Zmarnowana szansa?
Doświadczenie katastrofy w Smoleńsku, jak mało które, dotknęło wszystkich Polaków, niezależnie jakiej opcji światopoglądowej byli. I ciągle jeszcze mocno dotyka. Ponieważ brak nam historycznego dystansu do nas samych, sami nie wiemy, jak ono teraz w nas, jako narodzie, pracuje.
Wbrew temu, co się najczęściej mówi o katastrofie i o wydarzeniach po niej, nie przypuszczam, by Polacy marnowali szansę. Chciałbym przekornie powiedzieć, że wykorzystują ją albo raczej, uczą się wykorzystywać.
Przede wszystkim musimy się nauczyć mówić o takich wydarzeniach. I nie jest to łatwe, bo, rzeczywiście, sytuacja nas przerosła. I pewnie przerosła by każdy naród. Uczyć się mówić to najpierw pozwolić na przeplatanie się różnych opowieści: historii zwykłych ludzi, bliskich i przyjaciół ofiar tragedii, wysoko postawionych osobistości i zwykłych obywateli, a także wielkich opowieści „metafizycznych” czy lepiej, historiozoficznych. Jest zrozumiałe, że każda z tych osób czy grup osób próbuje jakoś zrozumieć, pojęciowo objąć ten niepojmowalny ogrom tragedii i wplata go w szersze konteksty interpretacyjne. Ale szanując ich doświadczenia, słuchacz ma prawo podchodzić z rezerwą wobec wszelkich ideologizacji.
Myślę, że katastrofa smoleńska staje się duchowym punktem odniesienia może nie tyle przez medytacje, zadumę, wyciszenie, modlitwę, ale wprost przeciwnie, przez ostre starcia, odsłonięcie głębokich antagonizmów, różnic w koncepcjach historii, jej interpretacjach, pomysłach na duchowe życie Polski. Ten konflikt różnych sposobów przeżywania sprawia, że całe wydarzenie smoleńskie staje się nie tylko tragicznym ale i dramatycznym, głębokim narodowym przeżyciem. O nim się snuje wiele opowieści, i to na różne sposoby. Ufam, że wykuwa się w ten sposób jedna opowieść. Polacy nie marnują szansy. Dramatycznie szukają.
Skomentuj artykuł