Uczestnicy narodowej wyprawy na K2: mamy liny, zamiast wojska i murów
(fot. PAP / Dariusz Załuski)
PAP / mp
Uczestnicy narodowej wyprawy na niezdobyty zimą szczyt w Karakorum K2 (8611 m) zgodnie przyznają, że są dumni z wybudowanego "miasta" i zabezpieczeń przed "wrogiem".
"Mamy liny, zamiast wojska i murów" - poinformował Rafał Fronia, zwany przez kolegów naczelnym kronikarzem.
W dzienniku wyprawowym przypomniał, że minęło ponad pięć wieków od czasu, kiedy to geniusz, magnat i wizjoner, a przy tym człowiek światły i ustosunkowany wymyślił sobie miasto.
"Ordynat Jan Zamoyski, bo o nim mowa, zbudował swój Zamość. Wedle własnego uznania, ale kierowany wiedzą, życiowym doświadczeniem i wrodzonym poczuciem piękna decydował: tu powstanie Rynek, tu w rogu, a nie jak w tym ... jakimś Krakowie na środku zagracony Sukiennicami. Tu będzie kościół, a tu moja siedziba, tu akademia a tu... tu będzie dzielnica żydowska..." - napisał.
Wizjoner nakazał jak mają wyglądać domy i jak usytuowane będą place. Czy te czasy już minęły? Czy rozwój, to skomplikowany i długotrwały proces urbanizacyjny?
"A guzik" - uważa Fronia i za przykład podaje teren, na którym żyją od miesiąca. "Tu, pod K2, daleko od kraju i bez obostrzeń architektów Krzysztof Wielicki i jego 12 budowniczych wymyślili i zbudowali niemiasto idealne. Cóż z tego, że małe, czy piękne musi być od razu wielkie?"
Co budowniczy, wizjoner i lider miał do dyspozycji? "Nie bagna, nie zakole rzeki, nie warowne wzgórze... Miał do dyspozycji morenę środkową lodowca - długą kamienną bliznę ciągnącą się przez środek lodowej rzeki. Kamienne wzgórza i doliny. I zaczęło się. Platformy, kopanie, znoszenie kamieni, podsypywanie żwiru, rąbanie lodu... I kolorowe namioty utworzyły miasto" - opisał.
Do sprawnego kierowania życiem przyszłego miasta powołani zostali: kierownik bazy, lekarz, filmowiec, operator techniczny sprzętu i łączności, kucharze, służby komunalne i ... kronikarz.
"Zawsze jest jakiś wróg. Każde miasto miało swoich Hunów, Mongołów czy Husytów. I każde miasto miało mury, fosy i baszty.
My mamy liny, zamiast wojska i murów, bo naszym wrogiem jest wiatr. To on w swoim czasie będzie próbował nadgryźć nasze flanki. I naszą obroną są liny. Zakotwione namioty, kamienie jako kotwice, liny, dużo lin wiążących wszystko do podłoża" - przekazał urodzony i mieszkający w Jeleniej Górze 47-letni Fronia, z zawodu kartograf.
Po przybyciu pod K2 wybrane zostało serce miasta - przestrzeń publiczna, będąca najważniejszą dzielnicą. Jest to długi ciąg namiotów: kuchnia, przedsionek z łaźnią, mesa i na końcu kopułka. Całość wygląda wieczorem imponująco, gdy świecąca na żółto kopułka przypomina płonącą zapałkę.
"To jest nasz rynek, teatr, kino, świetlica, sala obrad, czytelnia, sejm, stołówka... Stąd rozchodzą się wszystkie bezdrogi miasta" - opisał Fronia. Zaznaczył przy tym, że "tu każdy łazi jak chce; ważne, żeby się nie wypier...ć na wszędobylskich, luźnych kamieniach leżących na śniegu i lodzie".
Domy mieszkańców to jednoosobowe kopuły, z oknem, które jest zarazem drzwiami. I to "właściciel" decyduje, czy jego okno na świat ma wychodzić na K2, Broad Peak, czy też w innym kierunku. Wnętrze domów w większości zajmuje materac. Zostaje trochę miejsca na osobiste rzeczy. Rolę szaf spełnia rząd beczek, czyli falochron ustawiony przed wejściem do namiotu - to prywatne szafy i magazyny ze sprzętem.
"Dalej jest dzielnica szlachty i starych wyg, znajduje się na skraju moreny, za bazą, kilkadziesiąt metrów w kierunku góry. Nie dochodzą tu hałasy z mesy i kuchni, tu mieszka lider, kierownik bazy, Denis (Urubko) i Darek (Załuski). Dla tych co jeszcze bardziej cenią ciszę i odosobnienie jest dzielnica na wzgórzach, na szczycie moreny; tu swoje zagubione wśród kamieni domki zbudowali Adam (Bielecki), Janusz (Gołąb) i Maciek (Bedrejczuk), są na tyle daleko, że ogłoszenia z centrum czasem do nich nie docierają" - zrelacjonował Fronia.
Naczelny kronikarz wyprawy, wcielił się też w rolę przewodnika. "Blisko centrum zbudowano magazyny techniczne, tu zdeponowane są setki kilogramów lin, haków, gazu, namiotów... Obok kuchni przykryte tarpalem są magazyny na świeżym powietrzu. Klimat panujący w bazie służy przechowywaniu, właściwie wszystkiego, nic się nie psuje. Ale niektóre rzeczy mogą odlecieć, dlatego się je chowa i wiąże. Inne, jak beczki z kerozyną, butle z gazem, czy ciężkie palniki kuchenne leżą sobie ot, po prostu przykryte tarpalem, byle blisko.
- Magazyny spożywcze są dwa: wyprawy, a więc to czym dysponuje Szef Bazy i co służy wspinaniu. Drugi, obsługi, gdzie kucharze trzymają całą żywność, zamarznięte na kość jaja, warzywa, ryż i mięso z jaka, poporcjowane i zapakowane w beczki. Obok centrum, na wzgórzu położone są domy obsługi, kucharza, pomocników i wojska; tak, wojska, tu mieszka oficer łącznikowy armii pakistańskiej, chodzą słuchy, że nawet ma, no ten... pistolet.
- Sanitariaty, to ważna część miasta, metalowa, ciężka konstrukcja z namiocikiem chroniącym przed wiatrem... wchodzi się tam trochę jak na przykrytą mównicę. Miejskie wodociągi, to ważne miejsce na mapie miasta. Cóż z tego, że są stale zamarznięte. Do transportu wody, w naszym wypadku lodu, używa się beczki i nosidła dla nosiwody, który drepta w tę i z powrotem, a zamiast systemu pomp używa się czekanu i kilofa; uzdatnianie, to palnik, który ma wodę doprowadzić do wrzenia. Ważne jest jednak, aby ujęcie wodolodu było dokładne po drugiej stronie moreny niż sanitariaty.
- Centrum łączności to strefa zakazana, kopułka, do której ma wstęp tylko Marcin. Ministerstwo tajne, ale jakże skutecznie działające. Około południa zostaje do gniazdka wepchnięta odpowiednia wtyczka. I jest. Cały świat w naszej mesie. Cud. Czegoś takiego jeszcze chyba nigdy tu nie było" - opisał zdobywca dwóch ośmiotysięczników bez wspomagania tlenem z butli - Lhotse (8516 m) w ubiegłym roku i Gaszerbrum II (8035 m) w 2006.
"To prawda, byłem na wielu wyprawach, ale w tak ekskluzywnych warunkach jeszcze nie żyłem. Baza, nasze miasto na trzymiesięczny pobyt, jest super" - ocenił w rozmowie z PAP Marcin Kaczkan. "Gdyby tylko lżejszy był mróz i słabszy wiatr..." - westchnął przed wyruszeniem w górę 43-letni pracownik naukowy Politechniki Warszawskiej, zdobywca dwóch ośmiotysięczników - samotnie Nanga Parbat w 2010 roku i K2 w 2014.
Obecnie zespół Kaczkan-Urubko po nocy spędzonej w obozie pierwszym wspina się do drugiego na wysokość około 6200 m. Pozostali uczestnicy są w bazie (5150 m).
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł