z obietnic. Pięć ostatnich lat – to stracony czas, nie możemy dalej iść tą drogą. Trzeba coś zmienić. A zmiany będą dobre, jeśli wygra Janukowycz. A Tymoszenko, cokolwiek się stanie, i tak urządzi kolejny Majdan, bo nigdy nie pogodzi się z porażką. W najgorszym wypadku zabarykaduje się w swoim gabinecie i będzie stawiać opór.
Skomentuj artykuł