Tajlandia: zaginiony Boeing nie został porwany?
Coraz więcej dowodów wskazuje na to, że dwaj pasażerowie, posługujący się skradzionymi paszportami na pokładzie zaginionego samolotu malezyjskich linii lotniczych, nie mieli powiązań z terroryzmem, lecz ubiegali się o azyl - podała tajlandzka policja.
Maszyna przewoźnika Malaysia Airlines zniknęła z radarów w sobotę krótko po starcie z Kuala Lumpur.
Interpol podał w niedzielę, że co najmniej dwa paszporty użyte przez osoby wchodzące na pokład tego samolotu były zarejestrowane w jego bazach jako skradzione lub zagubione w Tajlandii. Ożywiło to spekulacje, że samolot został uprowadzony.
Tajlandzka policja i zagraniczni eksperci przesłuchali właścicieli dwóch biur podróży w mieście Pattaya, gdzie obywatele Iranu kupili bilety dla pasażerów korzystających z cudzych paszportów.
"Nie wykluczyliśmy (teorii o zamachu - PAP), jednak coraz więcej dowodów wskazuje na to, że ci mężczyźni nie mają ani nie mieli powiązań z terroryzmem" - powiedział we wtorek szef policji w Pattaya.
Bilety pozwalały na podróż z Kuala Lumpur przez Pekin do Europy w najtańszej opcji. "Gdyby chodziło o akt terroru, (mężczyźni) wybraliby bilet na konkretnej trasie i konkretnym samolotem, tymczasem kupili najtańszy bilet i nie wskazali preferowanej trasy" - podkreślił przedstawiciel policji.
Lecący do Pekinu Boeing 777 malezyjskich linii lotniczych zniknął z radarów w sobotę mniej niż godzinę po starcie z lotniska w Kuala Lumpur. Mimo zlokalizowania na morzu plam paliwa nie odnaleziono śladów maszyny. Według Malaysia Airlines samolot nie wysłał sygnału SOS.
Lista pasażerów wydana przez przewoźnika zawiera nazwiska dwóch Europejczyków: Austriaka Christiana Kozela i Włocha Luigiego Maraldiego, którzy - według służb dyplomatycznych ich krajów - nie przebywali w samolocie, natomiast w 2013 roku w Tajlandii skradziono im paszporty.
Poszukiwania maszyny są kontynuowane.
Skomentuj artykuł