Do brutalnych starć doszło w niedzielę wieczorem w dzielnicy Tsuen Wan na hongkońskich Nowych Terytoriach, po zakończeniu marszu protestu, który przeszedł w tej okolicy za zgodą władz. Niektórzy demonstranci rzucali cegłami i koktajlami Mołotowa oraz atakowali kijami, na co policja odpowiedziała gazem łzawiącym i pałkami.
"Sześciu funkcjonariuszy wyciągnęło służbową broń, ponieważ ich życie było zagrożone (…) Jeden funkcjonariusz oddał strzał ostrzegawczy w powietrze, który nikogo nie zranił" - powiedziała rzeczniczka Yolanda Yu, cytowana przez portal HKFP.
Odniosła się również do kopnięcia nieuzbrojonego mężczyzny klęczącego na ziemi przez jednego z policjantów, mierzących z pistoletu do protestujących. Jej zdaniem była to "naturalna reakcja" w obliczu sytuacji zagrożenia życia.
Na nagraniach publikowanych w mediach społecznościowych widać, jak ubrany w szary podkoszulek mężczyzna w średnim wieku klęka na ziemi przed policjantami, idącymi naprzód z bronią wycelowaną przed siebie, i błaga ich, aby nie strzelali. Następnie jeden z policjantów kopie klęczącego w brzuch.
Policja poinformowała na konferencji prasowej, że w czasie niedzielnych starć zatrzymano 54 osoby w wieku od 12 do 51 lat, a w związku z protestami, do których doszło dzień wcześniej - 32 osoby. Obrażenia odniosło łącznie 21 funkcjonariuszy, głównie wskutek rzucanych przez protestujących cegieł, metalowych prętów i drewnianych kijów - powiedział przedstawiciel policji Terrence Mak.
Służby medyczne przekazały natomiast, że w wyniku niedzielnych starć do szpitali trafiło 38 rannych, a jeden z nich jest w stanie ciężkim.
Oddany w niedzielę strzał ostrzegawczy był pierwszym znanym przypadkiem użycia ostrej amunicji w czasie trwających niemal bez przerwy od 12 tygodni prodemokratycznych protestów w Hongkongu. W niedzielę po raz pierwszy policja użyła również zakupionych niedawno, wyposażonych w armatki wodne wozów do rozpędzania demonstracji.
Policja i władze Hongkongu stanowczo potępiły działania protestujących. W rządowym komunikacie wspomniano, że uczestnicy marszu ściągnęli z masztu chińską flagę i podeptali ją. Powtórzono również ostrzeżenie, że radykalni protestujący "spychają Hongkong na skraj bardzo niebezpiecznej sytuacji".
Tymczasem grupa ochotników z dzielnicy Tsuen Wan czyściła w poniedziałek lokalne targowisko w obawie, że pozostałości użytego przez policję gazu łzawiącego mogą zatruć sprzedawaną tam żywność - podał publiczny nadawca RTHK.
Skomentuj artykuł