Stan rannych w wypadku polskiego autobusu
Premier Donald Tusk wyraził nadzieję, że liczba ofiar niedzielnego wypadku polskiego autokaru w Niemczech już nie wzrośnie. Przyznał jednak, że nie można mieć jeszcze takiej pewności. W wypadku, który wydarzył się w niedzielę przed południem, zginęło 13 osób, a 30 zostało rannych.
Premier, który przybył wieczorem do Berlina, przekazał wyrazy współczucia rodzinom ofiar i poszkodowanym. Jak powiedział, cztery osoby ranne w wypadku są w bardzo poważnym stanie. - W tej chwili nie chciałbym dawać stuprocentowej nadziei, że już nie będzie więcej ofiar; niektóre osoby są w ciężkim stanie - powiedział Tusk. - W tej chwili możemy tylko powiedzieć, że mamy nadzieję, że nikt więcej życia nie straci - mówił premier. Jak dodał, trzeba jeszcze poczekać na listę nazwisk zmarłych.
Premier spotkał się w ambasadzie polskiej w Berlinie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel i premierem Brandenburgii Matthiasem Platzeckiem. - Ustaliliśmy, że nasze służby - niemieckie i polskie - będą współpracowały, aby osoby pozostające w szpitalach miały stałą opiekę także po wyjściu ze szpitala. Z polskiej strony zapewnimy im transport - dodał.
Poinformował też, że podziękował niemieckim władzom za wielkie zaangażowanie, profesjonalizm i bardzo szybką reakcję wszystkich służb ratowniczych, które udzielały pomocy ofiarom wypadku. - Wszyscy jesteśmy pod dużym wrażeniem tego zaangażowania - powiedział Tusk.
Kanclerz Merkel zapewniła, że niemieckie władze są gotowe do udzielenia wszelkiej potrzebnej pomocy. - Jesteśmy bardzo przejęci tym wypadkiem. Nasze myśli są z krewnymi ofiar i poszkodowanymi - powiedziała Merkel dziennikarzom.
Dodała, że ze strony landu Brandenburgia oraz rządu federalnego zostanie uczynione wszystko, by jak najszybciej pomóc rannym i zidentyfikować ofiary śmiertelne. - Chcemy możliwie najszybciej przekazać tę smutną listę z nazwiskami ofiar, lecz też trzeba pracować ostrożnie, aby mieć pewność - powiedziała kanclerz.
Według obecnej w Berlinie minister zdrowia Ewy Kopacz ranni Polacy znajdują się w 15 szpitalach. Dodała, że rozmawiała z ministrem zdrowia Niemiec Philippem Roeslerem i będzie on informować na bieżąco o stanie Polaków.
Kopacz powiedziała dziennikarzom, że 18 osób najciężej rannych znajduje się w czterech placówkach w Berlinie, w tym w tzw. centrum wypadkowym w dzielnicy Marzahn. Pozostałe osoby rozdysponowano w pozostałych 11 szpitalach.
- Pięć osób w bardzo poważnym stanie znajduje się w tzw. szpitalu wypadkowym w Berlinie ; (...) to są osoby, które już przeszły zabiegi operacyjne, część z nich ma urazy kości, złamania kończyn, ale jest też kobieta w ciężkim stanie z obrzękiem płuc - dodała. Minister zdrowia mówiła, że jest też ranna osoba ze złamaną miednicą.
- Trzy osoby z tych, które tam się znajdują, to są osoby przytomne. Dwie są jeszcze pod respiratorami, jedna z nich - pani po zabiegu z urazem twarzoczaszki - jest wybudzana. Chirurdzy szczękowi musieli przeprowadzić dość skomplikowany zabieg - poinformowała Kopacz.
- Pozostałe osoby to ranni, którzy (...) mają urazy twardych narządów, a nie brzucha czy klatki piersiowej. Przede wszystkim są to połamane kończyny, urazy twarzy i głowy. Te osoby pozostają pod bardzo dobrą opieką medyczną - zapewniła.
Według Kopacz niemiecki minister zdrowia obiecał, że będzie informować na bieżąco, w jakim stanie są pacjenci, a najciężej chorych odwiedzi. "W perspektywie kilku najbliższych dni będziemy mieć informacje, kiedy można tych pacjentów przewozić do Polski" - powiedziała.
Premier Brandenburgii Matthias Platzeck zaznaczył, że niedzielny wypadek był jednym z najpoważniejszych w historii tego niemieckiego kraju związkowego. "Nasze współczucie jest ogromne" - dodał.
Poinformował, że w akcji ratowniczej po wypadku uczestniczyło ok. 300 funkcjonariuszy niemieckich służb i siedem śmigłowców. Władze Brandenburgii i Berlina powołają specjalną grupę roboczą, by zapewnić poszkodowanym dalszą opiekę lekarską. - Pracujemy nad identyfikacją ofiar, która w niektórych przypadkach jest bardzo trudna. Ale chcemy tak szybko, jak to możliwe, przekazać informacje rodzinom - dodał Platzeck.
Skomentuj artykuł