"Największej bomby zamachowcy nie wzięli na lotnisko"
Nieporozumienie z operatorką radio taxi zapobiegło o wiele większej masakrze we wtorek na lotnisku w Brukseli - podała w środę bulwarówka "La Derniere Heure", twierdząc, że korporacja przysłała za małą taksówkę i terroryści jedną bombę musieli zostawić w domu.
Powołując się na bliżej niezidentyfikowane źródła belgijska gazeta napisała, że trzej zamachowcy zamówili w radio taxi minivana, zapowiadając, że będą mieli ze sobą dużo bagaży. Okazało się jednak, że pod ich dom w dzielnicy Schaerbeek na północy Brukseli przyjechał zwykły samochód osobowy.
Do bagażnika taksówki nie zmieściły się wszystkie cztery walizki terrorystów, dlatego jedną musieli zostawić w domu.
Policja uważa, że właśnie w walizkach ukryte były bomby wypełnione m.in. gwoźdźmi i śrubami, które terroryści zdetonowali w hali odpraw brukselskiego lotniska, zabijając 12 osób. Eksplodowały dwie z nich. Walizka umieszczona na wózku trzeciego terrorysty nie wybuchła, a on sam opuścił lotnisko po zamachach i jest teraz poszukiwany przez policję.
Pozostawiona w domu w dzielnicy Schaerbeek walizka była największa ze wszystkich czterech przygotowanych przez terrorystów, stąd - uważa "DH" - mogła spowodować o wiele więcej ofiar śmiertelnych i strat niż dwie bomby, które eksplodowały.
- Co by się stało, gdyby wszystkie ładunki wybuchowe znalezione w dzielnicy Schaerbeek zostały zabrane na lotnisko w Zaventem? - pyta retorycznie gazeta.
Policja w żaden sposób nie skomentowała tych doniesień.
Skomentuj artykuł