Rosja: przy granicy z Ukrainą rośnie przestępczość
W rezultacie konfliktu zbrojnego w Donbasie, w położonym w pobliżu ukraińskiej granicy rosyjskim obwodzie rostowskim rośnie nielegalny handel bronią. Wskaźnik przestępczości w tym regionie wzrósł o 19,5 proc. w pierwszym półroczu - podała w środę AFP.
Lokalne władze są zaniepokojone taką sytuacją, gdyż broń przerzucana jest nawet w trakcie zwykłego przekraczania granicy.
Mer położonego w obwodzie rostowskim miasta Donieck Jurij Tarasenko powiedział w rozmowie z AFP, że napływ broni ukraińskiej jest trzykrotnie wyższy niż przed rozpoczęciem konfliktu w 2014 roku. - Donieck ma aż 37-kilometrową granicę z (separatystyczną) Ługańską Republiką Ludową, nie da się wszędzie postawić straży granicznej. Piętnaście miesięcy po wybuchu konfliktu jest już (ogółem) 6800 ofiar śmiertelnych, mieszkańcy nie czują się bezpiecznie - dodał.
W październiku rosyjska policja znalazła w siedzibie firmy taksówkarskiej karabin i materiały wybuchowe przemycone z terytorium separatystów w obwodzie donieckim i ługańskim, na wschodzie Ukrainy. Kilometr od granicy siły bezpieczeństwa zatrzymały też mężczyznę, który próbował przemycić karabin, granatniki i amunicję. Pod koniec lipca 29-letni rosyjski strażnik graniczny został postrzelony przez podejrzanie zachowującego się mężczyznę, którego poprosił o okazanie dokumentów.
Szef misji obserwacyjnej OBWE na granicy rosyjsko-ukraińskiej Paul Picard podkreślił, że widać już wzmocnienie zabezpieczeń na terenach przygranicznych. W maju nadzorująca straż graniczą rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa poinformowała o wykopaniu 100 km rowów i wzniesieniu 40 km ogrodzenia. Picard dodał, że obwód rostowski zmaga się też z napływem uchodźców, ponieważ od marca nasiliły się walki separatystów prorosyjskich z żołnierzami ukraińskimi.
Z powodu dużego wzrostu cen w strefie objętej konfliktem wielu Ukraińców próbuje też przekroczyć granicę, żeby zaopatrzyć się w żywność po stronie rosyjskiej. Są poddawani drobiazgowej kontroli i muszą czekać na granicy nawet 10 godzin - podkreśla AFP.
Skomentuj artykuł