Zgoda wśród pustych haseł?

Zgoda wśród pustych haseł?
(fot. ZeRo`SKiLL/flickr.com)

Wezwanie do pojednania narodowego i do zakończenia wojny polsko-polskiej to jedno z częściej pojawiających się haseł w naszej debacie publicznej. To również głośne wołanie wyrażane podczas licznych Mszy za Ojczyznę, szczególnie mocno słyszane w ramach obchodów Święta Niepodległości. Usłyszeliśmy wiele podobnych apeli w okresie Bożonarodzeniowym i Noworocznym – w atmosferze życzeń, kolęd i orędzi. Tym bardziej rodzi się pytanie: dlaczego te wszystkie dotychczasowe wołania są tak mało skuteczne? I gdzie upatrywać nadziei na rzeczywiste pojednanie?

 

DEON.PL POLECA

Uważam, że w naszym kraju, jak nigdy dotąd, aktualne jest przesłanie Jana Pawła II wyrażone w encyklice Centesimus annus, gdzie autor rozwija myśl Leona XIII i daje wyraz swojej inspiracji ewangelicznym obrazem „uczonego w Piśmie, który stał się uczniem Królestwa niebieskiego”, o którym Chrystus mówi, że „podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” (Mt 13, 52). W tym kontekście Ojciec Święty wzywa do spojrzenia wstecz (by dostrzec bogactwo tradycji), do spojrzenia dokoła (na zmienną rzeczywistość, w której jesteśmy zanurzeni) i do spojrzenia w przyszłość (by dostrzec trzecie tysiąclecie ery chrześcijańskiej, pełne niewiadomych, ale też wiele obiecujące) - (CA, 3).

Proroczo brzmią te słowa obecnie w Polsce, zważywszy że większość naszych najgłębszych napięć w sferze publicznej posiada w tle nieumiejętność pogodzenia tego, co stare, z tym, co nowe. Nasza sarmacka, romantyczna i katolicka tradycja w zderzeniu ze standardami nowoczesnej, pluralistycznej demokracji europejskiej rodzi różne „mieszanki piorunujące”. Nieprzypadkowo jednym z najczęściej omawianych ostatnio w publicystyce zagadnień społecznych jest nasze podejście do tradycyjnego polskiego patriotyzmu.

Każde wolne społeczeństwo generuje różnice poglądów, każdy kapitalizm opiera się na konflikcie interesów i każda demokracja zakłada rywalizację polityczną. U nas jednakowoż w życiu politycznym odbywa się walka o rząd dusz na zasadzie „wszystko albo nic”. Ten, kto zdobędzie miano prawdziwego patrioty, działa jak zwycięzca, który „bierze wszystko”; kto tego miana nie zdobędzie, nie może nazywać się prawdziwym Polakiem – ujmując rzecz w dużym skrócie. Taka walka na śmierć i życie powoduje, że wołanie o pojednanie narodowe jest przysłowiowym wołaniem na puszczy.

Czegóż więc możemy się nauczyć z papieskiego przesłania, posługującego się metaforą ojca rodziny? Ów ojciec rodziny wydobywa rzeczy stare i nowe jednocześnie. Nie ucieka się do łatwych, skrajnych rozwiązań, jak celebrowanie wyłącznie tego, co stare, bądź zachwycanie się wyłącznie nowinkami. Jest na swój sposób twórczy i zdobywa się na pewien wysiłek. Wchodząc w logikę takiego postępowania, możemy zapytać - czy można mieć dziś nadzieję, że Polacy, jako społeczeństwo obywatelskie, potrafią godzić tradycję z nowoczesnością w sposób konstruktywny i w atmosferze zgody narodowej?

Wydaje mi się, że tak, a nadzieję dostrzegam w wielu polskich rodzinach, w rzeszach naszych rodaków, którzy autentycznie realizują zwykły patriotyzm codziennego dnia w swoim życiu. Wystarczy wyłączyć na chwilę tv, radio, Internet, odłożyć na bok gazety i rozejrzeć się dokoła, by się przekonać, że świat bez wojny polsko-polskiej jest możliwy i bardzo realny. Dostrzeżemy to w bardzo prostych, niepozornych zachowaniach, reakcjach, rytuałach. Wielu naszych krewnych, znajomych, kolegów i koleżanek z pracy, sąsiadów daje przykład zdrowego podejścia do tradycji i do nowoczesności zarazem. Wielu naszych rodaków z głębokim szacunkiem rozmawia o naszej historii, o powstaniach, zesłaniach, o naszych bohaterach narodowych; wielu szczerze pielęgnuje tradycyjne polskie święta, zabiera dzieci w miejsca pamięci narodowej; wielu się wzrusza słuchając zarówno polskich kolęd, pieśni ułańskich jak i utworów Kaczmarskiego czy Gintrowskiego; wielu wreszcie potrafi zainwestować niemałe pieniądze, by towarzyszyć występom sportowym naszych narodowych reprezentacji za granicą.

A jednocześnie ci sami ludzie, z dużą dozą zdrowego rozsądku, zakładają firmy i stowarzyszenia, poszerzają swoje wykształcenie, marzą o życiu nowoczesnym na miarę XXI wieku. Są otwarci na świat, odkrywanie innych kultur, uczenie się języków obcych. Powszechna jest akceptacja równości, wolności słowa, nowoczesnej demokracji, otwartości i tolerancji. Nawet jeżeli lubimy sobie czasami ponarzekać, to jednak – i to uważam za bardzo ważne - zdecydowana większość Polaków ani myśli utożsamiać się z postawami ekstremalnymi, takimi jak szyderczy, kosmopolityczny, antyklerykalny nihilizm czy też ksenofobiczne, antysemickie, pseudopatriotyczne zacietrzewienie. Można powiedzieć, że prywatnie, na swój własny użytek, godzimy całkiem nieźle tradycję z nowoczesnością i w dodatku potrafimy okazywać sobie nawzajem szacunek. I jesteśmy w tym wszystkim spontaniczni i różni, gdyż nie ma jakiegoś jednego wzorca – jak najlepiej realizować patriotyzm dziś. Taką zbiorową postawę można potraktować jako vox populi.

Problem się wyłania w sferze publicznej, gdzie nie potrafimy przełożyć tych postaw na język gestów, symboli i metafor czytelnych w polityce. Tutaj wciąż toczy się walka na śmierć i życie o to, kto jest tym prawdziwym Polakiem i prawdziwym patriotą (czasami dochodzi do tego czysto polityczny spór o to, kto jest prawdziwym katolikiem, kto był prawdziwym opozycjonistą, kto ma prawo do etosu „Solidarności”, itd.). Historia, która nas nie oszczędzała i która pomogła nam wykształcić wiele pięknych cnót, niestety nie przygotowała nas do pluralizmu w życiu publicznym. Tego się musimy nauczyć właśnie teraz, często na własnych błędach. Musimy się nauczyć współistnienia różnych odcieni patriotyzmu, różnych wizji wydobywania tego, co stare, i tego, co nowe, z narodowego skarbca. W warunkach wolności i demokracji nie ma racji dla wykluczania z życia społecznego z powodu różnic politycznych czy światopoglądowych. Minęły czasy, kiedy jedna partia miała monopol na najlepszą wizję, w której „Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”.

Z faktu, że się nie różnimy zasadniczo w moralnej ocenie bitwy pod Grunwaldem, Powstania Listopadowego czy też wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku nie wynika, że nie możemy się różnić w takich kwestiach, jak wejście Polski do strefy euro czy też obecność polskich wojsk w Afganistanie. Wręcz przeciwnie, otwarta, pluralistyczna dyskusja nad tą ostatnią grupą zagadnień pomoże wypracować wspólną, koherentną koncepcję współczesnej racji stanu. Z drugiej strony, budowanie naszego pluralizmu nie powinno się dokonywać przez ślepe kopiowanie wzorców europejskich, posługiwanie się językiem wyłącznie eksperckim czy też pogardę dla tych, którzy nie nadążają za zmianami. To powinno się dokonywać w języku naszych symboli, naszych wzlotów i upadków. Mądry ojciec rodziny działa właśnie jak ojciec, nie jak wykwalifikowany, bezduszny instruktor.

Zdrowy rozsądek dyktuje popieranie stabilizacji, zgody i współpracy. Co do tego wszystkiego wnosi perspektywa katolicka – a więc wiara w Jezusa Chrystusa oraz przyjęta z wiarą katolicka nauka społeczna? Przede wszystkim daje nam nadzieję i wytrwałość w pokonywaniu trudności, zwłaszcza tam, gdzie po ludzku jest trudno. Doktryna społeczna Kościoła uczy nas szukania rozwiązań w trosce o dobro wspólne, godność osoby i zasadę solidarności. Uczy, że pojednanie chrześcijańskie nie opiera się na upokorzeniu kogokolwiek, na rewanżu ani na dialektyce walki klas. Żeby tej nadziei nie zepsuć, duszpasterz nie powinien ulegać pokusie taniego moralizatorstwa, nie powinien też mylić własnych sympatii politycznych z nauczaniem Magisterium Kościoła. Słuchając homilii na Mszach za Ojczyznę mamy prawo oczekiwać mądrego pochylenia się nad naszą narodową tradycją i mądrego towarzyszenia nam w naszym patriotyzmie dnia codziennego - w warunkach gospodarowania, oszczędzania, inwestowania, szukania nowej pracy, wychowywania dzieci czy płacenia podatków.

I tutaj rodzi się refleksja natury pastoralnej. O ile statystyczny polski kaznodzieja nie ma większych trudności, by połączyć etos patriotyczny z chwalebnymi wydarzeniami z naszej przeszłości, o tyle znacznie trudniej usłyszeć w naszych świątyniach przesłanie o tym, jak być dobrym Polakiem-patriotą w dzisiejszych, skomplikowanych realiach społecznych, kulturowych i ekonomicznych. Wydaje się, że w polskim Kościele nadszedł czas na poważne potraktowanie katolickiej nauki społecznej, opartej na rzetelnej analizie problemów dzisiejszego społeczeństwa. Doktryna społeczna Kościoła nie wygeneruje nowych programów politycznych, ale może ułatwić zwaśnionym stronom proces wzajemnego uznawania się na różnych poziomach życia społecznego, a to już bardzo wiele...

Niezależnie od poglądów politycznych, we wspólnocie wiernych wszyscy mamy prawo oczekiwać wzmocnienia w nas tego, co dobre, i wzmocnienia nadziei. Jeżeli nauczymy się wydobywać z naszego wspólnego skarbca to, co stare, i to, co nowe, to może uda nam się na nowo odczytać patriotyzm w życiu publicznym i zamienić chocholi taniec wokół wojny polsko-polskiej na konstruktywne działania, w których można z nadzieją patrzeć w przyszłość. Tego życzmy sobie nie tylko od święta ale i na co dzień!

ks. Dariusz Dańkowski SJ - jezuita, doktor filozofii, wykładowca katolickiej nauki społecznej, filozofii politycznej, etyki biznesu na WSFP „Ignatianum” w Krakowie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zgoda wśród pustych haseł?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.