Deklaracja ta padła na spotkaniu w miejscowości Ajn Isa z organizacjami pomocowymi i humanitarnymi pracującymi na terenie DFPS.
Ilham Ahmed, współprzewodnicząca Syryjskiej Rady Demokratycznej (MDS) - głównego organu cywilnej władzy w DFPS - zdementowała w ten sposób coraz liczniejsze pogłoski, że do takich ustaleń doszło w trakcie ostatnich negocjacji między MDS a władzami syryjskimi.
Przedstawicielka MDS, która pod koniec lipca na czele delegacji rady udała się do Damaszku na rozmowy z syryjskim rządem, podkreśliła, że rozmowy koncentrowały się wówczas na takich problemach jak dostęp do usług medycznych w Północnej Syrii, kwestia zarządzania tamą w Tabce i edukacja w Manbidżu.
Po spotkaniu w Damaszku pojawiły się doniesienia, że delegacja rządowa zaprezentowała 12-punktową listę żądań obejmujących m.in. przekazanie siłom prezydenta Syrii Baszara el-Asada kontroli nad obiektami rządowymi w ar-Rakce, Dajr az-Zaur i Al-Hasace, wspólne zarządzanie złożami gazu i ropy, wywieszenie syryjskich flag na przejściach granicznych i budynkach rządowych oraz stopniowe zakończenie współpracy zdominowanych przez Kurdów Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) z siłami USA i innych krajów międzynarodowej koalicji wspierającej walkę tej formacji z Państwem Islamskim (IS).
Delegacja MDS zaprzeczyła jednak, by w czasie rozmów omawiano te kwestie. MDS stwierdziło jedynie, że ustalono, iż stworzone zostaną wspólne komisje tematyczne, które dopiero przygotują grunt do właściwych negocjacji.
Podobnie rozmowy MDS z władzami w Damaszku ocenił w rozmowie z portalem al-Monitor Salih Muslim, jeden z liderów dominującej w DFPS kurdyjskiej Partii Jedności Demokratycznej (PYD). Stwierdził on, że celem spotkania nie były negocjacje, lecz stworzenie klimatu zaufania, który dopiero umożliwi negocjacje.
"Nie mamy żadnych czerwonych linii. Mamy system. Siły samoobrony, demokratyzacja, kultura, język i edukacja to część naszych projektów" - stwierdził Muslim, który jednocześnie podkreślił, że druga strona musi się zmienić i otworzyć na proces demokratyzacji.
Kurdyjski polityk uznał też, że to, czy dojdzie do wojny między siłami rządowymi a SDF, jest w rękach Damaszku. Dodał, że jeśli siły rządowe zdecydują się na konfrontację zbrojną, skończy się to dla nich katastrofą.
Tymczasem syryjscy Kurdowie z Północnej Syrii, z którymi rozmawiała PAP, wykluczają, by sytuacja na tych terenach wróciła do stanu sprzed 2011 roku. "Tysiące naszych ludzi zginęło, by stworzyć ten system, tyle lat cierpieliśmy i teraz wreszcie możemy powiedzieć, że to jest nasz kraj, więc jak możemy z tego zrezygnować" - stwierdził w rozmowie z PAP Reweberi Heza Dżauhari, dowódca Sił Obrony Cywilnej (HPC) w miejscowości Derbesije na północy kraju. Dodał, że każdy miejscowy Kurd został przygotowany do walki w obronie swoich praw i bezpieczeństwa.
Podobne zdanie w rozmowie z PAP wyraził dowódca sił bezpieczeństwa Asaisz w jednym z kurdyjskich miast DFPS. "Wszyscy jesteśmy zmęczeni tą wojną, więc może dojdzie do jakiegoś porozumienia między nami a reżimem" - ocenił, dodając, że Damaszkowi zależy głównie na kontroli granic oraz pól naftowych i gazowych. "W tym zakresie możliwy jest jakiś kompromis, ale na pewno syryjski muchabarat (służba bezpieczeństwa) nie wróci do naszych miast" - podkreślił.
Rozmówcy PAP zgodnie uważają też, że porozumieniem między DFPS a władzami w Damaszku zainteresowani są zarówno Rosjanie, jak i Amerykanie. Nie spodziewają się jednak, by USA wycofały się z Północnej Syrii. "Oni tu nie są dla nas, tylko ze względu na własny interes" - podkreślił Dżauhari. Opinie te potwierdzają doniesienia o setkach amerykańskich ciężarówek, które wjechały w poniedziałek i wtorek do Północnej Syrii z pomocą militarną dla SDF.
Skomentuj artykuł